Przez pierwsze 10 minut dwa razy chciałam wyłączyć, ale coś mnie powstrzymało, i
słusznie, bo przez kolejne minuty coraz bardziej film mnie pochłaniał. Śmierć, zdaje się
najbardziej krzywdząca, tracimy bliskich, to tak, jakbyśmy tracili cząstkę siebie. Film
opowiada historię wielu z nas, także i moją. Strata, droga pogodzenia się z ową stratą i
wreszcie - zaznanie spokoju, wiara w coś większego. Film porusza, bez łez się nie obeszło.
Myślę, że w tym filmie każdy znajdzie swoje odbicie ( być może do dziś na nim płaczę, bo zobaczyłam samą siebie i wróciły wspomnienia?) - śmierć i strata otaczają nas codziennie w mniej lub bardziej osobistym odczuciu. Ostatecznie codziennie słyszymy o morderstwach, zamachach, wielu ofiarach - ale dopóki nas to nie dotknie to raczej nie mamy pojęcia o tym, jak może być straszna. Strata rodziny, strata przyjaciół - wszystko działa tak samo. Ludzie często nie chcą dopóścić do siebie myśli o tym, że ich bliskich nie ma już z nimi - starają się za wszelką cenę podtrzymać tą wiarę, a nawet, jak w filmie - zapobiec śmierci.
Spokój przychodzi, gdy pojmie się, że śmierć to część życia i nie da się jej zapobiec. Żal i ból można czuć jedynie do tego, w jakich okolicznościach i jakim czasie nadeszła.
"Tree of life" polecam - jeśli odebrałaś tak ten film, to również Ci się spodoba.
Niekoniecznie. Ja osobiście jestem zachwycona "Źródłem", natomiast "Drzewo życia" wcale mnie nie ruszyło.
Drzewo życia jest trudniejsze w odbiorze. To bardziej operowanie obrazem niż dialogiem. Ja musiałem długo myśleć o przesłaniu jakie niesie "Drzewo Życia" ale według mnie warto obejrzeć nawet dwa razy i przeemyśleć jeszcze raz.
http://www.filmweb.pl/film/Drzewo+%C5%BCycia-2011-273584/discussion/Z+tym+filmem +jest+problem+i+ja+wam+powiem+jaki,1674274
obejrzałam ten film bo szukam czegoś na prezentacje maturalną, interesują mnie filmy z otwarym zakończeniem, ale troche trudno mi zrozumieć jak ma się ostatnia scena do reszty, może wy mnie oświecicie
Tom Creo: I finished it.
Izzi: Is everything all right?
Tom Creo: Yes. Everything's all right.
Odnosi się zarówno do książki, którą miał dokończyć Tom jak i jego prywatnej walki ze śmiertelnością. Według mnie ta scena jak i wcześniejsza z kasztanem dowodzi tego, że Tom znalazł "eliksir nieśmiertelności". Wcześniej walczył o życie swojej Izz głównie z egoistycznych pobudek - bał się ją stracić, nie umiał sobie wyobrazić życia bez niej, a również obawiał się o nieśmiertelność swojej "duszy".
Nirwana jest tu takim oświeceniem - bohater zrozumiał, że naprawdę nic w naturze nie ginie - gwiazda wybucha supernovą, bliski człowiek traci tylko swoją skorupę rozpada się na milion kawałków i żyje we wspomnieniach i wszystkim co go otacza - również w tym symbolicznym kasztanie, który podarowuje mu Izzi. Wbrew wielu interpretacjom nie uważam, że Tom pogodził się ze swoim losem i ze śmiercią - po prostu życie i śmierć jego żony pozwoliła mu zrozumieć coś większego, a także że warto żyć chwilą, znaleźć radość w tym spacerze z żoną, o który tyle razy prosiła go Izzi. Nie patrzeć w przyszłość ani przeszłość - to jest nieśmiertelność:)
czyli nic w tym filmie nie można brać dosłownie, wszystko ma jakiś ukryty większy sens, czyli to ja jestem zbyt przyziemna, jak doszukiwałam się że może jednak żyje(Izzi) a wszystko jest fikcją...ale w sumie to by było mało prawdopodobne, w tym filmie chyba najważniejszy jest ten świat naukowca tommiego, skoro to o nim jest zakończenie, bo to dla nas ludzi w XXI wieku czyli w wieku w którym on także żył odnosi się ten film.
Cóż film daje szeroką przestrzeń dla interpretacji. Ja oglądałem go parę razy i nie wszystko od razu zrozumiałem. Często odkrywałem w nim coś innego, ale zawsze oglądałem go z niesłabnącym zaciekawieniem i dyskutowałem z ludźmi, którzy mieli różne pomysły na jego odczytanie. Co więcej nie pamiętam czy mój pomysł na mistycyzm życia był pierwszy czy ten film mi go nasunął ale są one bardzo podobne.. Napewno ciekawy temat na prezentację.