Co to ma być, do cholery?!?"Święta Last Minute"?!?Lubicie mówić po polskiemu? Do diabła, można to było przetłumaczyć chociażby "Święta na cito" (jak by to głupio nie brzmiało), chociaż byłoby zwrot używany w języku polskim! Pytanie za królestwo: czemu w Polsce nie ma dobrych tłumaczy?...
Może i jest... ale przeraża mnie to, że polscy tłumacze nie potrafią znaleźć odpowienich polskich słów do tłumaczonego tekstu...
Mnie przerażają takie bezsensowne komentarze. Oglądałeś film? Wiesz o czym on jest? Zapewnie nie - skąd więc możesz wiedzieć czy tytuł pasuje? Jak zauważył kolega niżej, tytuł nie musi być tłumaczeniem dosłownym (polecam zapoznać się np. z obydwoma filmami Sofii Coppoli). Czepianie się polskich tłumaczeń jest "trendi", a najczęściej robią to ludzie, którzy nie zdają sobie nawet sprawy do czego służy tytuł. Nie twierdzę oczywiście, że ten akurat tytuł jest trafiony itp. - nie mam jak tego sprawdzić i dlatego powstrzymuję się od wydawania takich pochopnych decyzji. Tobie również to radzę.
...
Naprawdę, TAK głupi ludzie po prostu mnie szokują. I dołują, ale to tak na marginesie (może powinnam policzyć, ilu już osobom na FW wytknęłąm nieumiejętność rozumienia czytanego tekstu. W każdym razie ten post też policzę...). Wyjaśniam Ci więc, bananowy łupku, że jeśli ktoś film tłumaczy po polsku, ale niby-po-polsku bo używa obcych słów, prawdopodobnie dlatego, że jest na tyle ograniczony, że nie potrafi znaleźć polskiego odpowiednika, to takie TŁUMACZENIE JEST ZŁE. Czemu? Temu. Bo trzeba być konsekwentnym - entweder zostawiamy tytuł po polsku, oder w oryginale. Because inaczej z naszego już i tak zaśmieconego języka zostanie jeden wielki Mischmasch z merde. Catch'ujesz, o co mi chodzi?
Sorry, faktycznie, źle Cię zrozumiałem - nie wiem jakim cudem umknął mi fragment odnośnie mieszania języków. Pozdrawiam, bananowy głupek.
Ano właśnie - w branży turystycznej (również polskiej) zwrot "last minute" funkcjonuje od dawna i nie używa się żadnego polskiego odpowiednika. Na dodatek w tytule filmu zwrot ten jest użyty raczej sensownie - bohaterowie postanawiają spędzić Boże Narodzenie na rejsie z oferty last minute. Zgodze się, że właściwszy byłby tytuł nawiązujący do książki ("Ominąć Święta"), ale w tym przypadku mieszanie języków kompletnie mi nie przeszkadza...
Znacznie bardziej martwi mnie, że (sądząc po zdjeciach) z ciepłej, refleksyjnej książki powstała kolejna głupawa amerykańska komedia:(
Pozdrawiam
Coś nie wydaje mi się, że w tym tytule ma chodzić o wycieczkę z oferty "last minute". Czytałam książkę i coś czuje, że tytuł nawiązuje do tego że bohaterowie jednak w ostatniej chwili (czyli "last minute")postanawiają spędzić święta
A ja przepraszam za moje unoszenie się - oj ostatnio coraz częściej mi się zdarza... Stres czy choleryczny temperament? ;)
Albo zespół napięć przedmiesiączkowych.
Bo u faceta to można byłoby to nazwać tylko zwykłym chamstwem i prostactwem :)
Pozdrawiam
Haha! Ale ubaw! Czyli to MA BYC przeklad tytulu na polski? A od kiedy w j. polskim mamy "lasy minute"???? Beadac po studiach polonistycznych, a przy okazji nie bedac jakas sztywniaczka czy przegieta purystka - i tak boje sie czasem czytac te ... tek zwane... tlumaczenia. No boje sie, ze jestem jakas ginaca rasa, ginacym gatunkiem...
Najgorsze, ze takie cus sie upowszechnia. Inna rzecz, ze taki ni to inglisz, ni to polisz brzmi lepiej, bo modniej, bo cool i super i heh ogolnie "o boshe" [jak to teraz modnie upiekszaja nasz jezyk mlodsi jego uzytkownicy :P]. Bomba.
Tylko wspolczuc kreatorom takich rewelacyjnych tlumaczen! Panowie i panie tlumacze - moze i dany jezyk obcy znacie biegle, ale moze by tak przy okazji sie polskiego nieco poduczyc, co? Bo biegla znajomosc ojczystego oraz pewne wyczucie jezykowe i polot to podstawa dobrego tlumacza.
I niech nikt nie mowi, ze nie wiedzieli, jak oddac, bo nie znali odpowiedniego slowa... To, ze jakiegos slowa nie ma, nie znaczy, ze zaraz trzeba robic pol-tlumaczenie, ktore jest smieszne... Jezyk polski nie jest wcale taki sztywny i skosntnialy, zeby sie nie dalo zrobic ciekawego neologizmu lub przesuniecia semantycznego na potrzebe swtorzenia nowego elementu jezyka... Co wazniejsze, jesli taki nowy twor jezykowy bylby trafny, to egzystujac jako filmowy tytul, mialby okazje sie upowszechnic wsrod hm... szerszych mas uzytkownikow jezyka i wzbogacic sam jezyk w sposob cokolwiek szlachetny... No coz... Ale po co? Skoro latwiej wrzucic takie "Last Minute". Zapozyczenie zapozyczeniem, wszak lingwistyka sie i dzieki temu rozwija... ale branie z angielskiego, co sie wziac da, to glupota i zalosna sprawa.
Ach! Pewnie literowek mi sie nawstawialo w wypowiedz, ale mysle szybxciej niz pisze i czasem nie nadazam... Uch! A jeszcze jak sie czlowiek lekko poirytuje widzac takie cuda-dziwy...
Hm...A gdyby tak ruszyc lepetyna, to tyle by sie dalo z tego tytulu wygciagnac... nie zawsze moze doslownie tlumaczenie robiac, no ale nie oszukujmy sie - wszal "Swieta Last Minute" i "Christmas with Kranks" tyz jakos nie oznaczaja tego samego... W dodatku akurat "Last Minute" tu uzyte brzmi jakos coklwiek glupio i srednio logicznie... Mopze mialo to bawic? HA! Rewelacyjna przenosnia, no nie ma co... A takie zwyczajne "Boze Narodzenie Krankow", "Boze Narodzenie z Krankami", "Swieta w osteniej chwili" czy modyfikacja w te strone: "Zakrecone Swieta Krankow", "Swieta inne niz zwykle". Cholera! gdyby tak siac i pomyslec, to gwarantuje, ze po kwadransie, gora pol godzienie myslenia stowrzyloby sie fajny, polski tytulik... Ale moze to bylo takie "Tlumaczenie Last minute"??
Hmm... 'Last minute' funkcjonuje w naszym rodzimym języku. Jak sobie skojarzysz to oferty urlopowe (i nie tylko), które są 'na ostatnią chwilę' w biurach wycieczkowych sygnują się nazwą 'last minute'. Tłumacze zapewne dlatego go użyli do tytułu, który - jasne - brzmi głupio. Nie przepadam za mieszaniem jeżyków. Jeśli już to musi ono być bardzo sprawne i zaargumentowane. Osobnym jednak watkiem sa naleciałości. Nikt już nie będzie spolszczał nam 'hamburger'a' czy 'shake'a', a także 'last minute'.
Nie wiem tylko, czy stworzony tytuł jest odpowiedni do filmu. Szczególnie w kontekście innego w wymowie oryginalnego.
"Przyszłem", "poszłem", "włANczam", "wyłANczam", "na sali gimnastycznej", "tutEj", "dzisiEj", "luknij". Te wszystkie wyrazy też, o zgrozo, funkcjonują w naszym rodzimym języku. Co nie zmienia faktu, że JA nie mam zamiaru ich akceptować i wytykam ludziom takie przejawy ćwierćinteligenctwa i niechlujstwa. Zgadzam się, że "hamburgera" czy "shake'a" nikt nie będzie spolszczał, ale z "last minute" to głupota, bo tu bez problemu znajdujemy odpowiednik w języku polskim. Oczywiście, przyzwajaniu takich zwrotów sprzyja też pośrednio ustawa o ochronie języka polskiego, która oprócz tego, że jest, nie daje nic. Czy też małomiasteczkowe (żeby nie rzecz: wiejskie) ambicje stania się "wielką" metropolią - "open całą dobę", "disco all night" czy inne "folklorowe" cuda. Do tego wpływ kultury amerykańskiej i wiele innych czynników... Jednakże pomimo ich wielkiego wpływu, uważam, że nie powinniśmy akceptować zbędnych zapożyczeń z obcych języków. Powiniśmy z takich "pożyczek" kpić i wytykać, że używają ich ludzie o baaardzo małych rozumkach, znikomej wiedzy na temat języków obcych i niemalże zerowej o swoim rodzimym języku.
Gdyż niby z jakiego powodu mielibyśmy je akceptować? Czy to, że coraz więcej hip-hopko-chamków używa słów: k..., ch..., zaj-..., wykur... itd., itd., oznacza, że mamy je zaakceptować? NIE. Tylko, żeby zwalczyć pewne rzeczy lub zepchnąć je na margines trzeba przestać równać w dół. I wytykać, wytykać, wytykać...
Co ja robię, między innymi, takimi tematami jak ten.
Wbrew pozorom rozumiem Cię doskonale - sama dostaję szału, kiedy kolejny luzak z internetu zagaduje mnie językowym koszmarkiem "cze" i na dodatek uważa, że nieznajomość języka polskiego jest powodem do dumy!!! Jednak w przypadku "last minute" nie ma spolszczenia, jak w "luknij" czy "kolnę do Ciebie". W zasadzie jest to zwrot obcojęzyczny, używany już w języku polskim tak jak słowa takie jak "spaghetti" czy chociażby zwroty łacińskie;) Ma swoje konkretne znaczenie, a że w turystyce używa się akurat języka angielskiego... trudno;)
Fakt. Tytuł głupi i nawet nie sądziłem, że to film na podstawie Grishama. Jak idę ulicą co rusz mnie straszą te oferty 'last minute'. W przypadku tego akurat filmu nie wiem czy sens był posuwać się do takiego rozwiązania.
Zangielszczenia rozumiem wtedy, gdy mamy do czynienia ze sklepami nastawionymi na zachodniego klienta.
Heh, Bojówkarz z Ciebie;)
Bojówkarz?? Ależ skąd!!;)) Po prostu studentka turystyki:) A tu angielskiego sie używa, bo jest najpraktyczniejszy niestety... Prawdopodobnie dlatego tytuł mnie nie razi w najmniejszym stopniu. Ale niestety mam poważne obawy, co do tego, co zrobiono z książki Grishama (aż sie boję obejrzeć:\)...
Ja kiedyś go czytywałem. Jednak poprzestałem na 'Dom malowany'?! - którego nie zacząłem, ale gdzieś leży;) Ta fabułka to i tak egzotyka jak na tego pana.
ale ta fabułka w gruncie rzeczy jest całkiem niezła;) i wcale nie taka głupawa jak film sie zapowiada!
pozdrowienia:)
p.s. "Dom Malowany" rzeczywiście przynudnawy;)
Mnie nieco odstraszają te wszystkie filmy z okazji 'Gwiazdki'. W tym roku jest ich kilka...
p.s. O. Czytałaś. Nadal obcujesz z tym pisarzem?
No mnie odstraszają bardzo!
Ano czytałam:) Ale wolę Grishama-prawnika... Choć już od dłuższego czasu nie sięgnęłam po żadną z jego książek...