Już pierwsza scena na łodziach motorowych ,bardzo przesadzona ,zapaliła światło oszczegawcze...Jeśli dalej będą tak przesadzać,to film polegnie...I niestety później był pościg w górach,strzelali do Bonda z paru metrów z broni maszynowej,i nie trafili...Za grosz realizmu,takich ujęć się nie robi bo wiadomo ze to nonsens i głupota,Bond ,,nieśmiertelny",nie stawia się bohatera w sytuacjach gdzie naprawdę nie ma wyjścia,i musi zginąć,bo cudów nie ma...nawet w Bondzie.
Ale jak to w Bondach,dla efektu i rozmachu scen akcji poświęca się całe,choćby szczątkowe prawdopodobieństwo,a z filmu robi sie komedia!
Sophie i Dennis fantastyczne,dla nich warto oglądać film,są prawdziwymi ozdobami ...Co za kobiety,magiczne,cudowne !!!
Nie moge strawić pogoni motorówkami po wodzie i lądzie,to by się nie udało w rzeczywistości...Scena w okręcie podwodnym też mooooocno naciągana,nieporadna,dużo szamotaniny...Bond pływa lepiej niż Phelps,prawie jak mały delfin,a nie wygląda...
Ale o dziwo,cos w tym filmie jest nowego,ożywczego,a kobiety rewelacyjne...Bond dostał trochę po kościach,prawie zginął i to mi się nawet spodobało,wreszcie miał pomiętą koszulę,jak człowiek,a nie jak supermen...M też dostała w skórę,i to coś nowego...
Ale prawda jest taka że scenarzyści przesadzili i postawili bohaterów w sytuacjach bez wyjścia,i gdyby ,,źli" byli konsekwentni a nie gadatliwi to cały skład Bonda by zginął,to pewne...
Ehhh, jakby dobrze się przyjrzeć to w każdej części Bond powinien zginąć co najmniej kilka razy. ;) Taki to już urok filmów z 007...