Relacja

Filmweb w Cannes: Konkurs nabiera rumieńców

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmweb+w+Cannes%3A+Konkurs+nabiera+rumie%C5%84c%C3%B3w-60726
Na odpowiedź Europejczyków nie trzeba było czekać zbyt długo i okazała się ona najwyższej próby. Mike Leigh powrócił do Cannes z "Another Year", swoim najlepszym filmem od czasu "Sekretów i kłamstw". Tuż po premierze zyskał miano pierwszego wielkiego faworyta tegorocznej imprezy.

Zrobił to jak zwykle w swoim stylu. Podczas wielotygodniowych warsztatów z aktorami powstał gęsty, zabawny i wartki tekst, który przeniesiony na ekran dzięki znakomitym zdjęciom Dicka Pope'a wzrusza, śmieszy i oczarowuje. Mike Leigh podobnie jak w "Happy-go-lucky" postawił na prostą opowieść o codzienności, bez konkretnego wiodącego wątku czy rozwijającego się dramatu. Jego obraz jest, jak sam tytuł wskazuje, filmową relacją z kolejnego roku z życia dwojga londyńczyków. Tom (Jim Broadbent) jest sześćdziesięcioletnim geologiem zajmującym się odwiertami i analizą podłoża wykonywaną na potrzeby przemysłu i budownictwa. Gerri (genialna Ruth Sheen), jego pełna ciepła i prawdziwej empatii żona pracuje jako psycholog w miejskim szpitalu. Oboje prowadzą niewielki, ale piękny dom oraz ogród warzywny. Ich małżeństwo jest przykładem pełnego godności i zgody na nieunikniony upływ czasu wspólnego życia. Wzajemną miłością, którą wręcz promieniują, chętnie dzielą się z przyjaciółmi, którzy często odwiedzają ich gościnne progi: samotna, znerwicowana i bardzo absorbująca koleżanka z pracy Mary, nadużywający alkoholu przyjaciel pana domu Ken, świeżo owdowiały, starszy brat Toma Ronniego. Stałym gościem jest również oczywiście ich trzydziestoletni syn Joe wraz z nową narzeczoną Katie.

Proste życie, zwykłe wydarzenia i rozmowy, codzienność. Kolejne pory roku w ogrodzie, gospodarskie prace. Ktoś zaczyna nowe życie, ktoś umiera. Świat natury i kultury toczy się swoim niezmiennym rytmem. Niby nic wielkiego, ale w obiektywie Mike'a Leigh zwyczajność podniesiona zostaje do rangi arcydzieła. Czyjego? Boga? Losu? Natury? Ludzi? Nie istotne. Ważne, żeby tworzyć je wytrwale, godnie i, co ważne, we wspólnocie. To chyba najbardziej prorodzinny film reżysera słynącego ze swoich lewicowych poglądów. Piękny obraz małżeńskiego ciepła, w którym ogrzać mogą się także zbłąkani i samotni wędrowcy.

Akcentowany z poprzedniej relacji temat ojcostwa powrócił także w kolejnym filmie konkursowym "A Screaming Man" Mahamat-Saleh Harouna. Jest to dziejąca się we współczesnym Czadzie historia relacji między ojcem, byłym pływackim mistrzem środkowej Afryki i pierwszym w Ndżamenie pracownikiem basenowym w kwiecie wieku, a pomagającym mu w pracy dwudziestoletnim synem. Czuła i prawdziwa miłość pomiędzy mężczyznami zostaje wystawiona na próbę, gdy w związku z oszczędnościami ich pracodawca postanawia zrezygnować z utrzymywania dwóch etatów. Któryś z nich musi odejść. Kłopoty zawodowe to jednak nie jedyne problemy rodziny. Nasilająca się wojna domowa coraz bardziej daje o sobie znać. Jedynym sposobem na uchronienie młodych chłopaków od służby wojskowej jest dobrowolna danina, na którą zaczyna brakować pieniędzy…

Po świetnym dramacie "Susza" z 2006 roku, za który Haroun otrzymał na festiwalu w Wenecji specjalną nagrodę Jury, reżyser na nowo podejmuje temat ojcowsko-synowskiej relacji. I podobnie jak w poprzednim filmie służy mu ona nie tylko do ukazania ciekawej z socjologicznego i psychologicznego punktu widzenia historii, ale również jako metafora tematów znacznie bardziej uniwersalnych.  



"A Screaming Man" jest interesującym szczególnie dla Europejczyków spojrzeniem na sytuację polityczną w Czadzie oraz jej wpływ na jednostkę, na kondycję tamtejszej rodziny oraz aktualne przemiany społeczno-gospodarcze. Najwięcej uwagi reżyser poświęca jednak relacji między bohaterami. Mimo wyjątkowej oszczędności słów znakomicie udaje mu się ukazać ukryte pod pozornym spokojem i milczeniem złożone emocje, które nimi targają. Od zazdrości, żalu i niechęci, po wyrzuty sumienia, smutek, rozpacz, skruchę, przebaczenie i miłość. To nieprawdopodobne, jak cisza potrafi być wymowna, a Haroun znowu udowadnia, że w wykorzystywaniu jej jest mistrzem. W jego rękach prosta historia ojca i syna stała się metaforycznym obrazem genezy zła, które wkracza w życie człowieka bardzo subtelnie, wręcz niezauważalnie, lecz szybko rozrasta się i niszczy. Jego źródło tkwi w egoizmie, twierdzi reżyser. Miłość między bohaterami zostaje wszak skażona właśnie przez dążenie do zaspokojenia własnych pragnień, bez uwzględnienia potrzeb innych, zwłaszcza tych najważniejszych, ukochanych.

Dramatycznym konsekwencjom błędów rodzicielskich uwagę poświecił także Hideo Nakata w brytyjskim, młodzieżowym thrillerze "Chatroom" prezentowanym w sekcji Un Certain Regard. Wieczorny pokaz tego obrazu cieszył się zaskakującą popularnością. Stało się tak zapewne dlatego, że premierę zaszczycił swoją obecnością grający tu główna rolę Aaron Johnson – gwiazdor hitu ostatnich tygodni "Kick-Ass".

"Chatroom" jest ciekawą próbą opisania językiem filmu fenomenu internetowych pogawędek wraz z jego urokami i niebezpieczeństwami. Nakata skupił się na tych ostatnich, opowiadając historię niestabilnego psychicznie siedemnastoletniego Williama (Johnson), który zakłada internetowy pokój zwierzeń. Trafiają do niego pogubieni życiowo młodzi internauci, którym chłopak zaczyna oferować swoje życiowe porady. Najwięcej uwagi zaczyna poświęcać Jimowi cierpiącemu a depresję spowodowaną traumą po porzuceniu go przez ojca. Bardzo szybko okazuje się jednak, że intencje Williama nie są czyste, a manipulowanie ludźmi jest jego perwersyjnym uzależnieniem.

Bardzo ciekawie rozwiązany został tu problem wizualnego przedstawienia głównego miejsca akcji – chatroomu. Bohaterowie spotykają się stylizowany pokojach hotelowych swobodnie zaglądając do kolejnych pomieszczeń. I o ile pomysł na ukazanie wirtualnej rzeczywistości przekonuje, to gorzej jest z samą historią, którą w gruncie rzeczy można by ująć w zgrabnej krótkometrażówce zamiast rozciągać ją do rozmiarów półtoragodzinnego seansu. Zawodzi też scenariusz. Dialogi wypowiadane przez młodych aktorów brzmią nazbyt teatralnie. Nie oddają pełnego emoticonów i skrótowców charakteru języka używanego przez internautów.

Nad Lazurowe Wybrzeże dotarły także wielkie hollywoodzkie gwiazdy wraz z najnowszym obrazem Olivera Stone'a "Wall Street: Pieniądz nie śpi". Michael Douglas, Shia LaBeouf, Josh Brolin, Carey Mulligan i Frank Langella towarzyszyli reżyserowi w konferencji prasowej poświęconej filmowi, który nie jest z pewnością znakomity, ale stanowi pozytywną zmianę wobec ostatnich dokonań twórcy "Plutonu".



Jest to jedynie w niewielkim stopniu kontynuacja losów rekina finansiery Gordona Gekko, który po ośmiu latach więzienia wychodzi na wolność i rozpoczyna karierę pisarską. Instynkt hazardzisty i zamiłowanie do gry o najwyższe stawki budzi się w nim jednak za sprawą maklera Jacoba (LaBeouf) – narzeczonego jego córki, z którą nie miał okazji rozmawiać od wielu lat. Młody pracownik Wall Street pojawia się na jednym z odczytów emerytowanego kolegi po fachu z prośbą o radę. Niebawem okaże się, że cena jej będzie bardzo wysoka.

Oliver Stone stworzył historię miłosną z wielkimi finansami i ekologią w tle. Tematy bardzo aktualne, zwłaszcza przez wzgląd na kryzys 2008 roku,  wybrzmiały w filmie subtelnie i bez rażącej politycznej poprawności. Perfekcyjna gra zarówno młodych, jak i doświadczonych aktorów sprawiła, że przyjemności oglądania "Wall Street…" nie psują ani sporadyczne scenariuszowe mielizny, ani romansowy schematyzm.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones