Akcja dzieje się w Chile, a aktorzy rozmawiają po angielsku...
Owszem! To taka podstawowa wada tych wszystkich filmów, których akcja dzieje się "gdzieś tam".
Mnie osobiście i tak najbardziej ten aspekt razi w produkcjach,które traktują o II wojnie, holocauście, etc.
Z tym, że akcja nie dzieje się w Chile. Akcja dzieje się "w pewnym kraju Ameryki Południowej", nie jest określone jakim dokładnie. Biorąc w dodatku pod uwagę ostatni napis, że wszystkie zdarzenia itd. są przypadkowe, nakręcenie tego w jakimkolwiek konkretnym języku jest tak samo "bezsensowne" jak po angielsku :)
masz rację, ale myślę - że ani mnie, ani autorowi, nie chodziło stricte o ten film (choć oczywiście w jakimś stopniu również, chociażby dlatego, że w tym, a nie innym miejscy jest założony wątek :) ... Zresztą, ja w mojej wypowiedzi wyraziłam się ogólnie na temat filmów, których akcja dzieje się "gdzieś tam"...
nie mniej jednak tutaj akurat się z Tobą zgadzam - akcja filmu nie jest konkretnie umiejscowiona, co nie zmienia faktu, że jeśli Ameryka Południowa, to jednak dość niskie prawdopodobieństwo, żeby mieszkańcy kraju tam położonego mówili po angielsku...
Cóż, idę właśnie cieszyć się moim gwiazdkowym prezentem - http://www.matras.pl/polanski-portret-mistrza.html :D
może znajdę w niej jeszcze jakieś niuansiki dotyczące tej produkcji :)
no a to, ze dzwonił do Barcelony i rozmowa też toczyła się po angielsku? tak jakby to było oczywiste, że w jakimś szpitalu miłosierdzia w Hiszpanii odbierze osoba znająca angielski :D
Pięknie żeś to podsumował, tylko nie wiem czy kolega zrozumie, co miałeś na myśli:)
No to to jest faktycznie problem podczas ogląania filmu. A tak na poważnie - jakoś mi to nie przeszkadza.
jakby Usa robiło biografie o Hitlerze to myslisz że w języku niemieckim by Joseph napierdzielał ? Ja już sie przyzwyczaiłem