Recenzja filmu

Zdarzenie (2008)
M. Night Shyamalan
Mark Wahlberg
Zooey Deschanel

"Zdarzenie", czyli jak strzelić samobója

Co by tu jeszcze sprzedać milionom Amerykanów i przy okazji reszcie wielbicieli twórczości Shyamalana mieszkającym na Starym Kontynencie? Kosmiczna zagłada spadająca na Ziemię z niewyobrażalną
Co by tu jeszcze sprzedać milionom Amerykanów i przy okazji reszcie wielbicieli twórczości Shyamalana mieszkającym na Starym Kontynencie? Kosmiczna zagłada spadająca na Ziemię z niewyobrażalną siłą pojawia się na ekranach kin średnio pięć razy w roku. Thrillery „zwierzęce”, gdzie postrach sieją dinozaury czy rekiny też nie są niczym nowym i świeżym na szklanym ekranie. Nawet wirusy dziesiątkujące populację homo sapiens jakby spowszedniały. Żeby zarobić w dzisiejszych czasach, potrzeba więcej kreatywności i polotu. Kto wie, czy nie taka właśnie nawałnica myśli przetoczyła się poprzez bruzdy płatów czołowych skądinąd znanego przecież reżysera: twórcy min. Szóstego Zmysłu, Niezniszczalnego, Znaków i Osady. Dotychczasowy dorobek wyżej wymienionego przypomina zjazd po równi pochyłej. Zaczął z wysokiego C, by znaleźć się…? No właśnie - w tym miejscu wypada zadać pytanie - czy najnowszy film Shyamalana pt. Zdarzenie jest kolejnym krokiem ku przepaści, czy może spektakularnym powrotem na szczyt? Już na początku obrazu reżyser chce nas zaskoczyć. Park o słonecznym poranku wygląda pięknie. Mocno kontrastuje to z pierwszym samobójstwem popełnionym przez młodą kobietę. Ta ze stoickim spokojem pozbawia się życia, wbijając sobie spinkę do włosów w szyję. Jedną śmierć jednak można wytłumaczyć dowolnie. Następna scena nie pozostawia jednak złudzeń co do niecodzienności wypadków mających miejsce w mieście. Kolejny drapacz chmur pnie się w górę. Kilku robotników właśnie robi sobie w cieniu jego konstrukcji przerwę, racząc się niewybrednymi żarcikami. Nagle z góry wieżowca, który budują, spada ich kolega. Co więcej, nie jest to ostatni spadający tego słonecznego przedpołudnia. Za chwilkę w jego ślady pójdą następni członkowie klasy robotniczej i ochoczo rozbiją czaszki o betonowy chodnik. W tym momencie zdaję sobie sprawę, że pomyliłem salę i robocika Wallego dzisiaj nie obejrzę. Ale skoro coś się dzieje, to nie wychodzę. Zostaję, bo zasiano we mnie ziarno ciekawości. Za chwilkę poznam głównych bohaterów, którzy stają w obliczu tych dziwnych wydarzeń (to najpierw), starają się przeżyć (a to później) i przy okazji zrozumieć, co się właściwie dzieje. Głównym bohaterem filmu pt.: Zdarzeniejest Elliot Moore, nauczyciel przyrody. To właśnie losy jego i jego żony, Almy Moore będziemy śledzić. A młode małżeństwo ani myśli zostawać w mieście opanowanym przez dziwne wypadki i czekać na rozwój sytuacji. Z uwagi na masowe „przechodzenie na drugą stronę tęczy” coraz większej liczby ludzi, postanawiają uciekać, gdzie pieprz rośnie i przy okazji zrozumieć, o co właściwie chodzi. Sam pomysł na film przypadł mi do gustu. Taka mała mieszanina Projekt Monster i Klubu Samobójców, i Wojny Światów. Mamy tajemniczą siłę, która robi duże kuku, zagadkę do rozwikłania i kilkadziesiąt tysięcy „samodzielnie przyrządzonych” trupów. Okazuje się niestety, że w przemyśle filmowym, jak i w każdej innej dziedzinie działa prawo Murphyego. Jeśli istnieje możliwość spartolenia czegoś, to z pewnością zostanie to spartolone. No i stało się. Większość filmu to bezładna bieganina bohaterów po wiejskich polach i jazda po drogach doń prowadzących. Sceneria leży i kwiczy. Rozumiem, że film ma za zadanie uzmysłowić widzowi, jak krucha jest nasza dominacja na planecie i generalnie sceneria winna być zgodna z tematyką, ale po kilkunastu minutach robi się naprawdę nudno. Nie ratują też sytuacji płascy bohaterowie i ich dialogi snujące się wokół zjadania tiramisu z kolegą z pracy. O ile jeszcze wcielający się w rolę Elliota Moore’a Mark Wahlberg zagrał przyzwoicie, to Zooey Deschanel o fizjonomii kurczaka i wyrazie twarzy „nie wiem, co się dzieje” jest płaska jak postaci z "South Parku" (dosłownie). W pewnym momencie trwania filmu, kiedy już poznałem sprawcę całego zamieszania, miałem ochotę opuścić salę i zobaczyć, co się dzieje u Wallego. Największa zagadka wieczoru została rozwiązana. Z bohaterami się nie zżyłem, a oglądanie pól i drzew zaczynało nużyć. Wtedy też reżyser ukazuje nam dom na uboczu i jego mieszkankę - Panią Jones. Po co twórca scenariusza umieścił ją w tym konkretnym miejscu i czasie - nie wiem. Prawdopodobnie chciał urozmaicić nieco trasę wędrówki naszym bohaterom, bo i jemu zaczęła dokuczać monotonia. Zabieg niestety nie poprawił kiepskiej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Domek na uboczu i starsza zdziwaczała mieszkanka wyglądają na kalkę z ludowych baśni. Dla mnie ten wątek to mocno nieudana parodia Jasia i Małgosi. Nieudana, bo nie było mi do śmiechu. Dobry pomysł na dobry katastroficzny thriller został zmasakrowany przez nijakich bohaterów, słabą grę aktorską, nieumiejętne zmiany konwencji i brak spójności poszczególnych scen. Mam wrażenie, że gdyby M. Night Shyamalan uraczył nas książką pt.: „Zdarzenie”, to przeczytałbym ją z zapartym tchem i rumieńcem na twarzy. Po obejrzeniu filmu mógłbym mieć rumieńce na twarzy, ale jedynie z powodu zaparcia. Artur Chmurski
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
M. Night Shyamalan przedobrzył… Reżyser uznawany przez wielu za mistrza horroru nastrojowego, straszącego... czytaj więcej
Ile to już razy napadali na nas kosmici, bombardowali nieznani terroryści, klimat ocieplał się w... czytaj więcej
Zwykle narzekam na filmy i czepiam się detali, nieraz naprawdę na siłę. Jednak w gruncie rzeczy większość... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones