Problem z tym filmem jest taki, że prawie cała zawarta w nim głupota miała miejsce w książce. I o ile na papierze to jeszcze jakoś się broniło (King pisze jednak fajnym językiem), to dosłownie przeniesione na ekran już niekoniecznie. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że najlepsze ekranizacje książek to takie, w których pozmieniano tyle ile się da. Kinga dotyczy to w szczególności.
5/10 łaskawym gestem. Za to, że się nie nudziłem. Za zdjęcia i śnieżny klimacik. I za "łasice" - były groteskowe i obleśne, czyli tak jak należy. A ich większy koleżka całkiem pocieszny.
Acha - Morgan Freeman jako bad guy z doklejonymi krzaczastymi brwiami to kuriozalna decyzja obsadowa...