Podziwiam Pierce Brosnana za kunszt aktorski. Na jego miejscu na pewno parsknąłbym śmiechm przy wypowiadaniu kwesti: "Martini z wódką - wstrząśniete, nie zmieszane" czy równie znanej: "Bona. James Bond". Na Sophie Marceau należy natomiast uważać: w "Walecznym sercu" nabrała króla Angli, natomiast w 19-tym bondzie mojego kolegę, który zorientował się, że ona jest zła dopiero kiedy było to już oczywiste. Bond na szczęście wyczuł ją wcześniej, dzięki czemu zastrzeliwszy ją mógł powiedzieć "I never miss". Co jednocześnie znaczy, że nie nigdy nie chybia, i że nigdy nie tęski. No właśnie, dlaczego nie tęskni? Niestety, bond to za mało, żeby to zrozumieć.
masz rację:)ja też go za to podziwiam:) ale mnie tez nabrała Sophie w filmie "Word Is Not Enough" myślałam że ona jest dobra:) ale jak już ją zastrzelił to musiał ją jeszcze powąchać:) i widziała to M:)