Wywiad

Marcin Wrona: Z kobietami nie mam żadnych problemów

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Marcin+Wrona%3A+Z+kobietami+nie+mam+%C5%BCadnych+problem%C3%B3w-66427
Z KOBIETAMI NIE MAM ŻADNYCH PROBLEMÓW – WYWIAD Z TWÓRCĄ "CHRZTU"


W liceum nakręcił parodię "Stawki większej niż życie" i "Krzyżaków". Reżyserem został po to, by poradzić sobie z traumami z dzieciństwa. Krytycy oskarżają go o szowinizm, a jury światowych festiwali wręczają mu nagrody. Przed zdjęciami do swojego drugiego filmu postanowił poznać lepiej gangsterów odsiadujących wyroki na Rakowieckiej. Marcin Wrona opowiada Filmwebowi o pracy nad "Chrztem". 
.   

Zanim zacznie się szukać historii innych ludzi, warto przyjrzeć się sobie samemu. Kto to powiedział?

To mój cytat.

Kręcąc "Chrzest", patrzyłeś jeszcze na siebie, czy już na innych?

Ta wypowiedź pochodzi chyba z czasów, kiedy robiłem "Człowieka magnesa". To był film, który musiałem z siebie wyrzucić. Wielu twórców ma jakiś naczelny powód, dla którego zajmują się tym, czym się zajmują. "Magnes" był moją historią. To ona skierowała mnie ku temu zawodowi. Jednocześnie wiedziałem, że jest to na tyle wyjątkowa opowieść, że widzowie mogą ją polubić. Wraz z premierą filmu zostawiłem tamten etap za sobą i jestem z tego zadowolony. Całe to doświadczenie rozwinęło mnie i zmieniło jako człowieka.  

A jak było z "Chrztem"?

Zawsze jest tak, że cokolwiek robimy, przepuszczamy to przez własną wrażliwość. Każdy inny reżyser, który zrobiłby "Chrzest", nakręciłby go w inny sposób. Ja, na przykład, w trakcie realizacji mocno penetrowałem środowisko, o którym opowiadam. Poznałem je dość dobrze. Myślę, że w tym filmie widać mój prywatny stosunek świata przestępczego. "Chrzest" nie ma jednak tak osobistego przekazu jak pierwszy pełny metraż, "Moja krew". Bazował on mocno  na mojej biografii.  W ogóle pierwszy film jest ważny. Trzeba na nim odbić własne piętno. Natomiast nie należy myśleć, że nasz prywatny życiorys wystarczy na każdy film. Nie wolno sądzić, że jest się aż tak wyjątkowym. Lepiej znaleźć kogoś ciekawszego od siebie.

Mówisz, że penetrowałeś środowisko przestępcze. Czyli co, gangsterzy byli Twoimi konsultantami od scenariusza?

Żebyś wiedział. Poszliśmy do więzienia na Rakowieckiej, rozmawialiśmy z kilkoma skazanymi. Jeden z nich zaangażował się w projekt do tego stopnia, że wziął scenariusz, pozmieniał w nim dialogi i sceny. Pod wpływem rozmów z tym facetem zmodyfikowałem początek i zakończenie filmu. Wydaje mi się, że "Chrzest" nabrał w ten sposób waloru wiarygodności. Tam nie ma ściemy, nie ma oszustwa, nie udajemy świata  z amerykańskiego filmu, w którym zawsze musi być happy end. W takim kierunku powinno w ogóle iść nasze kino. Nie możemy ścigać się z Hollywoodem, bo to nie ma żadnego sensu. Po co kopiować ich struktury dramaturgiczne? Oni poszli do przodu, bo mają dużo więcej pieniędzy. Naszą siłą jest emocjonalność i prawda. My, Słowianie, zwłaszcza po wódce, jesteśmy szczerzy i wylewni. No dobra, nie do końca chodzi o wódkę. My po prostu jesteśmy inni, bardziej autentyczni.

"Chrzest" był pokazywany na kilku zagranicznych festiwalach, m.in. w San Sebastian i Toronto. Krytyk z "The Hollywood Reporter"  napisał, że film ma duże szanse na amerykański remake. Jak sobie wyobrażasz taką przeróbkę?

Konkretnych rozmów na razie nie było. Natomiast zgłosiły się do nas firmy produkcyjne z Hollywood, między innymi Fox. Chcą wykupić prawa do scenariusza. Zależy mi na tym, aby  zastrzec sobie w kontrakcie opcję "First Director", czyli żebym miał szansę zrealizowania remake'u. A czy do tego dojdzie? Jest taka praktyka, że scenariusze zagranicznych filmów z potencjałem komercyjnym są kupowane przez amerykańskie studia.



fot. ze "Chrztu"

Tak było m.in. z "Kilerem" Juliusza Machulskiego...

No właśnie. Jeśli znajdą właściwą obsadę, to zostanie on zrealizowany. Jeśli nie, to przedłużają prawa do remake'u na kolejne lata. Albo go w końcu zrobią, albo się zniechęcą.

Skoro jesteśmy  przy scenariuszu, to muszę Cię zapytać o jego współautorkę, Grażynę Trelę. Jak kobieta odnajduje się w wypełnionym wódą, przemocą i wulgaryzmami świecie, który przedstawiasz?

Bardzo zależało mi na udziale Grażyny Treli w moich filmach. Chciałem, żeby ktoś spojrzał na nie z innej perspektywy niż męska. Opowiadam o dość specyficznych ludziach, zarówno jeśli chodzi o boksera z "Mojej krwi", jak i gangsterów z "Chrztu". Oni generalnie nie są skupieni na kultywowaniu jakichś wartości. To nie są poeci. Często nie dostrzegają tego, co może dać im rodzina, kobieta. Chciałem, żeby Grażyna uaktywniła żeńskie postacie. Żeby to one – mimo że są w tle – prowokowały przemiany mężczyzn. Często prosiłem Grażynę – w przeszłości była przecież wybitną aktorką – żeby czytała te teksty i filtrowała je przez swoją wrażliwość. W "Chrzcie", w porównaniu z tym, co było w scenariuszu, wyciągnąłem mocno postać Magdy. Jej nie ma bardzo dużo w filmie, ale przecież wszystko, co robi główny bohater, robi z myślą o niej.  Ona jest czymś czystym i świętym. Czymś, w co lubią wierzyć mężczyźni. Na przykład, więźniowie na Rakowieckiej nigdy nie żartują ze swoich kobiet.

Czytałeś polskie recenzje "Chrztu"?

Parę czytałem. Zwłaszcza dwie były mocno krytyczne w stosunku do portretów kobiet w moim filmie.

Te portrety są szowinistyczne.

Trudno mi z czymś takim polemizować. Na pewno nie było to moją intencją. Jestem wyedukowanym reżyserem, skończyłem też studia filmoznawcze. Wiem, że to, co piszą krytycy, wynika zazwyczaj z ich zainteresowań. Ktoś postrzega filmy w kontekście psychoanalitycznym, ktoś  inny w behawioralnym, kognitywistycznym albo feministycznym. Jeśli spojrzymy na filmy z punktu widzenia feminizmu, to prawie żaden z nich nie będzie spełniał odpowiednich kryteriów. To, czy film jest apoteozą kobiecości, czy nie, nie ma wpływu na jego jakość. Co powiedzieć w takim razie o "La Stradzie" czy "Wściekłym byku"? Sorry, nie będę przedstawiał gangstera albo boksera jako świętego. Poza tym, staram się podchodzić do nich krytycznie, pokazuję, że są niedojrzali. Powiem tyle: prywatnie z kobietami w ogóle nie mam żadnych problemów.


fot. z "Mojej krwi"

Powiedziałeś, że fabuły filmów lub powieści zawsze obracają się wokół pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu historii, z których niemal wszystkie zaczerpnięte są z Biblii. A jak było z "Chrztem"?

Najwięcej wziąłem z historii Kaina i Abla. To, co dzieje się w relacji między biblijnymi braćmi, dzieje się też współcześnie. Opowieść o Kainie i Ablu czy ich matce, Ewie, która zdradza, są ciągle uniwersalne.  Świat wygląda inaczej, ale ludzie się nie zmienili. Zawsze jest zazdrość miłość, pożądanie. Przygotowując się do filmu, dużo chodziłem na spotkania biblijne. Dotarło wtedy do mnie, jak pierwotne jest zło. Ludzie trzymaliby je w sobie dużo mocniej, gdyby nie cywilizacyjna tresura.   

Kain zabił Abla, bo zazdrościł bratu miłości i uznania Boga. A jak było z bohaterami "Chrztu"? Czego Janek zazdrościł Michałowi?

Pewnie tego samego, choć nie mówię o tym w filmie wprost. Sytuacja moich bohaterów jest trochę bardziej skomplikowana niż w biblijnym podaniu. Poza tym nie są braćmi.

Nie do końca. Po tym, jak Michał uratował Jankowi życie, wzięli udział w rytuale braterstwa krwi.

Janek generalnie wzoruje się na Michale, chce być taki jak on. Gdy jednak widzi go jako szefa firmy wymieniającej okna, jest zdziwiony. Spodziewał się przecież spotkać mafioza. Chce więc opuścić Michała, ale nie może. Ma bowiem pewnego rodzaju układ, który...

Tutaj muszę Ci przerwać. W przeciwnym wypadku zdradzimy czytelnikom ważny wątek filmu. Zapytam Cię o coś innego: dlaczego koszykarz Unii Tarnów i reprezentacji Polski został reżyserem?

Wszystko z powodu dość poważnej kontuzji. Gdybym wtedy nie przerwał treningów, szybko nabawiłbym się sporych problemów ze zdrowiem. Powiem ci jednak, że ta sportowa przeszłość okazała się bardzo przydatna przy robieniu filmów. Praca na planie wymaga kondycji i wytrzymałości. Wracając do twojego pytania: w Tarnowie nie było, co prawda, środowiska filmowego, ale już w szkole średniej kręciło się jakieś pierwsze produkcje.


fot. ze "Chrztu"

Ponoć w technikum nakręciłeś film do spółki z Wilhelmem Sasnalem.

Przyjaźniliśmy się z Willym. Oglądaliśmy wspólnie filmy gore, mieliśmy podobne zainteresowania.   Wpadliśmy wtedy na pomysł zrobienia parodii serialu "Stawka większa niż życie" i "Krzyżaków", chociaż Willy nie brał bezpośrednio udziału w jego realizacji.

Niezła mieszanka...

Ja się zawsze interesowałem filmem. Zdaje mi się, że rzeczywistość znam lepiej z kina niż z własnych doświadczeń. Nie myślałem jednak o tym, że zajmę się kręceniem filmów zawodowo. Dopiero przy tej parodii zauważyłem, że mam łatwość w wymyślaniu scen i budowaniu dramaturgii. No i poszedłem w tym kierunku.

Od tamtej pory minęło ładnych parę lat, a na Twojej półce pojawiło się sporo nagród. Jak środowisko filmowe zareagowało na międzynarodowy sukces "Chrztu"? Koledzy klepią Cię po plecach, a za nimi kopią już grób?

To będzie przykre, co teraz powiem. Kiedy Bartek Konopka i Sławek Fabicki, z którymi byłem na roku (z Konopką w Katowicach, z Fabickim w Szkole Wajdy), dostali nominacje do Oscara, to ja się z tego strasznie cieszyłem. Jest fajnie, gdy twoi znajomi są doceniani. Tymczasem po nagrodach dla "Chrztu" zauważyłem, że część moich kolegów nagle się do mnie dystansuje.  Może to dlatego, że kręci się u nas mało filmów i reżyserzy ciągle ze sobą konkurują. Widzę krzywe spojrzenia typu "a, temu to się udało". Czuję nagle dystans, który się pojawił w moich relacjach z niektórymi osobami. To jest w ogóle nasza specjalność: zawiść w stosunku do innych. Wystarczy spojrzeć na dwie fale emigracji, polską i żydowską, które wyjechały do Stanów Zjednoczonych w tym samym czasie. Gdzie są teraz oni, a gdzie my?  Tyle że Żydzi wspierają się nawzajem. Całe Hollywood jest w rękach potomków polskich Żydów, którzy wyruszyli za wielką wodę i odnieśli sukces. W tym czasie Polacy okradali swoich krajan.   

Krzywe spojrzenia nie wpływają jednak na tempo Twojej pracy. W ciągu ostatnich dwóch lat pokazałeś widzom dwa filmy. Mało który polski reżyser, poza twórcami komedii romantycznych, może pochwalić się podobnym rezultatem. Zamierzasz teraz zwolnić, czy raczej dać gaz do dechy?

W tej dziedzinie wolę nie być jak Woody Allen. Poza tym ostatnio nakręciłem też serial. Praktycznie od trzech lat cały czas pracuję. Nie mogę się jednak narzucać widowni. Wolę, żeby czekali na moje nowe filmy, a nie byli nimi znudzeni. Planuję spędzić teraz całą zimę w Indiach, a potem wrócić i zrobić coś lżejszego oraz odmiennego tematyczne od poprzednich filmów.

Czyli po "Mojej krwi" i "Chrzcie" nie powinniśmy spodziewać się "Pierwszej komunii"?

Moi koledzy mówią, że niezły byłby też "Pogrzeb".  

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones