Nazwanie tego czegoś filmem to gruba przesada. To raczej wprawka do filmu, zbiór nużących dialogów na tematy znane choćby z "Happiness", zawierających "przechodzony" humor - w sumie coś jak biedawersja wspomnianego filmu (nie było pieniędzy? Solondzowi się nie chciało?). Gdyby to jeszcze miało jakąś pointę, ale sposób, w jaki projekcja się kończy, osłabia.