Recenzja filmu

Hobbit: Pustkowie Smauga (2013)
Peter Jackson
Piotr Kozłowski
Martin Freeman
Ian McKellen

Wybraniec szczęścia

Peter Jackson nie rozmienia się na drobne, nie cofa ręki, nie zwalnia tempa. Scenariusz "Pustkowia Smauga" pogania batem, realizując go z rozmachem i snycerską dbałością o detale. Powrót do
Peter Jackson nie rozmienia się na drobne, nie cofa ręki, nie zwalnia tempa. Scenariusz "Pustkowia Smauga" pogania batem, realizując go z rozmachem i snycerską dbałością o detale. Powrót do Śródziemia, który nam zgotował, jest, no cóż, królewski.

Ale Nowozelandczyk nie korzysta jedynie ze szpalty hobbita i jego magicznego uniwersum, które skutecznie obrobił "Władcą Pierścieni", pozwalając historii niziołka nieść się ot tak, samej sobie, prowadząc ją znanym, wydeptanym sędziwą już poprzedniczką traktem. Jackson i tym razem puścił wodze fantazji, zgrabnie i, co ważne, logicznie wiążąc jej trzon z innymi, niewystępującymi bezpośrednio w oryginale wątkami, dzięki czemu osiągnął (osiąga, wciąż bowiem czekamy na resztę) pełną fabularnej konsekwencji opowieść z wieloma motywami, które – w pierwowzorze jedynie napomknięte, a tu rozwinięte kompleksowo – konsolidują zwartą, doniosłą epopeję.

Twórczy jest również sposób, w jaki reżyser to robi. Retrospektywne spojrzenie na zakontraktowanie wyprawy Thorina (Richard Armitage) z Gandalfem (Ian McKellen) we wstępie "Pustkowia" tłumaczy całą jej istotę oraz wagę przedsięwzięcia, a rozwidlenie głównego nurtu narracji i naprzemienne śledzenie tropu raz to krasnoludów i Bilba (Martin Freeman), raz Czarodzieja, który odbija w pewnym momencie w innym kierunku i na własną rękę prowadzi dochodzenie w sprawie, mającej i tak konotację z tą, dotyczącą Samotnej Góry, wznoszą złożoną, zasklepiającą się konstrukcję, pikującą ku jednemu, wspólnemu zwieńczeniu.

Druga odsłona "Hobbita" nie zawiodła też wizualnie. Niesamowite obrazy, którymi operuje, dynamizują tylko i tak galopujący bieg wydarzeń. Nałożone na zielony ekran animacje co prawda separują od świata przedstawionego, czyniąc go niedostępnym, ale w gruncie rzeczy taki przecież ów powinien być – niedosięgły, nierzeczywisty, a przez to właśnie baśniowy, piękny i groźny zarazem. Historię poczciwego włamywacza przyodziano zatem sztuczną, bądź co bądź, lecz iście bajkową, godną jej literackiego wyobrażenia scenografią.
Ważne jednak, że twórca "King Konga" nie zatraca się w kunszcie wizualnego sztafażu, że, stawiając na emblematyczność swego najnowszego dzieła, pozwala rozwinąć skrzydła także postaciom, stanowiącym przecież o sile i wymowie powieści J. R. R. Tolkiena. Peter Jackson buduje napięcie filmu właśnie od jego charakterologicznej strony. Im bliżej Góry, tym Thorin chciwszy, im częściej Bilbo wykorzystuje magiczny pierścień, ten tym bardziej destrukcyjny wywiera nań wpływ. Zmiany, jakie dokonują się w bohaterach, umocowują więc najważniejszą, organiczną tkankę obrazu.

"Hobbit: Pustkowie Smauga" zadowala i satysfakcjonuje, rozwiewając jednocześnie wszelkie chyba wątpliwości co do konieczności rozczłonkowywania krótkiego wprawdzie, lecz niezwykle skondensowanego podania o przygodzie Bagginsa. Bo gdyby nie to, rzeczonej przygody mogłoby po prostu zbraknąć, a tak jest. Kwestią sporną pozostaje więc jedynie to, komu faktycznie szczęście uszczknęło nieco ze swego niewyczerpanego źródła: paniczowi spod Pagórka czy widzowi.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zazwyczaj jest tak, że filmowe adaptacje książek siłą rzeczy drastycznie obcinają pewne wątki i... czytaj więcej
Niemal dekadę musieliśmy czekać, aż Peter Jackson wypuści na duży ekran kolejne części filmu związane z... czytaj więcej
Wedle Filmwebu nie było w tym roku filmu bardziej oczekiwanego niż "Hobbit". Podejrzewam, że wpływ na to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones