Netflixowy średniak i naiwna fabuła
1. Apokalipsa zombie a oni chodzą bez broni
2. Zamiast rozjechać zombiaka wjeżdżają w drzewo
3. Klatka z której można samemu wyjść – jakoś nie bardzo wiem w jaki sposób zombie ciągnące stertę jelit były silniejsze od 2 normalnych ludzi
Cała scena ugryzienia męża też jest mocno naciągana, ale powiedzmy, że uwzględniając stan bohatera całkiem prawdopodobna.
No i ta „dziewczynka” która… jest chłopakiem - a przynajmniej tak wygląda.
Chociaż tyle, że zakończenie mocne - poruszyło mnie prostymi środkami pomimo tego, że wcześniej losy bohatera mało mnie obchodziły.
1. Bo może płynęli z zapasem żywności przez apokalipse nie mając dużo styczności z światem zewnętrznym. Andy przecież nie umie strzelać, gdyby akcja działa się w USA w jakimś stanie, gdzie w każdym miasteczku masz sklep z bronią i amunicją to rzeczywiście - powinni mieć giwery. Aborygeni naprawde istnieją i z tego co mi wiadomo nie biegają z kałaszami.
2. Nie wiedzą czy to zombiak, pozatym jest coś takiego jak odruch bezwarunkowy. Chyba nie chcesz powiedzieć, że spora ilość wypadków przez np. sarny, gdy to kierowcy rozbijają się o drzewa żeby je ominąć to mistyfikacja.
3. Tu akurat się zgadzam to była dziwna scena.
1. Mam na myśli, nóż, dzidę, patyk, siekierę, kij, COKOLWIEK co chociażby odepchnie bezmózgiego zombie.
Mi wymienione przez Ciebie sceny absolutnie nie przeszkadzały. Natomiast samotna wyprawa żony głównego bohatera na rozbitą łódź to już co innego.
Racja, to też wypada dodać do listy. Co prawda to wina męża, który zapewniał ją, że łódź była bezpieczna, ale w czasie apokalipsy zombie nie można sobie pozwolić na samotne wyprawy-niespodzianki bez broni.