Relacja

BERLINALE 2015: Taksówka Panahiego i pustynia Herzoga

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2015%3A+Taks%C3%B3wka+Panahiego+i+pustynia+Herzoga-109658
Drugiego dnia Międzynarodowego Festiwalu w Berlinie obejrzeliśmy dwa oczekiwane filmy: "Taxi" w reżyserii Jafara Panahiego oraz "Królową pustyni" Wernera Herzoga z Nicole Kidman, Jamesem Franco, Robertem Pattinsonem i Damianem Lewisem.


"Podróż na koniec świata" (""Królowa pustyni", reż. Werner Herzog)

Kiedy Werner Herzog sięga po scenariusz, często jest to opowieść o człowieku, który łamie zasady, bezwarunkowo oddaje się pasji, nagina społeczne prawa - a robi to na tyle skutecznie, że staje społeczeństwu ością w gardle. Bohater Herzoga, zwykle alter ego samego autora, to wędrowiec, którzy podróżuje na skraj świata, wyrusza w intymną pielgrzymkę, eksploruje odległe zakątki. Gertrude Bell, brytyjska podróżniczka, pisarka, polityczka i archeolożka samotnie przemierzająca Bliski Wschód, mogłaby więc stać na czele jego filmowego korowodu. "Królowa pustyni" to jednak film zarazem wygładzony, uszyty na miarę zachodniego widza, jak i zaskakująco nierówny.

O ile Herzog nieźle sobie poradził z portretowaniem Gertrude w drodze, o tyle poległ na całej linii jako reżyser romantycznych scen z życia miłosnego podróżniczki. Z ich względu najgorzej wypada pierwsza połowa filmu, w której Bell (Nicole Kidman) poznaje Teheran oraz miłość swojego życia, Henry’ego Cadogana (James Franco), tonącego w długach pracownika ambasady brytyjskiej. Herzog po prostu nie czuje klimatu romansów: Franco jest w roli kochanka-idealisty nieautentyczny i pretensjonalny. Kidman - niespełna pięćdziesięcioletnia aktorka grająca dziewczynę młodszą od siebie o ćwierć wieku - wypada dużo lepiej, co nie znaczy, że jest w stanie dźwignąć tę przyciężkawą konwencję w pojedynkę. Niespełniony romans między Bell a Cadoganem łamie bohaterce serce, a reżysera spycha w koleiny melodramatyzmu. Znakiem rozpoznawczym dokumentów Herzoga jest znakomita narracja z offu. Przenikliwa, dowcipna, subtelnie ironiczna - znajdziecie ją i tutaj, ale w egzaltowanej, romantycznej wersji.

Operatorzy tak sprawni w swoim fachu jak Peter Zeitlinger czy Éric Gautier potrafią ustawić światło w taki sposób, by rysy Kidman wydawały się łagodne, a twarz młoda i promienna – niczym u gwiazd epoki kina niemego. Koronkowe sukienki Gertrudy zdają się być przybrudzone piaskiem, włosy rozjaśnione silnym pustynnym słońcem. Zdjęcia to największa zaleta filmu: barwy są przygaszone, ale doskonale oddają charakter kultury Bliskiego Wschodu. Twórca "Spotkań na krańcach świata" czuje się jak ryba w wodzie, podpatrując bohaterów na szlaku i badając charakter napotykanych przez nich kultur. Zawodzi jednak, gdy zabiera się za psychologiczne portrety.

Całą recenzję Anny Bielak przeczytacie TUTAJ.

"Człowiek z kamerą" ("Taxi", reż. Jafar Panahi)

Poprzedni film Jafara Panahiego  otwierał widok zza zakratowanego okna: prosta, czytelna metafora  sytuacji artysty skazanego na artystyczny areszt domowy, filmowca,  któremu zabroniono kręcenia filmów. Przez parę pierwszych minut "Taxi"  punkt widzenia jest podobnie ograniczony. Kamerę umieszczono na desce  rozdzielczej tytułowej taksówki; tak, by rejestrowała widok  rozpościerającej się przed maską samochodu ulicy. Zamknięcie w puszce  samochodowej kabiny nie oznacza jednak bezruchu, kapitulacji. Panahi po raz kolejny przekuwa przeszkodę w atut i z klaustrofobicznej sytuacji robi twórczą zasadę swojego filmu.


 
Nie mija zresztą dużo czasu, nim obiektyw zwrócony zostaje ku wnętrzu pojazdu. Panahi już wcześniej (choćby w "Kręgu")  obejmował irańskie społeczeństwo syntetycznym spojrzeniem,  wynajdował narodowe punkty zapalne. Tym razem za narzędzie - a zarazem  przestrzeń - analizy służy mu właśnie taksówka. To rodzaj laboratorium,  przez które przewijają się kolejne jednostki; miejsce, gdzie dochodzi  do modelowych spięć. Pasażerowie dyskutują, zwierzają się z problemów,  kłócą, spotykając osoby, których normalnie by nie spotkały.  Oto szczególny rodzaj papierka lakmusowego. Pokażcie mi swoje  taksówki - zdaje się mówić reżyser - a powiem wam, jakim narodem  jesteście.

Panahi nie jest oczywiście pierwszym filmowcem, który posłużył się podobnym fortelem. Zbliżony koncept znajdziemy choćby w "10" Abbasa Kiarostamiego. Ale Panahi ma własny pomysł na ogranie samochodowej przestrzeni, nie ma tu mowy o plagiacie. Podczas gdy u Kiarostamiego kamera była statyczna, a reżyser wybierał jedynie między ujęciem kierowcy a kontrplanem z pasażerem, Panahi mnoży źródła obrazu. Oprócz zamontowanej na desce rozdzielczej kamery wykorzystuje telefony, aparaty, tablety, którymi posługują się bohaterowie. Ale nie ulega pokusie "nad-patrzenia", jakie niesie ze sobą współczesna era cyfrowa. W którymś momencie bohaterowie oglądają nagranie z aktu przestępstwa, reżyser jednak powstrzymuje się przed pokazaniem nam tego, na co patrzą. Choć zabroniono mu kręcenia filmów, wciąż znajduje powody warte tego, by jednak nie wciskać przycisku "REC". Odwrócenie wzroku może być zarówno aktem cenzuralnej przemocy, jak i odruchem zwyczajnej, ludzkiej empatii.

Całą recenzję Kuby Popieleckiego znajdziecie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones