Artykuł

Ćmy barowe

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%C4%86my+barowe-95058
Kino i dobra knajpa mają ze sobą wiele wspólnego. Do obu miejsc wraca się przecież regularnie, by zająć ulubione miejsce, ponownie spotkać tych samych ludzi. Nierzadko chodzi również o wagary z własnego życia i wrażenie spowalniającego czasu. Choć zasady rządzące knajpianą rzeczywistością są w wielu filmach podobne, za każdym razem różnią się atrakcyjnymi szczegółami.


"Ćma barowa"

Wiele lokali z dumą przyznaje się do filmowego rodowodu. Rozmaite knajpy kuszą kinofilów znajomą nazwą, próbują zachować dobrze znany wystrój i przywołać upragniony nastrój. Ta fascynacja bez wątpienia jest dwukierunkowa. Reżyserzy z lubością osadzają w knajpach akcję swoich filmów. W barach i pubach pozwalają swoim bohaterom zrywać związki, nawiązywać romanse, wdawać się w bójki lub prowadzić pozornie zwyczajne rozmowy o niespodziewanej głębi. Czasem chodzi po prostu o to, by usiąść gdzieś w kącie, zamówić butelkę i – przywołując nieodżałowanego Jana Himilsbacha – wprowadzić organizm w bajkowy nastrój.

Everybody come to Rick's


Bary i restauracje odgrywają kluczową rolę we wspomnieniach Luisa Bunuela. Książka "Moje ostatnie tchnienie" również dobrze mogłaby zmienić tytuł na "Alfabet zakochanego w knajpach". Twórca "Widma wolności" ze swadą opisuje swoje wizyty w świątyniach jadła i napitku. Między kolejnymi akapitami mimowolnie rysuje obraz knajpy idealnej, będącej dowodem na prawdziwość maksymy: Nikt nigdy się nie nudzi w barze. To nie to, co w kościele, gdzie zostaje się sam na sam z własną duszą.

"Soul Kitchen"

W filmowej rzeczywistości istnieją miejsca, w których od razu czujemy się jak u siebie. W   zależności od nastroju równą przyjemność sprawia nam przesiadywanie w przytulnych kawiarenkach co w podłych spelunach. Po dionizyjskiej orgii w "Soul Kitchen" Fatiha Akina warto wyciszyć się w ociekającej melancholią knajpie z "Jagodowej miłości" Wonga Kar Waia. Abstynenci doskonale poczują się za to w lokalach prezentowanych w "Kawie i papierosach" – w przybytkach Jima Jarmuscha okryje ich nie tylko gęsta chmura tytoniowego dymu, ale i opary absurdu. Bez wątpienia nie wolno zapominać także o  pijackich anegdotach Charlesa Bukowskiego ujętych w scenariuszu "Ćmy barowej" Barbeta Schroedera. Z realizacją tego filmu wiąże się zresztą fascynująca historyjka przytoczona przez pisarza w książce "Hollywood". W obliczu  kłopotów ze sfinansowaniem filmu Schroeder udał się na kolejne spotkanie z kapryśnym producentem. W trakcie rozmowy reżyser wyjął piłę mechaniczną i całkiem serio zagroził, że w razie fiaska negocjacji odetnie sobie palce. Podobna determinacja w walce o swój  projekt z pewnością zasługuje na to, by uczcić ją całą serią toastów.

"Casablanca"

Dlaczego ze wszystkich barów na całym świecie wciąż tak chętnie przychodzimy do Ricka w  "Casablance"? Z pewnością chodzi o unoszący się w powietrzu zapach szkockiej i klimatyczną muzykę Sama, który – na specjalne prośby klientów – godzi się czasem, by zagrać pewne melodie jeszcze raz. Swoje robi też barwna klientela. W "Rick's Café American" aż roi się od uzbrojonych w cyniczne riposty twardzieli i femmes fatales czekających przy drinku, by wprowadzić  trochę zamętu w czyjeś życie. Choć na zewnątrz szaleje wojna, żołnierze tłuką się na froncie, a przywódcy dumają nad przyszłością, atmosfera "U Ricka" pozostaje "nieprzyzwoicie" intymna. Nie interesuję się polityką. Problemy świata to nie moja specjalność. Ja prowadzę kawiarnię, deklaruje  właściciel knajpy. W pewnym momencie życie upomina się jednak i o Ricka. Rzekomy cynik zostaje postawiony przed skomplikowanym etycznym dylematem. Wtedy staje się jasne, że wszyscy bywalcy pubu oczekują, aż rzeczywistość dosiądzie się do stolika, wyrwie ich z letargu i zmusi do działania. Podobne pragnienia okazują się doskonale zrozumiałe nie tylko w ogarniętej wojną Casablance.

Przestrzeń świętowania

Istnieją reżyserzy, dla których knajpa wydaje się wręcz drugim domem, a alkohol pełni funkcję jednego z najważniejszych bohaterów intrygi. Fetowane na najważniejszych światowych festiwalach filmy Sang-soo Honga właściwie zawsze zaczynają się tak samo. Oto młody mężczyzna przypadkiem wpada na ulicy na dawno niewidzianego przyjaciela. Obaj faceci wymieniają zdawkowe pozdrowienia. Chwilę później siedzą już w knajpie. W miarę opróżniania kolejnych butelek Soju bohaterom coraz łatwiej przychodzi nawiązywanie kontaktu z nieznajomymi. Przy stoliku często pojawiają się również kobiety. Rozpoczyna się gra, której stawki nie stanowi jednak cyniczna zabawa uczuciami. W rozluźnionej alkoholem atmosferze bohaterowie Honga po prostu łatwiej mogą poradzić sobie z własną nieśmiałością. Osiągnięte w takich okolicznościach szczęście okazuje się jednak boleśnie krótkotrwałe. Następnego ranka czar pryśnie, świat na powrót stanie się skomplikowany, a pamiątką z poprzedniego wieczora okaże się wyłącznie ból głowy.

"Hahaha"

Z takiego biegu wydarzeń doskonale zdaje sobie sprawę bohater "Day He Arrives". W trakcie spotkania z przyjaciółmi mężczyzna od pierwszego wejrzenia zakochuje się we właścicielce baru. Choć spotkania z kobietą przynoszą pozorne spełnienie, bohater interpretuje je jako iluzję, którą decyduje się zdemaskować, zanim zrobi się za późno. Na szczęście wizje Honga bywają również mniej przygnębiające. W nagrodzonym w Cannes "Hahaha" knajpiane spotkanie służy celebracji pojedynczego wspomnienia. Dwaj przyjaciele opowiadają sobie o  wrażeniach z ostatnich wakacji. Po paru drinkach i kilku anegdotach orientują się, że spędzali urlop w tym samym miejscu i czasie. Choć  narracje różnią się w szczegółach, płaszczyznę porozumienia stanowi jednakowo pogodny nastrój opowieści.

Azyl dla wykluczonych

W przeciwieństwie do rozgadanych bohaterów Honga, postacie z filmów Akiego Kaurismakiego najczęściej przesiadują w knajpach w milczeniu. Twórca "Człowieka bez przeszłości" na żywo prezentuje się zresztą jak typowy bohater własnych filmów. Bardziej zatacza się, niż chodzi, w trakcie spotkań z publicznością myślami znajduje się najpewniej przy hotelowym barze. Gdy jednak trzeba, niczym uwielbiany przez siebie Raymond Chandler, potrafi nonszalancko rzucić bon mot o głębi filozoficznego traktatu. Kaurismaki z pewnością dobrze zrozumiałby się  z muzykiem rockowym z "Tatiany". Mężczyzna traktuje flaszkę z wódką jako jedynego prawdziwego kompana, który nigdy nie zrzędzi, ani nie prawi morałów. 

 
"Dryfujące obłoki"

W "Dryfujących obłokach" knajpa w sensie najzupełniej dosłownym daje bohaterom schronienie przed nieprzyjaznym światem. Po serii deprymujących nieszczęść socjalistyczni Hiobowie decydują się w końcu na otwarcie restauracyjki. Zamysł bohaterów oznacza jednak programową pogardę dla luksusu. Knajpa z "Dryfujących obłoków" otwiera się na klientów pokrewnych właścicielom. W helsińskiej restauracji najmilej widziani pozostają pozbawieni zasobnych portfeli poczciwcy, którzy do tej pory skazani byli na żywot outsiderów. Teraz nareszcie zyskali jednak miejsce pozwalające im stworzyć jakąś formę wspólnoty. Jak to zwykle bywa u fińskiego reżysera, koszmar w najmniej spodziewanym momencie może zamienić się w bajkę.

Łatwo wyobrazić sobie, że Hong i Kaurismaki od dawna siedzą w jakiejś spelunie, popijają mocny trunek i trochę od niechcenia dzielą się poglądami na życie. Niestety, jak udało mi się dowiedzieć, panowie dotąd się nie spotkali, mało tego – nie mają świadomości wzajemnego istnienia. Idealna wizja nie znalazła pokrycia w rzeczywistości, ale na dłuższą metę trudno się temu dziwić. Już Humphrey Bogart przekonywał przecież, że: świat jest wobec nas zawsze o trzy drinki do tyłu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones