Artykuł

Dekada XXI w.: "Cholerne bachory" J.K. Rowling

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Dekada+XXI+w.%3A+%22Cholerne+bachory%22+J.K.+Rowling-59212
"Cholerne bachory" J.K. Rowling, czyli Harry i inni

No cóż, na początku muszę poczynić zastrzeżenie, że jestem chyba klasycznym przykładem "mugola", czyli godnego współczucia osobnika, który wedle cyklu opowieści dla dzieci o Harrym Potterze brytyjskiej pisarki J.K. Rowling, nie posiada zdolności magicznych i zapewne mimo tytanicznego wysiłku, nie nauczyłby się w życiu żadnego zaklęcia. Ba! W jego wyobraźni nie mieści się przypuszczenie, że jakikolwiek świat czarodziejów i magii może w ogóle istnieć. Jedyna możliwa do pomyślenia magia dla mugola to przecież ewentualnie maggi do zupy... Ale pamiętam, że na moje dziewiąte urodziny dostałam "Srebrne krzesło" C.S Lewisa, jedną z części "Opowieści z Narnii", o tych angielskich dzieciakach, które odkrywają inny świat, poza "tym" światem. Jakieś czary zatem, miały szansę na mnie spłynąć... Potem znalazłam zupełnie przypadkowo zbiór baśni białoruskich, w których bohaterowie łamali prawa fizyki oraz, w których – co już mniej nadzwyczajne – występowało dość obficie (ku radości zapewne każdego dziecka) słowo na literę "d" . Następnym przełomem była książeczka o tej jednej mało rozgarniętej, co to wpadła do króliczej jamy... Niestety, magiczne sztuczki cyklu powieściowego o Harrym Potterze objawiły mi się dużo za późno, bym mogła uratować jeszcze swoją mugolską duszę, w pełni docenić walory opowieści i rozszerzyć swoje prywatne czytelnicze "sacrum" i "profanum" czasów dzieciństwa.


   
Miałam możliwość przyjrzenia się magii historii o chłopcu-czarodzieju już dorosłym, trochę odpornym na wtajemniczenie okiem, gdy na początku nowego millenium zza bibliotecznego kontuaru musiałam zacząć niejako "służbowo" rozeznawać się jako tako w zawiłościach przygód młodego czarodzieja rodem z Wysp Brytyjskich. Później, do czytelniczego szaleństwa doszły filmowe adaptacje cyklu, co sprawę skomplikowało, ale i przyjemnie rozszerzyło moje obowiązki o rezerwacje płyt DVD z filmami. Na swój prywatny użytek, subiektywnie uznaję lata 2003 i 2004 za okres wyjątkowego zainteresowania historią (literacką i filmową) autorstwa J.K. Rowling, szczyt oczekiwania i emocji.


Idą młodzi (jeszcze młodsi)

Siedmiotomowa opowieść o alternatywnym świecie pełnym magii i o Harrym Potterze – pozornie zwyczajnym chłopcu, który okazuje się czarodziejem, przywołuje znane już wcześniej skądinąd – i co ważne – brytyjskie opowieści o dzieciach w roli głównej, jak choćby wymienione już "Opowieści z Narnii". Dodatkowo, książki (co ciekawe, brytyjskich autorów) takie jak "Władca much", "Jestem królem zamku", "Orkan na Jamajce", które przeszły do historii literatury jako niepokojące historie o ambiwalentnej naturze dzieciństwa, każą dorosłemu czytelnikowi (a także widzowi) uważnie przyglądać się każdej następnej, aspirującej do miana wydarzenia i (lub) kanonu dziecięcej opowieści.
   
Historia o Harrym prowokowała do szerokiej dyskusji, sytuując każde z wydań książki i premiery filmów opartych na książce w kontekście pewnego rodzaju wydarzenia. Trudno nie dostrzec, że dziecięcy odbiorca stał się niezmiernie ważny, dziecko, (a także nastolatek) stał się, ujmując nieco górnolotnie, "władcą trendów", odbiorcą, który chce być traktowany jak dorosły. Ma swój świat, swoich bohaterów, swoje kino, jest samodzielnym uczestnikiem kultury.
   
Harry Potter może być, jak sądzę, dobrym przykładem na to, jak bardzo dziecko stało się ważne w kulturze współczesnej, może być przykładem ogromnej "dziecięcej" emancypacji.


3 razy K: konsekwencja, kontynuacja i kondensacja
    
Pierwsza część cyklu w wersji filmowej – "Harry Potter i kamień filozoficzny" miała swoją premierę w roku 2001. Na barki reżysera (Chrisa Columbusa, scenarzysty fenomenalnego "The Goonies") spadła duża odpowiedzialność za nadanie wizualnego kształtu prozie Rowling, począwszy od właściwego doboru obsady filmu po wykreowanie ważnych elementów alternatywnego świata. Przy tym na tyle trafnie, by w tym kształcie mógł być kontynuowany w filmowych interpretacjach kolejnych części powieściowego cyklu. Od tego momentu kolejne obrazy musiały trzymać się wytyczonego szlaku, chociaż nieuchronnie różną się stylem i dynamiką.


   
Myślę, że warto zdać sobie sprawę ze skali przedsięwzięcia jako całości. Pierwszy film o Harrym Potterze jest z roku 2001, a pierwsza część filmu na podstawie ostatniego tomu z cyklu będzie miała swoją premierę w listopadzie w tym roku. Co więcej, adaptacje poszczególnych tomów książki dla dzieci można było rozpatrywać w kategorii poważnego wyzwania dla realizatorów, propozycje "reżyserowania Pottera" otrzymywali przecież nie tylko twórcy-rzemieślnicy znani z kina o charakterze przygodowym.
   
Warto zauważyć, że w tym samym roku, co "Harry Potter i kamień filozoficzny" na ekrany trafiła pierwsza część "Władcy Pierścieni" według Tolkiena, a w rok i w dwa lata potem następne części trylogii. Od roku 2001 mieliśmy w kinach renesans filmowych narracji dla dzieci, przygodowych opowieści, czerpiących z motywów o równoległych światach i wykorzystujących wątki fantasy. W roku 2005 na ekranach zagościły "Lew, czarownica i stara szafa", potem "Złoty kompas" (2007) oraz "Most do Terabithii" (2007). W roku 2008 na ekrany weszła kolejna część z cyklu Opowieści z Narnii – "Książę Kaspian", do tego należy doliczyć sporą ilość filmów telewizyjnych, oraz produkcję nie tylko amerykańską (niemiecki "Uczeń czarnoksiężnika").    
  


Filmowe opowieści o Harrym Potterze zostały niejako wzmocnione przez towarzyszące im premiery obrazów o podobnym charakterze, przez adaptację Tolkiena i triumf kina cyfrowego, widowiskowego, porywającego wizualnie a dodatkowo, co ważne, kina o charakterze seryjności. Jeśli przypomnieć sobie o popularności wszelkiego rodzaju nie tylko kinowych serii, książkowy i filmowy Harry Potter wydaje się wpisywać w ogólną współczesną tendencję. Warto też zwrócić uwagę, że opowieści o czarodzieju towarzyszyło wciąż napięcie i ciekawa promocja: z niecierpliwością oczekiwało kolejnych części książki, które autorka pisała niejako na bieżąco, następnie opasłe tomy znikały z księgarń wykupywane przez entuzjastów cyklu (obowiązkowo po nerwowym oczekiwaniu) i znów niejako w międzyczasie, ruszała filmowa produkcja, komentowana przez media…
  
 

Przyglądając się filmowemu Potterowi, widzimy wiele interesujących wątków, jednym z nich jest niezwykła efektowność, sprawność, kondensacja efektów, w tych filmach nie ma chwili przestoju,  mieszane są filmowe gatunki i konwencje. Mamy też często do czynienia w filmach z hiperbolizacją w stosunku do literackiego pierwowzoru, zwiększeniem efektu i dramaturgii, lub przeciwnie, z próbami stworzenia widowiska przeznaczonego dla jak najszerszej dziecięcej widowni, przede wszystkim efektownego, niekoniecznie kładącego nacisk na indywidualny styl reżysera, oryginalne zdjęcia, wierność faktom literackim.
   
Warto zauważyć, że niemal każda ze scen w filmach przynosi interesujące szczegóły, drobiazgi. To one wydają mi się bardzo ciekawe, sprawiają bowiem, że historia zaskakuje nawet dorosłego widza, którego uczestnictwo w rozrywce nie jest już kontrowersyjne a nawet – mile widziane.


Gadżet jest dobry na wszystko
   
Filmowy świat Harrego Pottera jest światem fantastycznych przedmiotów. Można się tu, jak sądzę, dopatrzeć też nieco ironicznego widzenia Wielkiej Brytanii. To kraj, w którym do szczegółu przywiązuje się dużą wagę, gdzie każdy przedmiot otrzymuje swoje użyteczne znaczenie, w którym każda pieczątka, każdy formularz gra swoją rolę, a Rowling chyba trochę z angielskich przyzwyczajeń i przywiązania do procedur pokpiwa. Przedmiotów-gadżetów mamy zatem nieprzebrane mnóstwo.
 
Przedmioty stereotypowo wiązane z uprawianiem magii, takie jak różdżki, kryształowe kule, dziwne rośliny, eliksiry znajdują tu swoje miejsce. Prócz tego mamy mnóstwo skomplikowanych mechanizmów cofających czas, interaktywnych, samo rysujących się map, gazet z ruchomymi fotografiami… Przedmioty codziennego użytku otrzymują dodatkowe role do zagrania, jak budka telefoniczna sprawdzająca się jako winda albo "świstoklik", czyli coś, co można określić hasłem: "dowolny-przedmiot-środkiem-lokomocji". Na marginesie dodam, że jest też na przykład samochód, model Forda bodaj z końca lat 50., który fruwa (jako żywo samochód ten przypomina mi Trabanta, cóż to byłaby za pyszna ironia – Trabant, który fruwa!).
  


Reżyserzy wyzyskują życie przedmiotów, by zaskoczyć widza, zadziwić efektownym trickiem, bo gdyby nie te wszystkie przedmioty, z ekranu wiałoby chyba nudą... A kino to ruch. Przedmioty, rekwizyty, kostiumy zapewniają go aż nadto.
   
To, co zastanawia, to starość tego świata, jego wyjątkowa wręcz anachroniczność. Młodzi adepci magii otrzymują i piszą listy (nie sms-y); fruwają niemal z prędkością światła ale… na miotłach. Czyżby tęsknota za światem mniej stechnicyzowanym, opartym na tradycyjnie przekazywanej wiedzy, nie wykluczając przesądów? Paradoksalne, bo oto widzimy elektroniczne kino w służbie gęsiego pióra, lecz kino popularne (młodzieżowe, a jakże!) odświeżyło ostatnio motyw wampiryczny, zatem – co stare, ciągle "jare".
 
Przyglądając się egzystencji Harrego Pottera "po drugiej stronie", można odnieść wrażenie, że poza interesującym, zabawnym kostiumem jesteśmy w istocie ciągle w starej dobrej Brytanii, w "naszym" świecie, filmowa konkretyzacja tylko to podkreśla –  wygląd szkoły, hierarchiczność, pochodzenie społeczne i "rasowe"... Ten świat czarodziejów jest troszkę takim światem z pchlego targu, antykwariatem, zakurzonym sklepem gdzieś przy londyńskim Bloomsbury, gdzie znajdziemy i winylowe płyty, i wypchaną sowę...


Witaj szkoło, żegnaj szkoło
   
Harry Potter to też opowieść szkolna – w sensie dosłownym i metaforycznym. Chłopiec przenosi się do świata, którego centrum jest (stara) szkoła z internatem. Nauki, które pobiera młody czarodziej (w szkole, "poza" domem rodzinnym) są, by tak rzec – życiowe. Należy pilnie się uczyć, panować nad emocjami, dorównać rodzicom – dorastać, to takie zadanie. Świat szkolnych opowieści w dziecięcej dydaktyce literackiej i filmowej znany jest każdemu, od "Serca" Amicisa po wspomniane "Opowieści z Narnii". Przyjaźń, waśnie, nauka i nieustanne próby charakteru – to brzmi aż nadto znajomo. Nikt nie wyjaśnia dzieciom, o ile mnie pamięć nie myli, po co właściwie uczą się na czarodziejów… Nie ma przecież takiej potrzeby.
   
Filmowy Harry Potter, czyli Daniel Radcliffe jakże często jest zdumiony, zaskoczony, wadzi się z samym sobą, nie umie sobie znaleźć miejsca… Młody aktor gra swego bohatera nieustannie w jakiejś emocji, płynącej często ze wspomnienia, ze złego snu. Kim jest groźny przeciwnik chłopca – Lord Voldemort? Może zwyczajnie, mężczyzną, "takim dorosłym" Harrym Potterem? Jestem jak najdalej od jakiejś interpretacji psychoanalitycznej, sytuującej bohatera jako chłopca, który nie chce dojrzeć czy też przeżywa różnego typu niepokoje "niebezpiecznego" wieku, lecz taka interpretacja wydaje się możliwa. Filmowy Harry to opowieść, w której aktorzy dorastają wraz ze swymi postaciami, cała seria ewoluuje, od dziecięcego (i dziecinnego) jeszcze "Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego" coraz bardziej w stronę konfrontacji z dorosłością,  a także w stronę dyskusji o nowej formule przygodowego kina i formule kina dla dzieci.



Na tle dotychczasowej sześcioodcinkowej serii filmów, według mnie wyróżniają się: "Harry Potter i więzień Azkabanu" według Alfonso Cuaron, a następnie "Harry Potter i Czara Ognia" wyreżyserowana przez Mike’a Newella. To niejako środek opowieści, od którego główny bohater zaczyna się zmieniać (nie tylko fizycznie).
   
Filmowa historia o Harrym balansuje między kinem dla dzieci a opowieścią dla nastoletnich widzów (i młodych duchem dorosłych), którzy powoli zaczynają domagać się krwi bohaterów i dramatycznych emocji. To oczekiwanie na kino, które byłoby zdolne pogodzić dziecięcość, bajkowość i dramaty na miarę dorosłego kina. Czy okaże się to możliwe, zobaczymy w listopadzie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones