Dowcip pierwsza klasa i... pierwszy film oglądamy przeze mnie z tematyki wojennej, w którym chyba nikt nie zginął :)
Zgadzam się, że dowcip I klasa. Podstawówki. Oczekiwać od filmu o tematyce wojennej, że "chyba nikt w nim nie zginął" to mniej więcej tak, jak iść do burdelu, by pomodlić się.
Ale trzeba być p.i.z.d.ą żeby d.o.j.eb.y.w.a.ć się do kogoś w taki sposób. Nie wiesz co zrobić ze swoim ozorem, to zgłoś się do lekarza, może uda się mu spreparować, małego bo małego, ale zawsze jakiegoś f.i.u.t.k.a dla ciebie p.i.z.d.u.s.i.u?
tylko, że temat wojenny nie musi oznaczać samej wojny. Ta może być w tle.
A tu ... mamy film o amerykańskiej psychozie z początku wojny, oraz ich naburmuszeniu.
Swoją drogą, film ewidentnie inspirowany tzw. "Bitwą o Los Angeles", czyli incydentem jak nic wywołanym psychozą wojenną gdy kilka dni wcześniej japoński okręt wojenny ostrzelał bez powodzenia jakąś rafinerię. Ta sprawa była tak komiczna, że dziś co niektórzy doszukują się tam UFO, bo trudno niektórym zaakceptować fakt, że strzelano do niczego.