Recenzja filmu

Musimy porozmawiać o Kevinie (2011)
Lynne Ramsay
Tilda Swinton
John C. Reilly

Mały, słodki chłopiec

Dawno temu Alfred Hitchcock powiedział, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Te słowa idealnie obrazują najnowszy film szkockiej
Dawno temu Alfred Hitchcock powiedział, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Te słowa idealnie obrazują najnowszy film szkockiej reżyserki Lynne Ramsay. "Musimy porozmawiać o Kevinie" rozpoczyna się bardzo intrygująco. Otóż, spora grupa ludzi papla się w czerwonej mazi, prawdopodobnie jest to dżem truskawkowy, który w dalszej części filmu pojawi się jeszcze kilka razy. W tle słychać tajemniczą muzykę, która nadaje mistycznego tonu całej scenie. Po chwili obraz przenosi nas do pokoju, w którym śpi kobieta biorąca udział w wyżej wspomnianym wydarzeniu. Pierwsze sekwencje tego filmu są swego rodzaju metaforycznym wprowadzeniem do historii, która z czasem zaczyna wciągać, szokować, odkrywać kolejne karty, z każdą kolejną sekundą budzić coraz to większe i silniejsze emocje.

Obraz Ramsay jest podzielony na dwie części, które nie są ułożone w sposób chronologiczny. Co więcej, wydarzenia w nim przedstawione przeplatają się ze sobą.
Pierwsza część to moment, w którym główna bohaterka filmu Eva Khatchadourian dowiaduje się, że będzie miała dziecko. Po urodzeniu chłopczyka okazuje się, że każdy kolejny dzień jest dla Evy koszmarem. Wraz z wiekiem Kevin robi się coraz bardziej nieznośny. Druga odsłona tej historii to pokazanie życia Evy po pewnych makabrycznych wydarzeniach, które za sprawą Kevina rujnują i tak nie najlepsze życie kobiety, która chciała być po prostu dobrą matką.

"Musimy porozmawiać o Kevinie" to film o kobiecie, która poprzez niespełnione marzenia, jakie rodziły się w jej umyśle, staje się kobietą zawiedzioną swoim życiem. Rozczarowaną tym, z czym przyszło jej żyć, będącą bardzo blisko cienkiej granicy, która oddziela ją od załamania nerwowego. Ten film to przejmujące studium samotnej kobiety, która pomimo posiadania w swoim życiu rodziny, domu, pracy, tak naprawdę je straciła. O kobiecie, która świadoma tego, że została matką, nigdy się z tym nie pogodziła.

Kevin, jej syn, już od niemowlaka dawał znać o swojej odmienności, o braku możliwości nawiązania kontaktu ze swoją rodzicielką. Jedna ze scen pokazuje dobitnie, z czym borykała się Eva od samego początku narodzin jej syna. W czasie spaceru Kevin zaczyna płakać, Eva w tym czasie podchodzi z wózkiem do pracujących na ulicy mężczyzn. Harmider i hasał spowodowany pracą robotów drogowych wydaje się przepiękną melodią dla uszu Evy, która zagłusza ciągły płacz małego chłopca. Jest to jedna z pierwszych scen obrazujących konflikt, jaki z każdym kolejnym rokiem będzie się pogłębiał i narastał. Kevin nie potrafi okazać szacunku ani jakichkolwiek uczuć, które sugerowałyby, że kocha swoją matkę tak samo jak ona kocha jego. Z czasem Eva pomimo zwątpienia nie poddaje się i próbuje naprawić coś, co tak naprawdę już było zepsute w samym zalążku. Na to jest już jednak za późno i wtedy każde nowe pytanie rodzi kolejne, i tak w kółko. Dlaczego Kevin potrafił rozmawiać ze swoim ojcem i być jego oczkiem w głowie? Przecież to matka potrafi okazać względem swojego dziecka bezgraniczną i bezinteresowną miłość niezależnie od wszystkiego i wszystkich. Co musi czuć kobieta znienawidzona przez swoje własne dziecko? Jakie są tego przyczyny? Przecież, żeby kogoś nienawidzić, trzeba go poznać, a Kevin nienawidził Evy od samego początku. Kto w takim razie ponosi odpowiedzialność za to wszystko? Kevin? Eva? Czy może jeszcze ktoś inny?

Lynne Ramsay stworzyła obraz wyjątkowy nie tylko pod względem fabularnym, ale także sposobu, w jaki został on zagrany. Na ekranie czaruje Tilda Swinton, która wciela się w rolę Evy. Tilda jest bardzo minimalistyczna w swojej grze. Eva nie jest typem kobiety, która krzyczy i wywala emocje na zewnątrz. Trzyma wszystko w sobie, przyjmując każdy cios na klatę czy to od syna, czy to od ludzi wytykających ją palcami na ulicy. Jest to kreacja wybitna, prawdopodobnie najlepsza w karierze tej aktorki, która przecież kilka znaczących ról na swoim koncie ma (chociażby kreacja w "Michaelu Claytonie"). Na ekranie wtóruje jej Ezra Miller, którego bohater jest prawdziwym kontrastem dla Evy. Tytułowy Kevin w jego wykonaniu to postać, której nie da się polubić z racji jego zachowania w stosunku do matki. Pod przykrywką małego i słodkiego chłopczyka kryje się prawdziwy demon potrafiący doprowadzić bezbronną kobietę do autodestrukcji.

"Musimy porozmawiać o Kevinie" to jeden z najbardziej interesujących i emocjonalnych obrazów tego roku. Świetna, nietuzinkowa historia znakomicie zagrana, która z ogromną siłą wdziera się w zakamarki ludzkiego umysłu. I pomimo chęci zapomnienia i wywalenia jej z niego, jest to rzecz niemożliwa. Polecam!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Od czasów filmów Chrisa Columbusa, imię Kevin stało się ikoną dziecięcego sprytu, odwagi oraz salw... czytaj więcej
Słabość rodzi słabość. Siła – siłę. Eva Khatchadourian, główna bohaterka najnowszego dramatu szkockiej... czytaj więcej
Mocny film, poruszający. Nie potrafi wyjść z głowy, trzyma się trzewi... Czy to zasługa tematu, który... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones