Kubrick stworzył arcydzieło, ale coś tam chyba mu się posypało... I teraz mam do niego żal, bo nie mogę powiedzieć, że obejrzałem film idealny.
Otóż nie mogę uwierzyć w sens jednej ze scen. Chodzi mianowicie o rozmowę dwóch astronautów w kapsule, w tajemnicy przed HAL-em. Już zaczyna się nierealnie: po odkryciu, że moduł - pomimo zapewnień HAL-a o usterce - jest w pełni sprawny, Bowman pod bzdurnym pretekstem awarii nadajnika zaciąga tam Poole'a. A czy HAL nie wiedziałby o awarii nadajnika? Oczywiście, że powinien wiedzieć. I tutaj mamy pierwszy błąd - Bowman wymyślił pretekst, którego HAL nie mógł "kupić". Panowie, nie chcąc, aby HAL cokolwiek podejrzewał o jego możliwym wyłączeniu, wywołali skutek odwrotny. Byłoby to logiczne, gdyby taki ruch wykonała osoba nieznająca możliwości komputera. Ale, na miłość boską, to byli astronauci, ludzie nauki, wykształceni, znający ogromną inteligencję HAL-a. A więc już samo zaproszenie Poole'a do kapsuły było niesamowitą głupotą, niezgodną z inteligencją Bowmana. Ale to nie wszystko. Panowie, zamiast udawać, że naprawiają niby zepsuty nadajnik, po prostu siedzieli naprzeciw siebie i - uwaga - co chwilę konspiracyjnie spoglądali na HAL-a! Maszyna do pisania z XIX wieku zorientowałby się, że jest tematem rozmowy.
Trochę myślałem nad tą sceną. A może Kubrick chciał coś powiedzieć? Może to miało jaki cel... Może specjalnie uwydatnił głupotę ludzi. I tak sobie pomyślałem nad tymi możliwościami i żadnej nie kupuję - według mnie najbardziej prawdopodobne jest, że w pięknym płocie znalazła się zgniła sztachetka.

Ale i tak zostawiam dziesiątkę, należy się. Jeśli ktoś ma jakieś propozycje, wyjaśnienia, to pisać.