Recenzja filmu

Harry Potter i Książę Półkrwi (2009)
Agnieszka Matysiak
David Yates
Daniel Radcliffe
Rupert Grint

Magia wciąż działa

"Harry Potter i Książę Półkrwi" był najbardziej oczekiwanym przeze mnie filmem roku. Żaden z tegorocznych przebojów (a było tego sporo, m.in. "Transformers 2", "X-Men Geneza: Wolverine" czy
"Harry Potter i Książę Półkrwi" był najbardziej oczekiwanym przeze mnie filmem roku. Żaden z tegorocznych przebojów (a było tego sporo, m.in. "Transformers 2", "X-Men Geneza: Wolverine" czy najnowsza odsłona "Terminatora") nie wzbudził we mnie takich emocji, jak sama myśl o zbliżającej się premierze najnowszej części przygód nastoletniego czarodzieja. Pierwotnie film miał trafić do kin w listopadzie 2008 roku, jednak Warner Bros, licząc na lepsze zyski w okresie letnim, wydłużył oczekiwanie widzów o 8 miesięcy (przyprawiając tym samym fanów serii o tygodniowy ból głowy). Tak niestety działa przemysł komercyjny. Pozostawało mieć nadzieję, że "Książę Półkrwi" okaże się filmem, na który warto było tyle czekać. Dziś - dwa lata od premiery "Zakonu Feniksa", wreszcie możemy to stwierdzić. Harry Potter rozpoczyna szósty już rok nauki w Hogwarcie. Ciemne chmury zbierają się nad magiczną uczelnią. Po powrocie do życia Lorda Voldemorta jego poplecznicy - Śmierciożercy - coraz śmielej dają o sobie znać zarówno w świecie czarodziejów, jak i zwykłych ludzi. Nawet w szkole nie można już czuć się tak bezpiecznie, jak kiedyś. Profesor Dumbledore postanawia przygotować Harry'ego do ostatecznego starcia z siłami ciemności. W tym celu urządza serię prywatnych spotkań, podczas których wspólnie szukają sposobu mogącego zakończyć wojnę dobra ze złem, a także poznają mroczną przeszłość Voldemorta i odkrywają tajemnice jego nieśmiertelności. Siedząc w sali kinowej i oczekując wraz z innymi widzami na rozpoczęcie seansu, nie spodziewałem się, że przyjdzie mi obejrzeć aż tak dobry film. Jako zatwardziały potteromaniak zawsze podchodziłem z optymizmem do kolejnych ekranizacji przygód Harry'ego Pottera, jednak w przypadku "Księcia Półkrwi" zostałem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Po rozczarowującym i trochę nieudanym "Zakonie Feniksa" reżyser David Yates postanowił zupełnie zmienić sposób narracji, jaki zaprezentował w poprzedniej części. "Książę Półkrwi" to przede wszystkim od dawna upragniony powiew świeżości w serii. Twórcy, na czele ze scenarzystą Stevem Klovesem, wreszcie dostrzegli, że dziś większość fanów Harry'ego Pottera to dojrzewające nastolatki i osoby już, lub prawie, dorosłe. A oni oczekują czegoś więcej, niż tylko głupiego pokazu najnowszych możliwości efektów specjalnych i automatycznej, przewidywalnej akcji. "Książę Półkrwi" wychodzi im (a także mnie) naprzeciw. Na całą fabułę składają się dwie równoległe historie. Pierwsza to główna intryga związana z tytułowym Księciem i odkrywaniem przez Harry'ego tajemnic Sami-Wiecie-Kogo. Druga skupia się na miłosnych rozterkach bohaterów i wątkach pobocznych. W tym miejscu zaskakuje jakość i ilość humoru, którego jest tu więcej, niż we wszystkich poprzednich częściach razem wziętych. Problemy sercowe Rona i Hermiony naprawdę bawią i niejednokrotnie wywołują śmiech; niemały udział mają w tym pełne młodzieńczej charyzmy dialogi; starsi widzowie wyłapią w nich kilka delikatnych podtekstów erotycznych. Co się tyczy wierności książce - nie należę do osób, które oczekują od ekranizacji idealnej adaptacji pisanego pierwowzoru, dlatego brak w filmie kilku istotnych wątków z powieści nie był dla mnie zbyt rażący. Jednak osoby wrażliwe w tej kwestii mogą poczuć się zawiedzione. Bez wątpienia "Książę Półkrwi" jest najmroczniejszy z całej serii. Już sama kolorystyka zdjęć Bruno Delbonnela mówi jasno, że raczej nie mamy do czynienia z familijną bajeczką; ponure, wyprane z kolorów, szare kadry w niczym nie przypominają tych z poprzednich części - bliżej im do "Sztucznej inteligencji" lub "Wojny światów" Spielberga. Niektóre sceny, jak np ta, w której Malfoy, po oberwaniu zaklęciem Sectumsempra, leży w kałuży, a na jego ciele rosną plamy krwi, mogą zanadto przerazić młodych widzów. Aktorstwo może nie jest najwyższych lotów, ale sprawia pozytywne wrażenie. Najlepiej spisał się Jim Broadbent jako Horacy Slughorn; jest dokładnie taki, jak jego książkowy pierwowzór - trochę ironiczny i niezdarny, ale poczciwy i sympatyczny. Trudno go nie polubić. Od zupełnie innej strony dał się poznać Michael Gambon w roli Albusa Dumbledore'a - w scenach w jaskini widzimy go jako złamanego, cierpiącego starca; te momenty z jego udziałem najbardziej zapadają w pamięci. Jeśli chodzi o młodych aktorów, to ci w większości również dobrze zagrali swoje postaci. Świetnie wypada Frank Dillane jako 16-letni Tom Riddle - pełen oziębłości i goryczy nastolatek; szkoda, że pojawia się w zaledwie kilku sekwencjach. Tak samo, jak film, miłym zaskoczeniem okazała się dla mnie polska wersja językowa "Księcia..."; została wykonana profesjonalnie i z dużą dbałością. Jej podstawową zaletą jest udział tych samych osób, które użyczały głosów we wcześniejszych częściach. Tak więc Harry'ego dubbinguje Jonasz Tołopiło, Rona Marcin Łabno, Hermionę Joanna Kudelska, a wszystkim wychodzi to bardzo dobrze, ich głosy w dalszym ciągu pasują do postaci. Jeśli chodzi o tzw. "kłapy", to mamy tu duży postęp w stosunku do nieco "położonego" w tej kwestii "Zakonu Feniksa" - głosy lepiej współgrają z ruchami ust bohaterów a dialogi brzmią naturalnie i autentycznie. Również strona techniczna trzyma wysoki, żeby nie powiedzieć najwyższy, poziom. Zrobione tradycyjnie przez Industrial Light & Magic efekty specjalne imponują dbałością wykonania, pojawiają się tylko tam, gdzie to konieczne, do tego są bardzo pomysłowe (sekwencja, w której kamera zagląda od jednej kabiny pędzącego pociągu do drugiej). Pierwszy raz od czasu "Więźnia Azkabanu" możemy znów obserwować mecz Quidditcha; tu poczułem lekki niedosyt ze względu na jego długość, a raczej krótkość. Choć sceny ze śmigającymi na miotłach czarodziejami nieodmiennie robią wrażenie, to trochę szkoda, że poświęcono im tak mało czasu, zwłaszcza, że więcej Quidditcha w serii nie zobaczymy - w "Insygniach Śmierci" się nie pojawia. "Harry Potter i Książę Półkrwi", mimo komercyjnego charakteru, jest zdecydowanie jednym z najbardziej wartościowych filmów tego roku. Wreszcie otrzymujemy naprawdę solidną ekranizację powieści J.K. Rowling - odpowiednio długą, zabawną, wciągającą, przyzwoicie zagraną - na pewno najlepszą ze wszystkich dotychczas nakręconych. David Yates udowodnił, że potrafi zrobić dobry film na podstawie świetnej książki. Mam nadzieję, że potwierdzi to w przypadku dwuczęściowych "Insygniów Śmierci" Po premierze "Księcia..." jestem dobrej myśli.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kolejny rok w Hogwarcie jest dla bohaterów pełen niespodzianek. Voldemort gromadzi wojska, śmierciożercy... czytaj więcej
David Yates wiele nauczył się przez ostatnie dwa lata. Jego najnowszy film to nie tylko zlepek... czytaj więcej
Najbardziej oczekiwana przeze mnie premiera tego roku, okazała się największym zawodem filmowym, jaki... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones