Choć kilka rzeczy nie podoba mi się. Przede wszystkim te murzyńskie klimaty razem z jakimś kultem voo doo, których nie lubię w żadnych filmach. Poza tym Moore jako Bond trochę zagrał tu pajaca. Co chwila Bond wpadał w jakieś tarapaty i to w takie najgłupsze z możliwych. Że chociażby wymienię tutaj moment jak dał się złapać i być dowiezionym przez podstawionego taksówkarza (i to dwa razy!), stracił broń w hotelu, scena z wężem, albo jak sam wszedł na tę wysepkę z krokodylami. No przecież to już były takie infantylne sceny, że szok.
No, ale chociaż nie brakowało humoru w filmie. Pamiętna scena z nauką obsługi samolotu :) albo zabawny pościg z udziałem szeryfa J. W. Peppera. :) Scena pościgu prawie tak dobra jak z kultowego "Blues Brothers".
Ogólnie "Żyj i pozwól umrzeć" uważam za dobry odcinek Bonda, ale jeśli chodzi o Bondy z Moorem to zdecydowanie wolę "Moonrakera", "Zabójczy widok" czy "Człowiek ze złotym pistoletem".
Wiem :P ale ogólnie nie lubię takich rzeczy w filmach, jakieś takie subkultury i klimaty.