NIE TYLKO FRANCUSKI POCAŁUNEK
"Nie oglądaj się" – drugi pełnometrażowy film Mariny de Van, przypomina, że we Francji "kino kobiece" to kino drapieżne, odważne i bezkompromisowe. Bogactwo francuskich reżyserek to bogactwo autorek, które nie ograniczają się do sygnalizowania własnej obecności w systemie, ale wprowadzają nowe tematy, nowe perspektywy i trochę redefiniują kino, zdominowane przez męski punkt widzenia. 1 Sukces kobiet za kamerą można ogłosić, kiedy pojęcie "kina kobiecego" traci rację bytu, czyli wtedy gdy dla reżyserek nie wydziela się już niszy tematycznej czy gatunkowej. Tak właśnie stało się w przypadku francuskich autorek, których nie da się dziś zamknąć w użytecznym pojęciu jakiejś "kobiecej fali", małego ekscesu na łonie zdominowanego przez mężczyzn systemu. Poczynając od lat dziewięćdziesiątych, obraz kina francuskiego jest bez reżyserek nie tylko niepełny, ale po prostu kaleki. Da się oczywiście zrekonstruować jakieś spektrum tematów podejmowanych przez kobiety – ciało, rodzina, związki – lecz nie są to tematy ani zarezerwowane przez mężczyzn, ani przez nich niepodejmowane, ani też szczególnie wąskie pod względem poruszanych treści.
Claire Denis,
Anne Fontaine,
Agnes Jaoui,
Chantal Akerman,
Catherine Breillat i wiele (naprawdę wiele!) innych, stanowią fenomen w skali światowej, ale bardziej niż tworzenie jakiegoś "kobiecego zjawiska", interesuje je partycypowanie w zjawisku pod tytułem "kino francuskie" i "kino światowe".
2 Dlaczego akurat Francja? Odpowiedzią najwłaściwszą zdaje się odpowiedź najprostsza – bogactwo reżyserek to po prostu część ogólnego dzisiejszego bogactwa filmowego Francuzów. Spośród kinematografii europejskich jest zdecydowanie najbardziej kompletna i jedyna, która pod tym względem może w Europie skutecznie odpierać amerykańską powódź. Francuzi nie odpuszczają walki na żadnym froncie: rywalizują z amerykańskimi blockbusterami ociekającymi czystą akcją i realizują najróżniejsze filmowe gatunki – od dramatów kostiumowych, do horroru, nie uciekając przy tym od formalnych eksperymentów. Nic więc dziwnego, że poza Ameryką właśnie na ich ziemi głos kobiet może być coraz lepiej słyszalny.
fot. "Nie oglądaj się"
Zresztą, próbując jakoś zakreślić ten "kobiecy" teren, na każdym kroku widać, że w sukcesie Francuzek odbijają się najlepsze cechy całej narodowej kinematografii, na czele ze wspomnianą "kompletnością". Zarówno
"Nie oglądaj się", jak i pełnometrażowy debiut
Mariny de Van –
"Pod moją skórą", w brutalny sposób opowiadające o konflikcie z własną cielesnością, przywołują na myśl enigmatycznego
"Intruza" Claire Denis czy
"Anatomię piekła" wojowniczej prowokatorki
Catherine Breillat. Ale wspomniana
Denis, tuż przed
"Intruzem" dała się poznać jako autorka delikatnej opowieści
"Piątkowa noc" i osobistej
"Czekolady".
Agnes Jaoui znana jest ze swoich subtelnych komedii obyczajowych (
"Opowiedz mi o deszczu",
"Popatrz na mnie"), a
Pascale Ferran możecie pamiętać z kostiumowego
"Kochanka Lady Chatterley", wyświetlanego również na naszych ekranach. A to wszystko dopiero czubek góry lodowej. Zgodnie z inną najlepszą francuską tradycją, czyli artystyczną płynnością, tę kinematografię nieprzerwanie zasila świeża krew.
Filmowe autorki, takie jak współtwórczyni Nowej Fali
Agnes Varda czy
Marguerite Duras (w Polsce znana jest chyba bardziej jako autorka literackiego pierwowzoru kontrowersyjnego
"Kochanka" Jean-Jacquesa Annauda) odciskały piętno na obrazie francuskiego kina już wcześniej, ale ponieważ lwia część współczesnych reżyserek debiutowała w okolicach początku lat dziewięćdziesiątych, wyraźnie zaakcentowana obecność kobiet za kamerą jest zjawiskiem stosunkowo młodym. Zresztą także od strony formalnej filmy
Denis czy
Breillat (obie urodzone w 1948 roku) zdradzają charakterystyczne dla młodych twórców poszukiwanie (i przesuwanie) granic. Tymczasem filmowy krajobraz tworzony przez
Diane Kurys (ur. w 1948 roku,
"Sagan",
"Sześć dni, sześć nocy"),
Tonie Marshall (ur. w 1951 r.,
"Salon piękności Venus"),
Anne Fontaine (ur. w 1959 r.,
"Coco Chanel",
"Dziewczyna z Monaco",
"Natalie") uzupełniają przedstawicielki coraz młodszych pokoleń, jak właśnie
Marina de Van (ur. w 1971 r.),
Laetitia Masson (ur. w 1966 r.,
"Na sprzedaż") czy znana z aktorskich ról w przebojach
Luca Bessona Maïwenn Le Besco (ur. w 1976 r.,
"Le Bal des actrices") albo
Mia Hansen-Løve (ur. w 1981 r.,
"Le père de mes enfants").
3 Droga do reżyserii najczęściej przebiega przez aktorstwo.
Brigitte Roüan, aktorka znana z
"Olivier, Olivier" Agnieszki Holland i
"Czasu wilka" Michaela Hanekego, stanęła za kamerą z braku interesujących propozycji angażu. Podobnie jak wiele aktorek, przekwalifikowa się, by zapełnić lukę. A jak już brać się za wypełnianie luki, to od podstaw – dlatego aktorki, które stają się reżyserkami, najczęściej realizują własne scenariusze. I pewnie właśnie to ma największe znaczenie dla obrazu współczesnego kina. Bogactwo francuskich reżyserek to bogactwo autorek, które nie ograniczają się do sygnalizowania własnej obecności, ale wprowadzają nowe tematy, nowe perspektywy i trochę redefiniują kino zdominowane przez męski punkt widzenia. Oczywiście, można rozszerzać uniwersum kobiecych ról w sposób, jaki robi to
Jodie Foster, znana z wyszukiwania dla siebie w scenariuszach ciekawych ról męskich i przekonywania producentów, by poddali scenariusz drobnym modyfikacjom. Ale to jest walka o kulturowy wizerunek. Tymczasem francuskie autorki wymazują białą plamę, jaką jest kobiecość w kinie zdominowanym przez mężczyzn. Pojawiające się w kinie kobiecym wizerunki są jednak często symbolem niewiedzy, strachu, rezygnacji, zaś kobiecość pokazywana przez mężczyzn jako zagadka to często tylko fetysz.
fot. z "Anatomii piekła"
W filmach znakomitej
Claire Denis i nierównej
Catherine Breillat wizerunki kobiet uwierają. Bohaterki nie chcą być męskimi fantazjami czy nawet fantazjami o koszmarze. Nawet w obu nie całkiem udanych obrazach
Mariny de Van kinowa kobiecość zyskuje jednak szerszy wymiar. Przy czym ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o tych filmach, to to, że uciekają od tematu ciała, seksualności, erotyki, pornografii, o czym świadczy choćby słynne występy gwiazdora porno
Rocca Siffrediego w
"Anatomii piekła" i
"Romansie" Breillat, krótkometrażówki propagujące (i w całej okazałości pokazujące) bezpieczny seks, które dla francuskiej telewizji realizowała m.in.
Lucile Hadzihalilovic, czy erotyczna seria
"X Femmes", której epizody reżyserowały (i pisały)
Tonie Marshall i
Laetitia Masson.
4 A jednak
Diane Kurys,
Noemie Lvovsky,
Marion Vernoux czy
Clair Denis nie są wcale zafiksowane na temacie kobiecości. Korzystają po prostu z własnej perspektywy, wykazując się umiejętnością łączenia bardzo osobistych (uchodzących często za trudne) tematów z atrakcyjną formą. Niektóre filmy
Breillat przypominają co prawda zilustrowany scenami seksu monodram, ale już
"Pod moją skórą" i
"Nie oglądaj się" dają się odebrać jako horror. Owe filmy posługują się grubą metaforą w celu wyrażenia treści psychologicznych. W podobny sposób klimatem uwodzi
"Niewinność" Lucile Hadzihalilovic – współautorki scenariusza do
"Wkraczając w pustkę" Gaspara Noe. To zresztą dobrze ilustruje fakt, że twórczość wielu francuskich reżyserek jest znana lepiej niż ich nazwiska (
Marina de Van jest np. współautorką głośnych
"8 kobiet" François Ozona), i że "kino kobiece" nie da się już upchnąć do żadnej, nawet najbardziej obszernej szuflady.