Recenzja filmu

Attenberg (2010)
Athina Rachel Tsangari
Ariane Labed
Vangelis Mourikis

Cudowna tajemnica królestwa zwierząt

Swój opublikowany na Filmwebie artykuł "Greek state of mind" Piotr Szcześniak, odnosząc się do obecnej sytuacji polityczno-ekonomicznej Grecji, podsumował słowami: "Póki co, jedno jest pewne – im
Swój opublikowany na Filmwebie artykuł "Greek state of mind" Piotr Szcześniak, odnosząc się do obecnej sytuacji polityczno-ekonomicznej Grecji, podsumował słowami: "Póki co, jedno jest pewne – im gorzej dla Grecji, tym lepiej dla greckiego kina". Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie dokonania helleńskiej kinematografii. "Kieł" Giorgosa Lanthimosa wywracał na lewą stronę przygniatającą wizją ludzkiego zwyrodnienia nie mniej niż kino Michaela Hanekego. "Attenberg" w reżyserii Athiny Rachel Tsangari - zdobywca dwóch nagród w Wenecji i najlepszy film tegorocznych Nowych Horyzontów - ma podobną siłę oddziaływania, choć czyni to w nieco odmienny od obrazu Lanthimosa sposób.

Leniwie tocząca się historia skupia się na dwudziestokilkuletniej Marinie (mocna rola Ariane Labed). Dziewczyna mieszka z umierającym ojcem, Spyrosem (Vangelis Mourikis), jej jedyną przyjaciółką jest swobodna obyczajowo Bella (Evangelia Randou), a ulubionym sposobem na relaks - oglądanie dokumentów sir Davida Attenborougha. Dziewczyna jest wycofana, unika konfrontacji z życiem w społeczeństwie, ograniczając ją jedynie do niewymagającej pracy, w której poznaje pewnego mężczyznę (wspomniany Lanthimos, z którym Tsangari pracuje już od kilku lat). Stanie się on zalążkiem mentalnej metamorfozy, która zacznie coraz intensywniej kiełkować w Marinie.

Po obejrzeniu "Attenberg" zacząłem się zastanawiać, o czym w ogóle jest ten film. O odkrywaniu, czym jest seksualność? O poszukiwaniu pożądania? Specyficzną deliberacją kobiecości? Czy o tym, że człowiek jest w istocie jedynie myślącym zwierzęciem i, tak jak przedstawicielami fauny, rządzą nim przede wszystkim podstawowe instynkty? Czy też o tym, jak i w którą stronę ewoluuje ludzka psychika? A może o tym wszystkim naraz? Reżyserka już tytułem, którego etymologia zostaje wyjaśniona w pierwszych scenach filmu, sugeruje widzowi, że do jej dzieła należy podejść w zdystansowany sposób i nakierowuje na odpowiednie tory interpretacji. Słowo "attenberg" jest przejęzyczeniem jednej z bohaterek, starającej się wymówić nazwisko wspomnianego, wybitnego brytyjskiego popularyzatora wiedzy przyrodniczej. W podobny do Attenborougha sposób reżyserka portretuje życie Mariny.

Tsangari chłodnym, znieruchomiałym okiem kamery, lecz z pewną dozą sympatii przypatruje się swojej bohaterce, skupiając się zwłaszcza na czysto biologicznych, wręcz anatomicznych szczegółach jej ciała, ale także życia. Dzieje się tak od pierwszej, balansującej na granicy dobrego smaku sceny - Marina uczy się całowania od Belli, po czym dziewczyny zaczynają się opluwać (a jest to trzeba przyznać jedno z ich ulubionych zajęć), żeby na koniec przyjąć zwierzęcą postawę, skacząc i warcząc na siebie. W późniejszych scenach widz często staje się świadkiem i współuczestnikiem kontemplacji najbardziej prymarnych aspektów jej istnienia - w długich ujęciach spogląda na jej niespecjalnie urodziwe nogi i piersi, obserwuje sposób jedzenia kanapki czy synchronicznego pląsania z Bellą. W statycznych scenach znajduje się przy tym moc niepokojącego, osobliwie perwersyjnego napięcia (zwłaszcza w sekwencjach hotelowych zbliżeń). Jednak nie powoduje ono podniecenia - czujemy się raczej nieswojo. Jak Marina obserwuje życie zwierząt w filmach dokumentalnych, tak widz przypatruje się jej. Tsangari powiedziała w jednym z wywiadów: "[Chodzi mi] o sportretowanie stanu ducha współczesnego człowieka". Może chce, żeby widz dostrzegł w niej i siebie?

Quasi-romans, w który uwikła się Marina, znajduje się w symultanicznej koneksji z motywem chorego ojca dziewczyny. Relacja ze Spyrosem uruchomi w Marinie proces psychicznej przemiany, dzięki której będzie w stanie skonfrontować nieukształtowane poglądy z nieuchronnością śmierci. Z tego wątku wyłania się także subtelna aluzja do współczesnej kondycji greckiego społeczeństwa, której nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Jej uosobieniem jest właśnie gorzko rozczarowany rzeczywistością, pogodzony z chorobą ojciec Mariny.

"Kieł" szokował tym, jak może wyglądać pozornie przaśny żywot sąsiada zza ściany, jakim w istocie może okazać się ktoś inny. "Attenberg" zadziwia wizją, jacy możemy być my sami. Gdyby nie wtórność wobec dzieła Lanthimosa, film Athiny Rachel Tsangari byłby wydarzeniem. Nie umniejsza mu to jednak w żaden sposób, bo to świetne kino. Grecjo, czekam na więcej.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Attenberg" nie oszukuje widza. Komu nie odpowiada sposób, w jaki Athina Rachel Tsangari opowiada swoją... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones