Recenzja serialu

Od zmierzchu do świtu (2014)
Robert Rodriguez
Joe Menendez
D.J. Cotrona
Zane Holtz

Piekielnie długi dzień

Być może kiedyś Robert Rodriguez był młodym, odważnym twórcą. Dziś jednak odcina tylko kupony od swoich poprzednich filmów. "Od zmierzchu do świtu" już piętnaście lat temu skatował produkcją
Być może kiedyś Robert Rodriguez był młodym, odważnym twórcą. Dziś jednak odcina tylko kupony od swoich poprzednich filmów. "Od zmierzchu do świtu" już piętnaście lat temu skatował produkcją dwóch wątpliwej jakości kontynuacji. Widocznie to jednak dla niego za mało, bo niedawno do telewizji trafiła też serialowa wersja losów braci Gecko. Czy warto w ogóle poświęcać na nią czas?


Historia sztywno trzyma się tego, co zostało przedstawione w filmie. Mamy dwóch niebezpiecznych przestępców, którzy zostawiając za sobą stos trupów, zmierzają wraz z łupem do Meksyku, by tam odpalić działkę tajemniczemu Carlosowi, który w zamian ma im zapewnić dostatnie i spokojne życie. Przypadek sprawia, że ich losy krzyżują się z pogrążoną w żałobie po śmierci matki rodziną Fullerów. Serialowa wersja dodaje jeszcze od siebie wątek strażnika Teksasu Gonzaleza i jego prywatną wendettę spowodowaną śmiercią mentora z rąk jednego z braci Gecko.

Przynajmniej z początku telewizyjny remake nie oferuje za wiele nowości. Pilot serialu rozwleka kilkukrotnie pięciominutowy prolog filmu. Tam, gdzie w oryginale był żart o dwóch zabójcach, którzy weszli do sklepu, tylko po to by kupić mapę, tu jest ugruntowanie motywacji nowej postaci i wyjątkowo długie zawiązanie akcji. Zamiast zabawy gatunkami filmowymi i oczekiwaniami widzów każdy element historii potraktowano z zabójczą powagą, a przez paranormalne wizje wampiry zostają wprowadzone już na samym początku.



Wyssano zdystansowane podejście do całej historii, wyssano humor i każdy dobrze wie, że dwóch mało znanych aktorów na pewno nie przebiło George'a Clooneya i Quentina Tarantino w rolach Setha i Richiego Gecko. Po przyzwyczajeniu się do nowego wizerunku głównych bohaterów D.J. Cotrona i Zane Holtz wydają się jednak przyzwoitymi odtwórcami i ciekawymi postaciami samymi w sobie, choć ostatecznie bledną przy porównaniu z pierwowzorem.

Tak samo jak cała masa innych sytuacji. Gdzie w oryginale twórcy zostawiali pole do dopowiedzenia dla wyobraźni widza, tutaj historia pokazuje dokładnie, co się stało i jak do tego doszło. Między innymi dlatego też tak długo, jak w głowie będzie istnieć wspomnienie oryginału, nie można polubić się z serialem Roberta Rodrigueza.



Nowe "From Dusk Till Dawn" jest dokładnie tym, czego pastiszem był film. Mamy tu intrygę sięgającą długie tysiąclecia, aż dwie rodzinne traumy, poważną przepowiednię i odwieczną wojnę. W tym wszystkim nie da się nie zauważyć, że w bardzo ciekawy sposób przedstawiono "wampiry", zmieniając ich pochodzenie i dodając meksykańskiego klimatu. Również główna antagonistka ma sensowną motywację i wcale nie jest jednowymiarową postacią.

Z odcinka na odcinek twórcy dodają od siebie coraz więcej i mimo że tym samym dostajemy dużo niepasujących do twardego thrillera elementów jak rodzinny dramat Fullerów, to całość nabiera własnego charakteru i tworzy spójny świat. Im bardziej odcina się od oryginału, tym większej jakości nabiera, aż ostatecznie można stwierdzić, że serial "From Dusk Till Dawn" da się oglądać.



Nie jest to jedna z tych nowoczesnych produkcji, gdzie główne postacie giną w niespodziewanych momentach. Często też bohaterowie zachowują się nielogicznie jedynie po to, by niektóre wątki nie zostały za szybko rozwiązane. Przez niezliczone retrospekcje i wizje tempo serialu prócz akcji masakry w barze stoi na najwyżej średnim poziomie. Muzyka bardzo zacna, wręcz ta sama co w drugim "Kill Billu", tutaj przez złe użycie nie robi pozytywnego wrażenia. Zrezygnowano też z wulgarnego słownictwa, choć z drugiej strony efekty gore trzymają bardzo dobry poziom.

Mimo to serial potwierdza, że Robert Rodriguez nie ma już żadnych innowacyjnych pomysłów, połączył jednak zgrabnie dobrze znane klisze i stworzył niezły serial, skierowany jednak do zupełnie innej grupy osób, niż filmowy pierwowzór. Teraz mamy do czynienia bardziej z klimatami serii "Underworld" czy "I, Frankenstein". Z czystym sercem mogę go polecić jednak jedynie miłośnikom porządnych historii o wampirach, którzy nie widzieli "Od zmierzchu do świtu" z domieszką stylu Quentina Tarantino.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones