No to po kolei...
Nie rozumiem po co Sigourney się tak siłowała z tym samochodem, zupełnie niepotrzebna scena. Drobna babka niemal dosłownie wrzuca samochód do wody niczym Arnold Schwarzeneger za najlepszych lat i również z taką samą miną wraca do swojego domu. Następnie ta przedłużająca się i przedłużająca i przedłużająca gadka na werandzie ze swoim ciotowatym mężem. I w ogóle jak na swoje zacięcie to sie dziewczyna z tym faszystą za delikatnie obchodziło, ale to już można akurat zrozumieć. Ten Szubert na końcu też zupełnie niepotrzebny.
Przedobrzone, łatwy i sztuczny jest ten film, ale co tu się dziwić skoro to nie Roman pisał scenariusz, a jedynie reżyserował zlecony materiał z gotowym scenariuszem. W zasadzie ciężko tu nawet dać 7-kę, bo jak się człowiek zastanowi głębiej to tak naprawdę nie wiadomo o co tej dziewczynie w tym filmie chodzi – ona sama nie wie i co gorsza nie wygląda to na celowość scenariusza a jego słabość. Cały rozwój sytuacji jest bez sensu o ile w ogóle można mówić o jakimś rozwoju sytuacji – tyle sie człowiek nasiedział żeby nic z tej chryi nie wynikało. Przyznanie się tego faszysty na tle tej wzruszającej muzyczki miało być jakimś zwrotem akcji? Wstrząsającym przełomem filmu? Wzruszającym wyznaniem? Sory, ale nie wyszło to i uważam że film sie zakończył na niczym, a szkoda. I jeszcze jedno – na pewno w tym filmie nie było klimatu ani smaczku, zawiódł też Ben Kingsley, bo zagrał na miętko, jakby mu się nie chciało wysilać.
Akurat odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta - siłowanie z samochodem przedłużyło i zaakcentowało scenę zrzucania go do morza, dzięki temu nawet nieuważny widz wyłapał w następnej sekwencji kłamstwo głównej bohaterki (która w rozmowie w cztery oczy z mężem powiedziała, że samochód stoi zaparkowany za zakrętem, a historię o zrzuceniu wymyśliła dla więźnia). Scena z kłamstwem o samochodzie pokazuje zaś, że bohaterka prowadzi grę również z mężem - wątek ten jest potem ładnie zamknięty wyznaniem, że okłamywała go, żeby wiedzieć, czy więzień przyznaje się do swoich zbrodni czy powtarza zarzuty, które usłyszał podczas "procesu".
Siłowanie się z samochodem jest niepotrzebne.
Tak krucha kobieta jak Sigourney Weaver nie jest Pudzianem ani bohaterem z komksu do, ktorego ta scena lepiej by pasowała.
Zarówno w niej jak i w całym filmie brak autentyzmu i naturalności.
Ta scena na werandzie - ta rozmowa z faktycznie ciotowatym mężem to wprowadzenie humoru do tego dramatu.
Jak zaczęła gadać o tym co by zrobiła ze swoim oprawcą to się uśmiałem.
Zemsta rządzi się swoimi prawami.
Jednak żeby kobieta chciała zgwałcić mężczyznę.
Jeszcze lepiej jej mąż albo kij od miotły - he, he.
Gdzie tu są prawdziwe emocje ?
To mógłby być dramat kobiety, która przeżyła traumę.
Nie rozróżnia rzeczywistości od fickji.
Inaczej mówiąc nie wiemy czy ten mężczyzna to jej oprawca czy jej się tak zdaje.
Może ona chce żeby on nim był.
Sam oprawca po prostu przyznał się bojąc się o swoje życie.
Tyle, że nic z tego nie wynika ani dla mnie jako widza ani dla jego rodziny z pewnością nieświadomej jego przeszłosci.
Dla niego życie, które ocalił.
Ta scena powinna pojawić się wcześniej.
Potem jakieś katharsis.
Aktorstwo faktycznie mocno wysilone.
Wręcz karykaturalnie, również z uwagi na nie kończące się dialogi.
Miał być dramat a wyszła groteska.
Ostatnia scena zbędna.
Film genialny. Klimat był, a jakże. Jednakże film jest ciężki w odbiorze i jest trochę jak spektakl teatralny (scenariusz w końcu oparto na sztuce Ariela Dorfmana) i nie każdemu się może podobać (statyczny, kameralny). Myślę, że dobrze, że Polański nie przerabiał za bardzo sztuki. Poza tym jest to kolejny film Polańskiego, w którym potwierdza, że ma on nosa w dobieraniu aktorów do ról (przede wszystkim mam na myśli Sigourney Weaver).
Natomiast wydaje mi się, że zamiast krytykować pomysły reżysera, można samemu wziąść się za tworzenie filmów, według własnej wizji. ;) to oczywiście żart
Trafne spostrzeżenie, ten film to nie film, a bardziej przedstawienie.. Bardzo mądre i treściwe, co najważniejsze.. Czas chyba przypomnieć sobie kilka filmów Romana Polańskiego i tym razem obejrzeć je uważnie i świadomie :)
Zgadzam się w zupełności...jeszcze jedna nieścisłość zwróciła moją uwagę w filmie mianowicie, w momencie jak doktor przyjechał po raz drugi i rozmawiali w progu Gerardo powiedział, że żona z dziećmi wyjechały gdzieś, a następnie chwilę później jak już zaprosił go do środka powiedział, że żona się położyła bo jest zmęczona.
Z całym szacunkiem, ale po prostu nieuważnie oglądałaś film. To Miranda powiedział, że jego żona z dziećmi wyjechała.
Akurat co do Schuberta na końcu to odpowiedź jest łatwa to jest tz klamra kompozycyjna filmu kiedy początek i koniec nawiązuje do tego samego a, że tytuł jest taki a nie inny to i klamra jest z Schuberta, powodów jest jeszcze kilka pewnie ale ten jest podstawowy :)
Pisałem o tym, że ta scnea jest zbędna.
Klamra - zgadzam się.
Gdyby jednak zrobić to inaczej.
W pierwszej scenie siedzi Paulina z mężem.
W ostatniej siedzi Roberto z żoną i z dziećmi
w tym samym miejscu co Paulina z mężem.
Czyli zajmuje on rolę ofiary.
Skąd do cholery pod adresem osoby która "fanatycznie" się ukrywa staje nagle osoba która ją tak myślach prześladuje?
Kosmiczny zbieg okoliczności, dla mnie to przekreśla ten film i ta cała sytuacja ze złapaniem gumy.
Akurat ostatnie co można powiedzieć, to że Sigourney jest "drobna". Wydaje się może czasem taka na ekranie, ja też gdy się dowiedziałem, że ma 180 cm, to nie bardzo mogłem uwierzyć. W filmie nie było żadnej sugestii, że jest drobna, a wręcz przeciwnie - przytyk w stronę Mirandy, że wydawało się jej, że będzie wyższy.
Niemniej zgadzam się co do sceny (nie jej zasadności, bo widocznie musiała być ujęta w filmie i ma swoje znaczenie), jest po prostu słabo nakręcona. Bardzo nierealistycznie. 1) Albo samochód rozpędzony na luzie ma taką masę, że bezproblemowo taranuje drewnianą barierkę, zrobioną z solidnego dość (biorąc na wygląd) pala - i wtedy rzeczywiście przydałoby się więcej siły (pomysłu? podważyć samochód kawałkiem owego pala) niż zapewnić może nam Sigourney, 2) albo samochód zwyczajnie przy tej ukazanej demonicznej prędkości zwyczajnie zatrzymałby się na barierce. Więc albo 1) jest to ukłon w stronę czegoś głębszego, tzn. zwrócenia uwagi akurat na ten wątek, tudzież, chociaż uważam, że to nadinterpretacja, rzeczywiście wyprowadzenia historii w stan urojenia głównej bohaterki, 2) albo zwyczajna tandeta, co jest do zrozumienia w tamtych czasach, tzn. niemożliwe do zdublowania poświęcenie drugiego samochodu (budżet, pozwolenia, trudność z kręceniem czy cholera wie co tam jeszcze).