Recenzja filmu

Lockout (2012)
James Mather
Steve Saint Leger
Guy Pearce
Maggie Grace

Yippie kay yay...!

Europejskie kino science fiction ma kilka wad, jedną z największych jest nieumiarkowanie. Widać to szczególnie w produkcjach komercyjnych spod znaku "my wam pokażemy, Amerykanie!", a więc
Europejskie kino science fiction ma kilka wad, jedną z największych jest nieumiarkowanie. Widać to szczególnie w produkcjach komercyjnych spod znaku "my wam pokażemy, Amerykanie!", a więc chaotycznych potworkach ("Immortel") albo prostodusznych baśniach ("Piąty element"). Wszystko przez ten nasz europejski "sznyt", którym trzeba by nazwać przemożną potrzebę estetyzacji formy czy artystowskiej narracji. "Lockout" miał plasować się gdzieś pomiędzy - to kolejna produkcja europejska, w której doszukiwałem się nadziei na godziwą rozrywkę niepozbawioną głębi. Rozrywki znalazłem niemało.

Zaczyna się z przytupem. Niejaki Snow (Guy Pierce) zostaje przesłuchany przez szefa Secret Service, Langrala (Peter Stormare). Snow brał udział w zamachu na swojego przyjaciela, agenta CIA (który podobno handlował tajnymi informacjami), a potem posiłkując się (brawurową) ucieczką, wykradł tajemniczą walizkę. Teraz grozi mu więzienie o zaostrzonym rygorze - MS1, które mieści się na orbicie okołoziemskiej. W tym czasie córka prezydenta USA, aktualnie wizytująca MS1 zostaje wzięta za zakładnika przez zbiegłych skazańców. Być może to właśnie Snow jako jedyny jest w stanie uratować Emilie (Maggie Grace)...

"Lockout" to zasadniczo teatr jednego aktora. Guy Pierce dał popisową rolę, wcielając się w enigmatycznego Snowa. Jako twardy, cyniczny, a jednocześnie sympatyczny rozrabiaka spisuje się znakomicie, Bruce Willis ma godnego zastępcę. Inna sprawa, że zarówno Snow, jak i cała fabuła oraz poszczególne rozwiązania narracyjne skopiowane są z tysiąca i jednego filmu akcji lat 80. Posiłkując się tytułami, można określić "Lockout" jako skrzyżowanie "Szklanej pułapki" z "Ucieczką z Nowego Jorku". Z niewielką domieszką "Raportu mniejszości", wysmażono współczesne kino akcji na starych zasadach, według których tysiące wystrzelonych kul nie imają się bohatera, zaś jeden jego pocisk zabija wszystkich... Pomysłodawcą filmu był nie kto inny jak Luc Besson, który w ostatnich latach rozmienia się na drobne - aż dziw bierze, że podpisał się pod tak karkołomną zrzynką. Nawet fetyszyzowanie zapalniczki Zippo ściągnięto ze "Szklanej pułapki". Początek i zakończenie są wyraźnie bardziej dynamiczne - liczne skróty myślowe i skojarzenia skracają zwłaszcza końcówkę, przez co czuje się niedosyt. Osobiście przebolałbym seans o kilka minut dłuższy, aby móc spokojnie obejrzeć następstwa zdarzeń.

Naiwna do bólu historia niepozbawiona jest jednak kilku zwrotów akcji, świetnie spisał się czarny charakter w osobie Hydella (Joseph Gilgun), efekty specjalne trzymają poziom, a intensywna akcja i humor zapewniają dziewięćdziesiąt minut przyjemnego zapomnienia. Dla tych, którzy wolą Johna McClane`a, Snake`a Plisskena i czekają na kolejnych "Niezniszczalnych".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Już w recenzji filmu "Colombiana" pozwoliłem ponarzekać sobie na specyficzną tendencję Bessona do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones