Recenzja filmu

Bo to jest miłość (2005)
Priyadarshan
Jackie Shroff
Kurush Deboo

...bo to jest tragedia

Po film „Kyon Ki” sięgnęłam z chęcią. Chciałam obejrzeć dobry, sensowny dramat z doborową aktorską obsadą: Kareeną Kapoor i Salmanem Khanem przeplatany widokami wspaniałych tańców i kostiumów.
Po film „Kyon Ki” sięgnęłam z chęcią. Chciałam obejrzeć dobry, sensowny dramat z doborową aktorską obsadą: Kareeną Kapoor i Salmanem Khanem przeplatany widokami wspaniałych tańców i kostiumów. Niestety, film nie okazał się ani przyzwoity, ani sensowny, a obsada, mimo starań, zawiodła. Akcja dzieje się w klinice psychiatrycznej sir Richarda. Trafia do niej chłopak z zamożnej rodziny, który przeżył załamanie nerwowe z powodu straty ukochanej. Szpital nie stosuje łagodnych metod leczenia; za bardziej skuteczne uważa surową dyscyplinę i brak wszelkiej łagodności. Anand, bo tak nazywa się bohater grany przez Salmana Khana, nie pasuje za bardzo do tego otoczenia, bo taki do końca chory to on nie jest: miewa przebłyski cech charakteryzującego zdrowego człowieka. Stosowane metody leczenia nie pomagają mu - wręcz odwrotnie - szkodzą. Chęć uratowania młodego człowieka wykazuje doktor Sunil, którego z chłopakiem łączą pewne więzi. Uważa, że miłość i serdeczność wyciągną go z choroby. Zadania tego podejmuje się lekarka Tanvi, grana przez Kareenę Kapoor, córka właściciela kliniki, despotycznego doktora Khurana. Niespodziewanie stosowana metoda doprowadza do iskrzenia między Anandem a Tanvi. Oczywiście ojciec Tanvi ani myśli oddać rękę swojej jedynaczki oskarżonemu o morderstwo mężczyźnie... Sam pomysł na film był niezły, ale twórcy „Kyon Ki” zapomnieli, że diabeł tkwi w szczegółach. Niektóre sceny okazywały się po prostu żałosne lub wcale nieśmieszne. Jako przykład może posłużyć epizod, w którym Anand usiłuje namówić pacjentów na wykazanie zainteresowania muzyką, bo „ona łagodzi obyczaje, jest w głosie matki, w dźwięku dzwonów, w stukocie kroków...”. Salman Khan aż za bardzo wczuł się w rolę, machał swoimi rękami i wyciskał z siebie łzy niczym Makbet, co w granej scenie wcale nie było potrzebne. I nie sądzę, żeby w Indiach, podobnie jak w każdym szpitalu na tym świecie, sari było strojem przypisanym lekarkom. A motyw z muchą był niezwykle udziwniony i wcale nie pasował do filmu, który w zamierzeniu miał chyba być poważnym i wzruszającym dramatem obyczajowym. „Kyon Ki” ma jednak swoje plusy, choć niezbyt ich dużo, to jednak są. Bardzo ciekawe okazało się ukazanie tańca hinduskiego wśród przepięknej, górskiej scenerii Rumunii i tańczących górali. Całkiem mocne było też samo zakończenie, zaskakujące i łapiące za serce. Filmowi „Bo to jest miłość” zabrakło umiejętnych połączeń, które uczyniłyby go godnym uwagi obrazem. Tymi połączeniami były detale, które zostały karygodnie    zaniedbane. I dlatego, zamiast dobrego filmu, powstała tragedia. Niestety...
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones