Recenzja filmu

Krwawy diament (2006)
Edward Zwick
Leonardo DiCaprio
Jennifer Connelly

Fałszywy diament

"Diamenty są największymi przyjaciółmi dziewczyny, bo żyjemy w materialnym świecie, a ja jestem materialistką". Tak swego czasu Nicole Kidman śpiewała w "Moulin Rouge!”. Teraz Zwick twierdzi, że
"Diamenty są największymi przyjaciółmi dziewczyny,
bo żyjemy w materialnym świecie,
a ja jestem materialistką".

Tak swego czasu Nicole Kidman śpiewała w "Moulin Rouge!”. Teraz Zwick twierdzi, że to przez nią świat jest taki zły. Bo przecież to bogate przedstawicielki płci pięknej wymagają, by kupowano im błyskotki na szyje, rękę, do uszu i gdzie tylko dusza zapragnie. Skąd się te kamienie biorą, nie jest już tak istotne. Zginęli za nie ludzie? No kurczę, trudno! Taka karma. Reżyser swoim "Krwawym diamentem" chce na to zwrócić uwagę, przypomnieć, że przyjemność, jaką mają panie z noszenia biżuterii, po drugiej stronie oceanu okupuje się często niewinną krwią. I byłoby to godne i słuszne, gdyby nie zakończenie, które zamiast sprowokować do rozważań nad losem Afrykańczyków, pozostawia nas w przekonaniu, że tam było źle, ale jest już w porządku. Że możemy iść spokojnie do Tiffany'ego, kupować naszyjniki, bo dobrzy przywódcy państw cywilizowanych pochylą się nad biedą Czarnego Lądu i zrobią porządek, by wszystkim się żyło lepiej i dostatniej. Oglądając obraz Zwicka, oczyszczamy swoje sumienie z przekonania, że może lepiej kupić cegiełkę niżeli diamenty. Paradoksalnie więc twórcy osiągnęli zupełnie przeciwne oddziaływanie od tego, które sobie postawili za cel. Okrutna ironia.

Miejscem akcji jest Sierra Leone, czas – koniec lat 90., gdy kraj pogrążony był w wojnie domowej. Zjednoczony Front Rewolucyjny właśnie planuje obalenie prezydenta, walki między nim a regularnym wojskiem przenoszą się na ulice miast i wiosek, których cywilni mieszkańcy nie mają praktycznie żadnych szans na przeżycie. Jednym z nich jest Solomon Vandy (Djimon Hounsou), który zostaje porwany i zmuszony do pracy w kopalni diamentów. Diamenty są wykorzystywane przez ZFR do kupna broni, którą z kolei wykorzystują... do zdobycia diamentów, bo nie władza ich tak naprawdę interesuje. Jednym z licznych, nielegalnych dostawców jest przemytnik Danny Archer (Leonardo DiCaprio), którego na swój temat do artykułu obrała sobie – wbrew jego woli – Maddy Bowen (Jennifer Connelly). Dziennikarka marzy o zdemaskowaniu diamentowego magnata z Wielkiej Brytanii. Losy całej trójki krzyżują się, gdy Solomon odnajduje niezwykle rzadki i cenny różowy diament, za który wielu jest gotowych zabić. Vandy chce go wykorzystać by odzyskać rodzinę z którą został rozdzielony. "Pomoc" oferuje my Danny, który także zaciera ręce na ukryty przez Afrykańczyka skarb.

Chociaż już na pierwszy rzut oka zalatuje schematem, który do tego potwierdza krótkie zapoznanie się z charakterystyką postaci: cyniczny biały, dobroduszna biała i sympatyczny czarny (niech żyje poprawność polityczna!), to ów trójkąt nie jest tak naprawdę największym problemem. Najbardziej brak konsekwencji w prezentowaniu Afryki i bohaterów. Na przykład, skąd w afrykańskim buszu tyle perfekcyjnie znających angielski tubylców? Wiarygodnością nie grzeszy także Archer, tym razem jest to jednak aktora wina i to nieświadoma, a nie scenariusza, bo ten czyni z tej postaci niezwykle soczyste ziółko. Zdarza mu się rzucić celnym komentarzem (celniejszym od epilogu skonstruowanego przez Zwicka). DiCaprio zyskał poklask za swoją rolę, ale tak naprawdę poza wyuczonym akcentem, nie zrobił nic godnego uwagi. No bo jaki z niego żołnierz? Przecież to jest Leo. Więc gdy biega z kałachem pośród morza trupów i śmigających koło głowy kul, można zwątpić, czy to się dzieje naprawdę.

Znacznie ciekawiej prezentuje się Djimon Hounsou, który mimo różnorodnych kreacji w wielkich hollywoodzkich produkcjach (między innymi w "Gladiatorze" Scotta i "Wyspie" Bay'a), systematycznie omijany jest przez splendor gwiazdorskiego życia. "Krwawy diament" ma szansę to zmienić. Przede wszystkim dzięki nominacji do Oscara. W jego Vandy'ego można naprawdę uwierzyć. Uwierzyć też nie trudno w dramat dzieci podczas wojny. Trzeba przyznać, że reżyser nie wahał się ukazać brutalności rewolucji. Ucinane dzieciom kończyny, zmuszanie ich do ślepego posłuszeństwa: zabijania, katowania. Odebrano im dzieciństwo, do którego miały przecież pełne prawo. Czy rzeczywiście tak ma wyglądać film zaangażowany społecznie? Obrazki, ckliwy morał trącący kiczem i napisy tłumaczące to, czego obraz nie dał rady?

Finał opowieści był oczywiście do przewidzenia ze względu na obsadzenie stołka reżyserskiego. Twórca "Ostatniego samuraja" jest etatowym moralistą, który jednakowoż po latach zbierania w tej dziedzinie doświadczenia, nadal jest niewiarygodny, banalny i przewidywalny. Ach, co to by był za film, gdyby podobną tematykę wybrał reżyser spoza Ameryki. Żadnego lukru, żadnego taniego dydaktyzmu, żadnego rybaka z małej wioski, który zna doskonale angielski. Wreszcie, żadnego mydlenia oczu. Tylko Sierra Leone i jej dramat, z którym przeszliśmy do porządku dziennego. Na którym pewne studio filmowe teraz sobie ładnie zarobi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Afryka to drugi pod względem wielkości kontynent na Ziemi, zamieszkiwany przez blisko miliard... czytaj więcej
Jakiś czas temu miałem okazję obejrzeć w kinie film "Krwawy diament" ("Blood Diamond"). Obraz ten... czytaj więcej
Leonardo DiCaprio musiał długo walczyć z wizerunkiem filmowego kochasia. Trzeba to przyznać z całą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones