U wybrzeży Sycylii rozbija się statek. Bynajmniej nie pasażerski i bynajmniej nie przypłynął z Wenecji (nawiązując do pewnego dialogu z filmu). Nim jedyny ocalały członek załogi zdąży powiedzieć co przyleciało na kosmicznym statku wraz z nim z Wenus sprytny chłopiec, Pepe, wykradnie to i sprzeda za kilka lirów miejscowemu biologowi. A mowa o wenusjańskim stworzeniu imieniem Ymir (tak naprawdę to w filmie nie pada ani razu jego nazwa, ale miłośnicy gatunku znają doskonale imię jednego z "najukochańszych dzieci" Raya Harryhausena), któremu ziemska atmosfera nad wyraz służy gdyż rośnie błyskawicznie i gigantycznie...


Reżyser Nathan Juran już nie raz udowodnił (i jeszcze udowodni), że doskonale czuje klimat ("Attack Of The 50 Foot Woman", "The Brain From Planet Arous", "The Deadly Mantis", "Jack The Giant Killer", "First Men In The Moon").
Specjalista od efektów specjalnych Ray Harryhausen to marka sama w sobie (m.in.: "It Came From Beneath The Sea", "Earth Vs. The Flying Saucers", "Beast From 20 000 Fathoms"). Taka ekipa na planie oznacza jedno doskonałe dzieło które porwie widza nie tylko mądrze opowiedzianą historią, ale także oczy dostaną wielką dawkę pięknych efektów które czasem wprawią w zdumienie.

Mówi się monster movie lat 50-tych że ocierały się o kicz, często widać było że produkcja jest dziełem amatorów którzy nie zwracali uwagi na detale. Lecz "20 Million Miles to Earth" to istne zaprzeczenie krzywdzącej regule. Technika po klatkowa, tak ukochana przez Nathana Jurana jest wręcz doskonała. Każde pojawienie się Ymira to ukazanie majstersztyku, ludzi odpowiedzialnych za efekty specjalne. Czasem wydawać się może że postać nie jest animowana, ożywa wręcz w pewnych sekwencjach jej płynność ruchów to istna kwintesencja tego co można było zrobić z ową marionetką.

Dzieło dla fana monster movies to istna legenda, każdy kto uważa się za fana owego kina winien widzieć co najmniej raz owe arcydzieło.

Polecam fanom kina o potworach.