Zdominowanie filmu przez temat kultu voodoo sprawia, że mamy tu właściwie nie Bonda, lecz jakby zupełnie inny film. Bohater tego filmu wcale nie musiałby się nazywać James Bond...
Ależ w książkowym pierwowzorze jest zupełnie identycznie. Motyw Voodoo przewijał się przez całą książkę,a szczególnie "eksploatowany" był podczas poszukiwań Byka (głównego antagonisty)
No to przynajmniej czytelnicy książek nie byli nieprzyjemnie zaskoczeni, bo wiedzieli czego się spodziewać.
Nawet nie będę sprawdzał, czy sekwencje kung-fu z "Człowieka ze złotym pistoletem", nadmiernie moim zdaniem rozbudowane (Bond niepotrzebnie wchodzący na poletko Bruce'a Lee?) - też mają rodowód książkowy.
Byk to na 100% po prostu Mister Big, ciekawe tłumaczenie ;) Brzmieniowo się niemal zgadza, a i znaczeniowo w pewnym sensie podobnie. Były dwa wydania "Żyj i pozwól umrzeć" i w tym nowszym jest już normalnie Mister Big więc na 100% to ten sam antagonista.
Co do rozbudowywania tych lajtmotywów, to moim zdaniem jest to dobrym rozwiązaniem, kiedy robi się któryś z kolei film o jakiś bohaterze. Trzeba go wrzucić do trochę innego świata żeby to nadal było ciekawe. Czasy Moorowskie temu sprzyjały, bo potem jest i kosmos również mocno eksploatowany, a wszystko to wg mnie jest grą z ówczesnymi kierunkami czyli blaxploitation (Żyj i pozwój), film sztuk walki (Człowiek ze złotym) no i Moonraker jako odpowiedź na Gwiezdne Wojny