Zgodnie z wcześniejszym tytułem, że pomyleńców nigdy nie zabraknie na tym świecie i tym razem 007 ma coś do zrobienia
I to jest akurat szansa, że James Bond nigdy chyba nie zejdzie z ekranów i nigdy nie przestanie być modny. Zawsze będzie miał
nową misję do spełnienia, ale tu zaczynają się schody. W dzisiejszym świecie klienci stają się coraz bardziej wymagający
zresztą kinomani też (a może zwłaszcza kinomani) i chyba dlatego filmy z serii 007 stają się coraz mniej zaskakujące.
Co jednak nie zmienia faktu,że jest to kino akcji stworzone w bardzo dobry aczkolwiek specyficzny sposób.
Na pewno nie każdy, nawet fan przygód Jamesa będzie w 100% zadowolony i będzie miał kilka uwag co i ja niniejszym czynię.
Po pierwsze sam tytuł filmu. Nie bardzo rozumiem dlaczego świat to za mało skoro nie ma mowy w żadnym fragmencie o zagłdzie
świata jako takiego więc posługiwanie się tytułem, że "Świat to za mało" jest przynajmniej uchybieniem natury formalnej.
Po drugie coraz częściej Bond ląduje w łóżku z przeróżnymi panienkami z niewiadomych powodów; miejscami nawet uwidacznia się fakt,
że James posiada już tylko jeden niezawodny argument (tzn. swą chuć).
Po trzecie zaprzecza temu co wniósł do spektrum tej postaci Sir Sean a mianowicie tężyznę fizyczną - nie bardzo podoba mi się,
że Bond tak łatwo dostaje przysłowiowy omłot.
No i po czwarte. Podobno chodziły pogłoski, że Bond jest za mało ludzki, ale tak na dobrą sprawę czy nie o to chodzi,
że ma on być pewnego rodzaju ucieleśnieniem idealnego mężczyzny potrafiącego wyjść z każdej opresji obronną ręką.
No i tak w ogóle to dlaczego zastrzelił Elektrę King?
Gdyby ktoś przeczytał ten tekst i chciał odpowiedzieć mi na to nurtujące mnie pytanie adres e-mailu chyba będzie znany.