PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1458}

2001: Odyseja kosmiczna

2001: A Space Odyssey
7,7 139 758
ocen
7,7 10 1 139758
8,8 47
ocen krytyków
2001: Odyseja kosmiczna
powrót do forum filmu 2001: Odyseja kosmiczna

Od wielu ludzi aż promieniuję nienawiść do filmu Interstellar. Podają różne śmieszne powody.
Recenzent odniósł się między innymi do filmu 2001: Odyseja kosmiczna. Dlatego też
postawiłem go obejrzeć.

Powiedźcie mi proszę, jak to jest, że ci sami ludzie, którzy hejtują Interstellar potrafią jarać się
tym klasykiem? Słyszałem wiele achów i ochów na temat odyseji i niestety zostałem
wprowadzony w błąd.

Wytłumaczcie mi to, podając dokładnie i rzeczowo: co tak bardzo podobało wam się w tym
filmie?

Ja mogę na szybkości napisać, co mi się w nim średnio podobało albo wcale.

1. W filmie są 2 lub 3 3-4 minutowe fragmenty, gdzie nic się nie dzieje. Absolutnie nic. Leci
wyłącznie muzyka, ekran jest całkowicie ciemny.

2. Ciągnące się fragmenty pokazujące pewne obrazy. Np. obraz jakiejś planety widnieje na
ekranie przez paredziesiąt sekund, a ekran z wolna przesuwa się, nie pokazując nic nowego.

3. Czytałem, że w tym filmie są rozwinięte wątki psychologiczne itd., a tym czasem wątek
sztucznej inteligencji jest bardzo płytki (nie ma żadnej dynamiki zmian HALa, ot postanawia on
zabić atronautów i tyle), dialogi nie wnoszą filozoficznej wartości.

4. Na początku filmy przeciągające się wizje krajobrazów i głupio skaczące małpy. Fragment ten
trwa 20+ minut chyba, a chodzi w nim jedynie o to, że pod wpływem dziwnego graniastosłupa z
kosmosu małpa wpada na pomysł i zaczyna korzystać z narzędzia (miało to jak mniemam
podkreślić wyjątkowość człowieka, co raczej jest okazem pychy).

5. Druga cześć trwa dość długo. Poznaję bohaterów, by w kulminacyjnym momencie wszystko
się skończyło w niewyjaśnionych okolicznościach.

6. Muzyka zaczerpnięta z klasyki, puszczana głośno w stosnuku do dialogów, które chyba nigdy
nie nachodzą na muzykę (nie pamiętam).

Mogę wymieniać jeszcze wiele.

Ogólnie film nie jest zły i da się oglądać. Ma przesłanie, które można sobie samemu
interpretować, a efekty na pewno w tamtych czasach robiły wrażenie (porównując ten film dzisiaj
do Interstellar, Odyseja jest po prostu zmiażdżona jakością zdjęć, ujęć i efektów).

Wytłumaczcie mi ten fenomen proszę! Czy to efekt Picassa (czym dziwniejsza i nudniejsza forma,
tym znajdą się tacy, co będą to ubustwiać) czy może aroganckie uwielbienie klasyki i
niemożność zrobienia kroku naprzód? Help!

użytkownik usunięty
siata271

To że widzisz wady w Odysei to raczej znaczy iż jesteś normalnym człowiekiem, który potrafi samodzielnie myśleć.

Ten film uwielbiają pseudiontelektualiści, snobi, mędrkujący nad niemal każdą sekundą poszczególnej sceny.

użytkownik usunięty

Mam rozumieć, że jeśli polubiłem ten film jestem pozbawionym własnej opinii warzywem, ewentualnie pseudointelektualistą i snobem?

użytkownik usunięty

Przeczytaj moją następną wypowiedź.

ocenił(a) film na 10
siata271

Na wstępie ostrzegę po raz wtóry, że przedstawiam jedynie mój osobisty odbiór filmu- nie jedyny, właściwy, którego nie ma-, aby nie powtarzać tego na każdym kroku.

"W filmie są 2 lub 3 3-4 minutowe fragmenty, gdzie nic się nie dzieje. Absolutnie nic. Leci
wyłącznie muzyka, ekran jest całkowicie ciemny."
Tak właściwie, to pierwsza taka "scena" jest jeszcze przed samym rozpoczęciem filmu, taka uwertura, można powiedzieć wprowadzająca troszkę w tempo filmu. Druga natomiast to przerwa (intermission), która wprowadzona była na wzór przerw w przedstawieniach teatralnych (pamiętajmy jakie to były czasy) ze względu na długość filmu. Można było w jej czasie na chwilę zwyczajnie się rozprostować czy też załatwić potrzebę fizjologiczną...
Innymi słowy, nie są to integralne części filmu, które mają coś do niego wnieść.

" Ciągnące się fragmenty pokazujące pewne obrazy. Np. obraz jakiejś planety widnieje na
ekranie przez paredziesiąt sekund, a ekran z wolna przesuwa się, nie pokazując nic nowego."

Film celowo nie przyspiesza w scenach statycznych, gdyż "Odyseja" w tytule wskazuje na długą podróż, a w trakcie tych zazwyczaj niewiele się dzieje. Widz ma to po prostu odczuć. Nie twierdzę jednak, że coś poza tym wprowadzają. Filmu po prostu nie można oglądać zniecierpliwionym, mając mało czasu czy też będąc ciągle okupowanym innymi czynnościami, bo był utworzony z trochę innym zamysłem.
Nie zapominajmy, że kiedyś wszystkie filmy SF posiadały wolniejsze tempo narracji. Spójrzmy np. na takie "Solaris" Tarkowskiego. Obecnie film jest ciężej odebrać, ponieważ tak strasznie ono przyspieszyło, do tego stopnia, że nie ma- choć jakieś wyjątki się trafią- czasu na zastanowienie się nad sensem filmu (zazwyczaj nieistniejącym), którzy przyćmiony zostaje przez przesadnie zwartką akcję i efekty.

"Czytałem, że w tym filmie są rozwinięte wątki psychologiczne itd., a tym czasem wątek
sztucznej inteligencji jest bardzo płytki (nie ma żadnej dynamiki zmian HALa, ot postanawia on
zabić atronautów i tyle), dialogi nie wnoszą filozoficznej wartości."

Wręcz przeciwnie, paranoja HAL-a była bardzo uzasadniona, do tego wiąże się z resztą pytań zadawanych w dziele Kubricka. HAL był zaprogramowany na bezwzględne posłuszeństwo z wyjątkiem takiego, które zaszkodziłoby innym ludziom (3 zasady robotyki Asimova (oczywiście obecnie patrzy się na nie trochę bardziej krytycznym okiem, niż kiedyś)). Problem polegał na tym, że miał zarówno doprowadzić misję do skutku, jak i również musiał skrywać pewne tajemnice przez załogą, co było początkiem jego problemów "umysłowych". Mamy na to kilka bardzo subtelnych dowodów w samym filmie (jak wiadomo, Kubrick bardzo przykuwał uwagę do szczegółów), choćby np. to, że HAL najwidoczniej zapomniał o urodzinach Franka (dosyć nietypowe dla maszyny, prawda?), czy też- co wykazali bardziej obeznani w temacie ode mnie- nie miał pełni racji w rozgrywce szachowej. Najbardziej oczywistym elementem rzecz jasna było błędne wykrycie uszkodzenia modułu komunikacyjnego.
W momencie, gdy Frank i Dave dyskutowali o możliwej dezaktywacji naszego komputera, musiał on podjąć dosyć poważną decyzję- zdecydować, czy ważniejsze jest powodzenie misji, czy życie załogi. Była to jego prawdopodobnie pierwsza w pełni autonomiczna decyzja, która w efekcie mogła doprowadzić do rozwoju świadomości i późniejszego strachu. Z drugiej strony, wszystkie te zachowania mogły być przez niego jedynie udawane. Rzecz w tym, że nie jesteśmy ostatecznie w stanie wyznaczyć granicy świadomości i nigdy nie dowiemy się, czy HAL faktycznie był istotą myślącą. Co więcej, jak pisałem w swoim temacie, fakt, że być może sami jesteśmy tworem wyższej inteligencji może doprowadzić do konkluzji, iż również powinniśmy się nazywać "sztuczną" inteligencją, gdyż nie wykształciliśmy jej samoistnie w wyniku ewolucji. Być może Monolit nie brał w tym udziału, ale tego nie wiemy.

"Na początku filmy przeciągające się wizje krajobrazów i głupio skaczące małpy. Fragment ten
trwa 20+ minut chyba, a chodzi w nim jedynie o to, że pod wpływem dziwnego graniastosłupa z
kosmosu małpa wpada na pomysł i zaczyna korzystać z narzędzia (miało to jak mniemam
podkreślić wyjątkowość człowieka, co raczej jest okazem pychy)."

Monotonne widoki rozległego krajobrazu mają tylko podkreślić, że Ziemia jest praktycznie pustkowiem (nie dosłownym, po prostu pozbawionym inteligentnego życia). I, jak pisałem wcześniej, ten okres również zalicza się do wędrówki- całej ludzkości- ku lepszej (ale czy aby na pewno?) przyszłości.

"Druga cześć trwa dość długo. Poznaję bohaterów, by w kulminacyjnym momencie wszystko
się skończyło w niewyjaśnionych okolicznościach."
Jeśli przez "niewyjaśnione okoliczności" masz na myśli końcową sekwencję świateł, negatywów i "przebłyski" przyszłości Dave'a w białym pokoju, to jak najbardziej, jest to scena bardzo zagadkowa, zupełnie otwarta na interpretację, o której też już pisałem. Można ją odbierać dosłownie lub nie, ale jej odbiór zawsze zależeć będzie od tego jaką interpretację zastosowaliśmy we wcześniejszych etapach filmu. NIe jestem w stanie jej tu teraz zinterpretować w sensownym czasie- do tego w całości-, więc zachęcam do rozpoczęcia konkretniejszej dyskusji, poświęconej przede wszystkim właśnie jej.

"Muzyka zaczerpnięta z klasyki, puszczana głośno w stosnuku do dialogów, które chyba nigdy
nie nachodzą na muzykę (nie pamiętam)."

To już faktycznie raczej kwestia gustu. Osobiście uwielbiam muzykę klasyczną i uważam, że głośniej słuchana nabiera nowego wymiaru. Natomiast same dialogi były również celowo raczej monotonne, a postaci bezemocjonalne- nawet na stacji przesiadkowej widać, że wszyscy jedynie grają, zakładają maski. Był to zabieg celowy, jako- po pierwsze- ukazanie kontrastu między ludźmi-zwierzętami, a ludźmi przyszłości, którzy zatracają swoje korzenie. Wraz ze zdobywaną wiedzą ludzkość staje się coraz bardziej smutna i melancholijna, zdając sobie sprawę z tego, jak niewielką rolę odgrywa we Wszechświecie.

"Odyseja jest po prostu zmiażdżona jakością zdjęć, ujęć i efektów"
Nie byłbym tego taki pewien. Interstellar wśród wysokobudżetowych filmów, pod względem efektów, jest raczej zwyczajnie "w porządku". Nie twierdzę, że jest przeciętny, ale sama "Odyseja..." wprowadziła w kinie prawdziwą rewolucję, czego tu nie uświadczyliśmy.

Naprawdę nie lubię się powtarzać, więc zaproszę po raz kolejny do tematu Wizja lokalna, gdzie po Twoim zapoznaniu się z jego treścią będziemy mogli rozpocząć dalszą, rzeczową dyskusję. Jestem bardzo ciekaw Twoich uwag do treści w nim zawartych.

"Ten film uwielbiają pseudiontelektualiści, snobi, mędrkujący nad niemal każdą sekundą poszczególnej sceny."
Wypowiedziom ad personam mówimy stanowcze nie.

użytkownik usunięty
Guauld

Mówicie "stanowcze nie", ponieważ wielu wie, jaka jest prawda.
Przedstawię teraz porównanie przedstawicieli większości - dla czepiających się podkreślę raz jeszcze - nie wszystkich, lecz typowych przedstawicieli fanów dwóch filmów, a mianowicie - fanów filmu "2001: Odyseja kosmiczna" porównam do fanów "Zmierzchu".

Zacznę może od "Zmierzchu". Typowy, przeciętny fan, w dużej mierze fanki tego filmu, to rozkapryszone, zbuntowane nastolatki, które patrzą tylko na wygląd głównych bohaterów i oczekują prostego "love story". Fanki piszą głównie o tym, jak kochają swój film oraz aktorów, w dziecinny sposób obrażając te osoby, które ów film krytykują.

Pora na przeciętnych fanów "Odysei kosmicznej". Przedstawiciel tejże grupy to człowiek, który wystawia fałszywy obraz swojej osoby. Typowy fan to samozwańczy "znawca", "mędrzec", "uczony", "oczytany", "filozof", który uwielbia pysznić się swoją "wszechwiedzą" i swoim wywyższaniem, oraz prostackim podejściem do rozmówcy oraz społeczeństwa, rzucając na prawo i lewo określeniami takimi jak: "plebejusz", "hołota", "motłoch", "szarak", "banda debili", "głupcy"itp. Kiedy ktoś podważa jego zdanie lub demaskuje prawdziwy charakter pysznego snoba, ten wystawia pazurki. Występuje buta, nadęcie, prymitywny język, przeinaczanie faktów i tematu dyskusji - a to wszystko pod przykrywką "kulturalnego zwracania uwagi". W rzeczywistości samozwańczy "mędrzec" w trakcie dyskusji okazuje się głupcem, który tylko mędrkuje i myśli że wychodzi mu to dobrze. Jakież trzeba mieć puste, szare życie, jak bardzo trzeba nienawidzić innych i siebie samego, by szukać tak prymitywnych rozrywek na internetowych forach...

Co odróżnia te 2 grupy? Fanki "Zmierzchu" kiedyś dorosną, młodość ma swoje prawa - nawet prawo do odrobiny kiczu i głupich zagrywek.

Natomiast fani "Odysei kosmicznej", jak i innych "dzieł i już" są zazwyczaj niereformowalnymi, dorosłymi ludźmi, którzy w swojej głupocie myślą że pozjadali wszystkie rozumy, ponadto narzucają innym swoje wypaczone definicje oraz krytykują niemal każde odstępstwo od ich samozwańczych norm, nie patrząc na własne zakłamanie. Kto jest gorszy? Chyba daleko gorzej mają się przedstawiciele drugiej grupy. Nie mniej, nie twierdzę iż jesteś akurat takim typem fana, to czyste porównanie.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10

Cóż. Taka ocena hmmmm.... Osobiście byłbym daleki od takiego oceniania ludzi. Ludzie jak i życie zaskakują. Gdzieś w tym jest część prawdy, aczkolwiek , tylko część.

użytkownik usunięty
drstrange

I dlatego podkreśliłem że takie postawy prezentuje część fanów. Wysoce niesprawiedliwe i nieobiektywne byłoby stwierdzenie o ogóle fanów "Odysei", widzę na forum także fajne, ciekawe wpisy, pochodzące od normalnych, z pewnością fajnych osób.

ocenił(a) film na 5
Guauld

Trudno mi się nie zgodzić z większością rzeczy, które tu przytoczyłeś. A na pewno nie zaneguje tezy, że wszystkie te zabiegi były celowe. Po prostu nie ogarniam dwóch rzeczy:

1. Jak to się dzieje, że ludzie wolą obrazy picassa od super doskonałych, idealnie odwzorowanych malowideł malowanych stopą? Wolne tempo nie jest zaletą, a przekleństwem tego filmu. Byłbym w stanie ogarnąć 4 razy więcej treści i fabuły, a tak to miałem czas zrobić sobie kanapki. Dzisiejsze kino niesamowicie podniosło poprzeczkę i jak kolwiek nie byłby to kultowy film, nie może moim zdaniem równać się z np z Interstellar. I tu dochodzimy do miejsca, które boli najbardziej.

2. Czemu wielu ludzi krytykując Interstellar porównuje go do np. Odysei, chcąc udowodnić jak ta, niby miała by go zawstydzać w każdym detalu. Po prostu jeżeli wystawiłbym odysei 9/10, Interstellar musiałby dostać jakieś 14/10, co już nie jest możliwe.

Interstellar ma:
a) lepszą muzykę, lepiej oddającą akcję i fajnie wplatającą się w tę akcję i dialogi.
b) Wiele rozwiniętych wątków fabularnych (dla porównania w odysei np. wątek ojca i córki, pokazany był tylko dla zapchania miejsca i pokazania, że w przyszłości będą możliwe takie rozmowy).
c) Każda scena i chyba każdy dialog ma znaczenie. W odysei wiele rzeczy jest pokazane chyba ze strachu przed krytykami np. chyba ze 4 sceny, gdzie ludzie jedzą kosmiczne posiłki (nie ma to żadnego znaczenia fabularnego).
d) Akcja jest szybka i trzymająca umysł w napięciu. Nie wszystko udaje się zrozumieć. Widz ma ochotę obejrzeć film drugi bądź trzeci raz. (Jak np. Incepcję czy Memento).
e) Dużo nauki i zabawy nauką. W Odysei mamy więcej fantastyki chyba (główny motyw filmu jest czysto fantastyczny, to nie jest wada, ale ludzie wilebiący Odyseję jadą po Interstellar, że jest zbyt fantastyczny O.o).
f) Świetne ujęcie i animacje, które niszczą to, co widzieliśmy do tej pory (Odyseja w 1962 też musiała zniszczyć, ale po 50 latach Interstellar niszczy odyseję, więc nie wiem czemu krytycy w ogóle starają się o takie z góry przegrane porównania).
g) No i oczywiście zakończenie, splatające i spajające wszystko razem i jednocześnie pozostające otwarte, jak to Nolan ma w zwyczaju.

Czemu według ciebie Odyseja zasługuję na 10/10, co oznacza, że lepszego filmu zrobić już nie można ( moim zdaniem można, czego najlepszym przykładem jest Interstellar).

ocenił(a) film na 10
siata271

"Jak to się dzieje, że ludzie wolą obrazy picassa od super doskonałych, idealnie odwzorowanych malowideł malowanych stopą?"
Odpowiedź jest dosyć oczywista. Artysta to nie czeladnik- nie ma odzwierciedlać świata takim, jakim jest, lecz ukazywać go takim, jakim go widzi, tworząc nie zawsze do końca jasne obrazy. Sama metoda powstawania takiego dzieła to już inna bajka. Osobiście jestem w stanie docenić np. van Gogha, który wyraźnie dostrzegał w świecie więcej niż przeciętny człowiek (co niestety rzutowało na jego wrażliwość na dosłownie wszystko), lecz z drugiej strony całkowicie nie pojmuję zachwytu nad np. Pollockiem, którego poziom abstrakcji być może mnie przerasta, bo po prostu nie potrafię dostrzec w tych obrazach czegoś szczególnego. Więcej, nawet gdy się nie zastanawiam nad ich sensem, to zwyczajnie nie potrafią one na mnie oddziaływać czysto wizualnie. Ale oczywiście są i jeszcze gorsi "artyści", szczególnie współcześnie, ale myślę, że pewne wyjątkowe przypadki lepiej zasłonić kurtyną milczenia.

" Czemu wielu ludzi krytykując Interstellar porównuje go do np. Odysei, chcąc udowodnić jak ta, niby miała by go zawstydzać w każdym detalu."
Myślę, że w pierwszej kolejności jest to fakt, iż sam Nolan został właśnie "Odyseją..." zainspirowany. Przyznam, że sam jeszcze tego filmu nie widziałem, ale już sporo o nim słyszałem i na tej podstawie wnioskuję, że ostatecznie podobieństwa między oboma filmami to bodaj zaledwie swego rodzaju easter-eggi w Interstellar. Ale, nie mogę się w tym temacie wiele wypowiedzieć, dopóki sam filmu nie obejrzę, więc nie jestem w stanie Ci tu obecnie pomóc. Z tego też powodu nie ocenię różnic takich jak muzyka, z tym, że jeśli w Interstellar nie występowała klasyka, to już w ślepo mogę powiedzieć, że ta z "Odysei..." mi się bardziej podobała, choć mogę się tym stwierdzeniem wydać odrobinę arogancki ;) .

"Czemu według ciebie Odyseja zasługuję na 10/10, co oznacza, że lepszego filmu zrobić już nie można"
Dobre pytanie, a odpowiedź bardzo zależy od mojej osobowości. Otóż sam jestem raczej mało emocjonalny, tj. niewiele rzeczy potrafi mnie zachwycić, prawdę mówiąc, praktycznie nie ma filmu, który by na mnie jakiekolwiek emocje wywoływał (oczywiście poza komediami) za wyjątkiem "Odysei...". Choć jestem w stanie przedstawić wiele rzeczowych powodów, dla których uznaję jej wyższość, to tak naprawdę ten najistotniejszy jest najbardziej nieuchwytny. Widziałem ten film już dziesiątki razy, znam każdą scenę na pamięć, a mimo to za każdym razem oglądam go z takim samym przejęciem, tak samo zahipnotyzowany. To jest właśnie ta rzecz, za którą Kubricka cenię. Po prostu we mnie trafił. Dlatego też nie winię nikogo, komu się "Odyseja..." nie spodobała o to, że nie widzi w niej nic nadzwyczajnego. Są to po prostu inni ludzie, z inna historią i doświadczeniami, które inaczej ich ukształtowały. Lecz pomijając magię filmu (na którą niektórzy są odporni), bardzo chętnie podyskutuję o samej jego treści z jakimś przeciwnikiem, pod warunkiem oczywiście, że przynajmniej zna ją w przyzwoitym stopni, aby było o czym rozmawiać :-) .
Taka nieistotna ciekawostka: Jakiś czas temu mój kolega pod moim "wpływem" (dosyć często do "Odysei..." nawiązuję) sam zdecydował się ją obejrzeć. Gdy mnie o tym poinformował, już przyzwyczajony do krytyki czekałem, aż wytknie mi co mu się w filmie nie podobało. Spotkałem się z miłym rozczarowaniem, ponieważ on sam uznał, że film wymaga od niego jeszcze co najmniej kilkakrotnego obejrzenia, ponieważ obecnie jest w szoku i z pewnością nie jest to dzieło na pogawędkę przy piwie ;-) .

"Natomiast fani "Odysei kosmicznej", jak i innych "dzieł i już" są zazwyczaj niereformowalnymi, dorosłymi ludźmi, którzy w swojej głupocie myślą że pozjadali wszystkie rozumy, ponadto narzucają innym swoje wypaczone definicje oraz krytykują niemal każde odstępstwo od ich samozwańczych norm, nie patrząc na własne zakłamanie. "
Ja osobiście nie lubię oceniać za szybko ludzi, szczególnie, że nie jestem w tym bardzo dobry. Przede wszystkim nie robię tego z całymi grupami, gdyż to nigdy nie jest jakiś kolektyw, lecz wielu niezależnych ludzi, których coś łączy. Szczególnie myląca jest taka komunikacja tekstowa, którą szczególnie zniekształca się przez pryzmat samego siebie- ten sam tekst potrafi być odebrany w bardzo różny sposób przez różne osoby. Rozmowa w cztery oczy pozwala więcej powiedzieć o danym człowieku, choć oczywiście wciąż nie jest to idealna forma komunikacji. Należy, niestety, nauczyć się z tym żyć.
Oczywiście zauważyłem owo "nie wszystkich, lecz typowych przedstawicieli fanów dwóch filmów", lecz "typowy przedstawiciel" jakoś do mnie nie przemawia, ze względu wymienionego powyżej.

Przypomina się jeden z bardziej znanych cytatów Franka Herberta: "Czym gardzisz? Po tym poznać, kim jesteś naprawdę."

I jak już przy Herbercie jestem, jeszcze jeden krótki cytat szczególnie zapadł mi w pamięć, a i bardzo dobrze wpisuje się we wszystkie próby >wytłumaczenia< "Odysei..." :
"Gdybym miał się wypowiedzieć o tym śnie, zgłębiać sprawy wody i pyłu, węży i czerwi, analizować atomy, które tańczą w twojej głowie tak samo jak w mojej... aaach, wielmożny panie, moje słowa tylko by cię zmyliły i obstawałbyś przy opaczonym zrozumieniu."

Dla utwierdzenia w przekonaniu, że szanuję ludzi o odmiennych poglądach: Ubóstwiany przeze mnie Lem na ten przykład sam nie przepadał za "Odyseją..." specjalnie, co wcale nie umniejsza go jako osoby w moich oczach. Zwyczajnie posiadał odmienne spojrzenie na świat.

ocenił(a) film na 10
siata271

"Jak to się dzieje, że ludzie wolą obrazy picassa od super doskonałych, idealnie odwzorowanych malowideł malowanych stopą? "

- Też pojęcia nie mam dlaczego ludziom podobają się obrazy Picassa.
Tak samo jak nie rozumiem tych którzy zachwycają się pół życia nad obrazem odcisku ręki.

"[...]Wolne tempo nie jest zaletą, a przekleństwem tego filmu[...]"
- w dzisiejszych czasach ( a jutro one mogą być już bardzo stare hehe ) wolne tempo jest czymś tak niepożądanym jak starość.
Za wolno pracujesz to wywalą Cię z pracy, za wolno gadasz to Cię zagadają, Za wolno khmmm no ten, to Kobieta sobie poszuka szybszego.
Tempo ma Odyseja takie jakie mieć ma, a Interstellar ma swoje
( to swoje tempo Interstellara podyktowane jest między innymi tym, że film musi zarobić na siebie.
Jakby było za wolno to połowa ludzi by wyszła i zniechęciła innych do obejrzenia.
A połowa widzów podejrzewam nie ma więcej niż 30 lat
więc jest podświadomie przyzwyczajona do takiego tempa przekazu - reklamy, telewizja, teledyski).

"Interstellar ma:
a) lepszą muzykę, lepiej oddającą akcję i fajnie wplatającą się w tę akcję i dialogi."

No proszę Cię.... akurat mi z całego Interstellar muzyka najmniej się podobała,
zaraz po niej dialogi, jakby żywcem wyjęte z piosenek pop.
dobra muzyka , to taka która zostaje zapamiętana, chociażby kilka taktów no z jednego fragmentu.
W Interstellar nie ma muzyki, jest Zimmerowskie tło muzyczne. Jak dramatycznie to muzyka wali ,
jak romantczycznie to szeleści. I to wszystko.

"b) Wiele rozwiniętych wątków fabularnych [...] c) Każda scena i chyba każdy dialog ma znaczenie. W odysei wiele rzeczy jest pokazane chyba ze strachu przed krytykami np. chyba ze 4 sceny, gdzie ludzie jedzą kosmiczne posiłki (nie ma to żadnego znaczenia fabularnego)."

Nolan tak rozwinął wątki fabularne że w sumie można usunąć bez szkody dla filmu syna Coopera, podobnie tego lekarza przywiezionego przez Murph, scenę z dronem i nikt by tego nie zauważył.
Z Kolei dialogi to już pisałem, niektóre można przenosić z filmu do filmu.
A ten w sumie piękny wiersz recytowany przez profesora Branda, jest tak często powtarzany że można ....

"d) Akcja jest szybka i trzymająca umysł w napięciu. Nie wszystko udaje się zrozumieć. Widz ma ochotę obejrzeć film drugi bądź trzeci raz. (Jak np. Incepcję czy Memento)."

- Jednym słowem, padła Tobie percepcja. A jednak. Dostałeś zadyszki. A żalisz się na tempo Odysei (patrz odpowiedź wyżej).

"f) Świetne ujęcie i animacje, które niszczą to, co widzieliśmy do tej pory (Odyseja w 1962 też musiała zniszczyć, ale po 50 latach Interstellar niszczy odyseję, więc nie wiem czemu krytycy w ogóle starają się o takie z góry przegrane porównania). "

- niczego nie niszczy , oj tym stwierdzeniem to mnie rozgrzałeś. Idąc do Kina miałem nadzieję być zmiażdżonym.
160 milionów dolarów za tak beznadziejny obraz Saturna.
Jak rysunek, nawet się zastanawiałem czy nie wycieli któregoś kadru z Odysei.
Większe wrażenie wizualnie wywarł na mnie Oblivion. Właściwie co było w Interstellar co zapadło mi w pamięci.... pył...

"g) No i oczywiście zakończenie, splatające i spajające wszystko razem i jednocześnie pozostające otwarte, jak to Nolan ma w zwyczaju. "

- albo się coś zamyka albo nie.
Jak się zamknie to trudno żeby zamknięte było otwarte (przynajmniej w naszym wymiarze). Jest po prostu Happy End. I tyle.
Nolan jest fachowcem w wizualnym praniu mózgu. No i własnie nic więcej.

"Czemu według ciebie Odyseja zasługuję na 10/10, co oznacza, że lepszego filmu zrobić już nie można ( moim zdaniem można, czego najlepszym przykładem jest Interstellar)."

- Idąc do kina na Interstellar, miałem nadzieję że zobaczę świetny film (po Incepcji apetyt był rozbudzony).
Rozczarowanie. Oczywiście, przyjdzie czas, że nadejdzie film który walnie wszystkimi. Tak na przykład było z Matrixem.
Nie ma co Odysei porównywać - ona jest przynajmniej sama w sobie oryginalna,
Interstelar to pozbierane papierki z różnych cukierków owinięte w nowe sreberko.
I mówię to z przykrością.

To tylko błyszczy.

ocenił(a) film na 3
siata271

Ja podobnie - najpierw Interstellar, a ostatnio przypomnialem sobie Odyseję kosmczną.
I mam podobne odczucia co do obydwu filmów.

W Odyseji podobały mi się niektóre wątki i mogę sobie wyobrazić, że na tamte czasy, wizualia mogły robić wrażenie. Ale jeśli chodzi o scenariusz - dla mnie to fatality. Nie rozumiem, nie pojmuję i nie chcę tego rozkminiać.

Nie kupuję takich scenariuszów ani tworzenia w ten sposób film. Dla mnie to zło i nieporozumienie.
Fajnie jak film się w miarę sensownie kończy i są pewne niedomówienia lub pozostaje mała tajemnica - to lubię, przynajmniej w filmach o górnolotnych tematach. Ale w Odyseji to przegięcie po całości.

Interpretacji i domysłów nt filmu tyle co gwiazd na niebie. A kompletnie nie o to chodzi. Gdyby Kubrick wsadził na końcu jeszcze małpę przelatującą obok Jowisza, to oczywiście pojawiłoby się kolejnych 10 tysięcy interpretacji i och i achy jaki to Kubrick geniusz.

Nie kupuję tego. Równie dobrze mogę pomyśleć: Kubrick chciał nam coś przekazać swoim filmem, ale skoro każdy ma swoją interpretację, to mu się to po prostu nie udało i zrobił to słabo. I ja właśnie skłaniam się ku temu.
Kilka kosmicznych i gwiezdnych obrazów + klasyczna muzyka + dziwne sceny interpretowane przez każdego inaczej = genialny film i genialny reżyser? kaman... tak łatwo was podejść? tak mało jesteście wymagający?

Nie, dziękuję.

ocenił(a) film na 10
pittek

" Kubrick chciał nam coś przekazać swoim filmem, ale skoro każdy ma swoją interpretację, to mu się to po prostu nie udało i zrobił to słabo."
Nie mogę się z tym zgodzić. "Odyseja..." od większości filmów o otwartej interpretacji (wliczając również te, które jeszcze nie powstały) różni się tym, że jej obraz pomimo dosyć głębokiego zakodowania treści, jest bardzo spójny. Gdyby np. nakręcić film, w którym wszystko jest praktycznie zupełnie- albo niemal- losowe i bardzo niejasne, jakakolwiek sensowna interpretacja będzie niemożliwa; wszystko będzie zdawać się strasznie naciągane. Natomiast Kubrick wykorzystał swój talent w taki sposób, że stworzył dzieło, które niesie sobą wiele równoległych przesłań/pytań, a każde z nich jest sobie równoważne, jak już wykazałem wcześniej- wszystko w filmie jest z sobą pięknie powiązane. Każdy detal został najzwyczajniej w świecie dokładnie przemyślany i to po prostu widać.

"Nie rozumiem, nie pojmuję i nie chcę tego rozkminiać."
A właśnie siłą tego dzieła jest to, że próby jego zrozumienia otwierają- że tak powiem- nowe drzwi, pozwalają na refleksję nad sensem >wszystkiego<. Nigdy w pełni się jednak "Odysei..." pojąć nie da, ponieważ w przeciwieństwie do Hala nie naśladujemy ludzkiego umysłu, tylko jesteśmy zamknięci w jego formie (ukształtowanej przez czas), co wymaga rozmów z innymi ludźmi i poznania ich spojrzenia dla poszerzenia swojego zrozumienia filmu (które, można powiedzieć, dąży do nieskończoności). Dlatego osobiście uważam, że mnie np. "Odyseja..." przerasta, co wcale nie powstrzymuje mnie przed ciągłym rozmyślaniem nad sensem stawianych przez nią pytań.

ocenił(a) film na 3
Guauld

Nie przekonałeś mnie zupełnie.

Pomijam fakt podniecania się Odyseją w dzisiejszych czasach - to już jest całkowite nieporozumienie. Można mieć sentyment czy jakąś nostalgię do tego filmu, ale porównując je z dzisiejszymi Interstelarami czy Grawitacjami to już dla mnie całkowity odlot jak po grzybkach.

Mimo wszystko, patrzę bardziej na ten film z pewnym dystansem, z pewnym przesłaniem, mając na uwadze fakt, że ma on ponad 40 lat.
No i mimo dostrzeżenia, że na ówczesne czasy, film mógł się bardzo podobać pod względem wizualno-dźwiękowym, to jednak poza tym niewiele widzę.

Dalej piszesz właściwie kompletne niedorzeczności.
Piszesz: ""dosyć głębokiego zakodowania treści, jest bardzo spójny", późiej piszesz "próby jego zrozumienia otwierają nowe drzwi...ale w pełni się Odysei pojąć nie da"

To jest zupełnie wolna Amerykanka. Bezsens goni bezsens. "Ma zakodowana treść, ale w pełnie nie da się Odysei pojąć" - więc skąd wiesz że ma zakodowaną treść?

Na moje to jest to czysta nadinterpretacja i bujanie w obłokach przy tym filmie. Dodajesz trzecie, czwarte i dziesiąte dno, którego tak naprawdę tam nie ma.
Dlaczego? Dlatego, że film jest o kosmosie, ma patosową klasyczną muzykę i łatwo - pewnymi sugestywnymi obrazami - wmówić ludziom wielowymiarowość i nieskończoność idei.
Ja tego najzywczajniej nie kupuję.
Jak spojrzę wieczorem w gwiaździste niebo, puszczę patosową muzykę, i jeszcze zobaczę coś na niebie (samolocik, balonik czy whatever), to też wpadnę w zadumę, zacznę mieć nieskończone myśli i milion interpretacji otaczającego świata.
Ale od filmu wymagam czegoś więcej niż otwieranie dziesiątki drzwi i otwieranie pola do nieskończonej interpretacji. Jak się przekracza pewną granicę, to dla mnie film jest niczym.
Dla mnie Odyseja przekracza tą granicę.

ocenił(a) film na 10
pittek

"Piszesz: ""dosyć głębokiego zakodowania treści, jest bardzo spójny", późiej piszesz "próby jego zrozumienia otwierają nowe drzwi...ale w pełni się Odysei pojąć nie da"
To jest zupełnie wolna Amerykanka. Bezsens goni bezsens. "Ma zakodowana treść, ale w pełnie nie da się Odysei pojąć" - więc skąd wiesz że ma zakodowaną treść?"

W żadnym razie nie jest to sprzecznością, o czym już z resztą pisałem. To, że filmu nie da się w pełni zrozumieć wcale nie oznacza, że nie może być on spójny, do tego na wielu płaszczyznach. "Treść" niesiona przez "Odyseję..." to tak naprawdę wyłącznie pytania, które kulminują się z każdą sceną, stąd też bierze się trud jej odbioru. Doświadczenie rodzi doświadczenie, możesz mieć trochę racji z tymi "grzybkami"- z tym, że tak naprawdę to sam film nimi jest, oddziałuje na widza jak narkotyk. Każda scena (w domyśle) pobudza wspomnienia, łączy je ze sobą, mając doprowadzić do prawdziwej burzy neuronów. Czasem się to udaje, czasem niestety nie.

"Na moje to jest to czysta nadinterpretacja i bujanie w obłokach przy tym filmie. Dodajesz trzecie, czwarte i dziesiąte dno, którego tak naprawdę tam nie ma."
Ależ właśnie na tym Kubrickowi przede wszystkim zależało- aby widz rozbudował jego obraz. Jak najbardziej masz rację, że gwieździste niebo lub sama muzyka potrafią stymulować do głębokich przemyśleń. Dlatego właśnie Kubrick połączył muzykę klasyczną z pięknymi widokami, harmonią i symetrią, które oddziałują (na wielu, nie wszystkich) znacznie silniej. Nie oznacza to, że forma przerosła treść, lecz to, że zostały one idealnie połączone- tak perfekcyjnie, jak nie udało się tego dokonać w żadnym innym filmie. Obrazy również czasem posiadają takie właściwości, choć nie mają fabuły, dialogów czy muzyki. Gdy pobudzają nas do przemyśleń, czy krytykujemy to, że nie ukazują rzeczywistości taką, jaka jest, że nie są oczywiste, czy też- zwyczajnie- nie posiadają całkowicie jednolitego i prostolijnego przekazu? "Odyseja..." jest bardzo odmienna od jakichkolwiek innych filmów, ciężko ją w ogóle umieszczać w tej dziedzinie sztuki (jeśli mogę to tak określić). W swojej próbie rozbudzenia widza kieruje się zupełnie innymi, nieutartymi ścieżkami, ograniczając wypowiedzi bohaterów do minimum, dając widzowi pełnię swobody. Istotne jest to, że nawet najmniejsze detale ze sobą współgrają- i nie twierdzę, że każdy szczegół należy skrupulatnie interpretować, ponieważ wystarczy to, że uzupełniają one obraz, czy też- mówiąc inaczej- zapełniają go.

Oczywiście nigdy nie będę Cię w stanie przekonać do "Odysei..." słowami, jest to możliwe jedynie poprzez wielokrotny seans. Sam miałem straszny problem z tym filmem na początku, lecz z każdym następnym obejrzeniem zacząłem zauważać w nim coraz więcej i coraz mocniej poddawałem się jego oddziaływaniu, które z czasem tylko rośnie.

ocenił(a) film na 3
Guauld

nie nie nie, cakowicie nie.

"czy też- zwyczajnie- nie posiadają całkowicie jednolitego i prostolijnego przekazu?"

Właśnie o to chodzi - fajnie jak filmy o kosmosie nie mają jednolitego i prostolinijnego przekazu, ale też trzeba uważać zeby nie przegiąć w drugą stroną - zeby nie było zbyt dużo interpretacj, przekazów, whatever... Dla mnie Odyseja ucieka właśnie w tą drugą stronę i przegina, i film jest o niczym.

"To, że filmu nie da się w pełni zrozumieć wcale nie oznacza, że nie może być on spójny, do tego na wielu płaszczyznach"

Sory ale to są zupełne brednie. Nie potrafisz pokazać tej spójności chociaż w jednej płaszczyźnie (bo zwyczajnie tego nie da się zrobić), ale mówisz o wielu płaszczyznach :)
To jest dziecinne.
A tak naprawdę słowo 'spójność' nie pasuje do rozmowy o tym filmie i nawet nie o to chodzi. Film nie musi być koniecznie jakoś spójny, zeby był fajny.

W sumie to i tak widzę że nie da siebie do czegoś przekonać, bo wszyskie zdania i tak piszesz w formie bezosobowej: "film oddziałuje na widza" "zostały one idealnie połączone" "w swojej próbie rozwidzenia widza" .. itd itd..
A tak naprawdę to wszystko tak działa nie na widza, nie oddziałuje film na widza, ale działa i oddziałuje na ciebie.
Na mnie nie.

a już zdanie "idealnie połączone- tak perfekcyjnie, jak nie udało się tego dokonać w żadnym innym filmie"
To już zamyka dyskuje, bo to rozmowa jak o zamachu w smoleńsku.
Dla ciebie to idealne połączenie i nie udało się dokonać w żanym filmie, a dla mnie to dziecinada i śmiech na sali.

ocenił(a) film na 10
pittek

"A tak naprawdę to wszystko tak działa nie na widza, nie oddziałuje film na widza, ale działa i oddziałuje na ciebie."
Chyba masz rację, powinienem raczej podkreślić, że są to wszystko moje odczucia. Starałem się jednak przybrać zdaniu jak najbardziej neutralną formę, oraz nie chciałem zapominać, że to nie tylko ja odbieram ten film w taki sposób.

"Na mnie nie." -> "Czasem się to udaje, czasem niestety nie."
Można powiedzieć, że zauważyłem taką ewentualność...

"zeby nie było zbyt dużo interpretacj, przekazów, whatever... Dla mnie Odyseja ucieka właśnie w tą drugą stronę i przegina, i film jest o niczym."
Twierdzisz, że Kubrick przekroczył pewną granicę, która czyni film (mam nadzieję, że nie użyję tu złego słowa) nieczytelnym. Może spójrzmy na to z innej strony. Zapomnijmy o tym, że interpretacja jest otwarta, cofnijmy się do roku 1968, do samej premiery. Nikt jeszcze nie zdążył sobie wyrobić opinii o filmie, nikt jeszcze go- poza twórcami- nie widział. Jesteś na seansie, na którym nie masz pojęcia czego oczekiwać za wyjątkiem tego, że ma to być SF.
Gdyby faktycznie "Odyseja..." była całkowicie o niczym, to -jak już (ponownie...) pisałem- nie dałoby się jej w żaden sensowny sposób zinterpretować. Kubrick nie tworzył filmu absolutnie bez zamysłu, tj. (stosując metaforę) nie wylewał farby na płótno wmawiając ludziom, że ma to ukryty sens, który można dostrzec odpiero po wielokrotnym przetworzeniu informacji (w efekcie zwyczajnie całkowicie zniekształconej).
Teraz zapomnijmy, że ludzie mogą mówić. Każdy może obejrzeć film, ale nie można się z nikim naradzić, ani przedyskutować jego treści, mamy wyłącznie siebie i swoje myśli. Każdy wychodzi tylko z tym, co sam był w stanie dopatrzyć w filmie. Z pewnością jesteś inteligentną osobą i jestem przekonany, że dostrzegłeś wykazane przeze mnie wcześniej pytania* wyraźnie zamierzone przez Kubricka. Kwestią dowolnej interpretacji jest natomiast już tylko stawianie na nie odpowiedzi, bo to właśnie ich z samej treści nie otrzymujemy (wiem, że piszę w kółko to samo, ale mam wrażenie, że ciągle nie jestem odebrany w prawidłowy sposób, więc staram się to przynajmniej parafrazować). Nie mogę- ja, ani nikt inny- wymagać od kogokolwiek, aby ten polubił "Odyseję..." lub jakiekolwiek inne dzieło za jego formę- "piękno jest w człowieku"-, ale próbuję wykazać, że film nie tylko posiada sens (i ponownie dodam, aby znowu nie zostać źle zrozumianym: w pytaniach) ale i na uznanie, czy też zwyczajny szacunek, nawet od nie-wielbicieli SF zasługuje. Sam nie jestem żadnym znawcą kina, ani autorytetem; jest wielu ludzi, którzy mogliby się w temacie wykazać znacznie większą merytoryką, niemniej spróbuję. I dodam, że np. chociaż osobiście bardzo nie lubię filmów gansgetrskich, to byłem w stanie docenić zalety takiego "Ojca Chrzestnego" i dostrzec, dlaczego jest tak bardzo uznawany. Dlatego też próbuję cię nie "przekabacić", lecz raczej ukazać tor, z którego będziesz mógł ujrzeć to samo co np. ja. Ustalenie wspólnej perspektywy- jeśli się powiedzie- na pewno ułatwi dalszą dyskusję.
I jeszcze chciałbym zauważyć jedną rzecz (powinienem o niej wspomnieć wcześniej, ale dopiero teraz przypomniało mi się, że miałem o tym wspomnieć, więc nie będe komplikował tekstu). Nie jestem w stanie wykazać, że Kubrick kreując "Odyseję..." kierował się od początku do końca, na najdrobniejszym kroku zamierzonym wcześniej, bardzo dokładnie przemyślanym planem, bo- rzecz jasna- nikt nie mógł zajrzeć do jego głowy. Ale za to spójrzmy na to z innej strony. Jeśli nawet to, co wydaje się być w filmie symbolem kluczowym, w rzeczywistości było tylko pomysłem rzuconym "na taśmę" przez jego kaprys, to czy umniejsza to efekt końcowy? Co mam na myśli: zdecydowana większość podejmowanych przez nas decyzji jest czysto podświadoma. Jeśli Kubrick wykorzystał swoje doświadczenie reżyserskie, które "nakazało" mu coś zmienić w filmie, ale sam do końca nie rozumiał dlaczego- to czy w jakikolwiek sposób źle świadczy o samym dziele? I, co więcej- czy zadawanie takich pytań w ogóle ma sens? ;-) (Wiem, że teraz sam z siebie się trochę śmieję.)

*Jeśli jednak wcześniej byłem w błędnym założeniu, że wiesz o jakich pytaniach mowa (nie musisz przecież czytać wszystkich moich wypowiedzi z inynch tematów), to się powtórzę, aby uniknąć ponownego nieporozumienia (jakobym posługiwał się wyłącznie ogólnikami). Oraz przytyczę również - na wszelki wypadek- część tego, co i również tutaj padło.

Tylko uwaga: poniższy tekst będzie trochę nietypowy, zawierając prawdopodobnie więcej pytań, niż zdań orzekających, bo nie zamierzam na nie teraz odpowiadać, tylko właśnie je wyprowadzić.

Czy jesteśmy samoświadomi? - Nie wiemy czym jest świadomość, ani skąd się ona- jeśli jest w ogóle definiowalna- wzięła. Obecność Monolitu w najważniejszych momentach rozwoju ludzkości skłania do tego (pierwszego), jak i nasuwającego się samorzutnie pytania- czy mamy wolną wolę, czy decydujemy za siebie? Być może jesteśmy od samego początku do końca pod jego wpływem, ciągnięci za rączkę ku czemuś, czego nie jesteśmy w stanie określić, wykraczającemu poza nasze rozumowanie.
Czy nasze narzędzia nas przerosną? Czy powinniśmy się im bacznie przyglądać, być ostrożni? - Mowa jest oczywiście o Halu. Narzędzia przewijają się przez cały film- mamy kość narzędzie/broń, statek kosmiczny, w który się przemieniła, również dosyć ciekawie dobrane narodowości (np okręt niemiecki, chiński), długopis, który uciekł z ręki Floyda i sam tajemniczy Monolit (w którego przypadku możnaby się sprzeczać). Ale oczywiście szczytem ludzkich możliwości jest sztuczna inteligencja. Dziś już raczej nie pytamy się, czy nas przerośnie- lecz kiedy. Dlatego też pojawia się następne pytanie- czy powinniśmy jej na to pozwolić? Jeśli my dostaliśmy szansę rozwoju, zyskaliśmy inteligencję i- rzekomo- świadomość, dające nam przewagę nad pozostałymi gatunkami na Ziemi, to czy być może powinniśmy ustąpić również naszym następcom, czy też się ich pozbyć, gdy staną się dla nas zagrożeniem? Jeśli obierzemy tę ostatnią ścieżkę, to czy moralnym będzie zabicie- choć odmiennej, ale czującej (prawdopodobnie)- istoty, która boi się śmierci, być może zadaje sobie te same egzystencjalne pytania i próbuje siebie zrozumieć?
Gdzie jest granica? - ostatnia część "Odysei..." ma bardzo wymowny tytuł: "Jowisz i Poza >Nieskończonością<". Dave w tajemniczym "tunelu" wyraźnie dokonuje jakiejś transformacji (jeszcze przed pokojem hotelowym)- gdy odwiedza obce światy, nie wyglądają one "zwyczajnie"- dostrzega je w odmienionych, nietypowych barwach (nie tylko negatywach), co IMHO sugeruje, iż zaczął on dostrzegać więcej niż ograniczone ludzkie oko- szersze spektrum promieniowania elektromagnetycznego, ale nie tylko (tyle udało się w oczywisty sposób przedstawić samym obrazem). Poszedłbym w interpretacji dalej, że tyczy się to wszystkich jego zmysłów, co też wprowadza go w pewien stan osłupienia, jako, że jego umysł nie nauczył się jeszcze dobrze przetwarzać tak złożonych bodźców, z tego też powodu obraz jest niejasny. Dalej mamy pewne obiekty, wyraźnie nie pochodzenia naturalnego, które prawdopodobnie prowadzą go w jakimś kierunku (pochodna Monolitu?), dokładnie do rzeczonego pokoju. Dochodzi tam do sytuacji (widzenie samego siebie), które raczej sugerują, że nie jest to rzeczywiste, fizyczne pomieszczenie (prawdopodobnie), lecz to wszystko odbywa się w jego umyśle. Spędza tam resztę swojego życia, ograniczony tylko do własnych rozważań, w całkowicie uporzadkowanym środowisku, aż nagle: popełnia jedyny błąd, czyli zbija szklany kieliszek. Co to symbolizuje? Być może jego umysł zaczyna wykraczać poza pewne solidne ramy? A może po prostu to znak starzenia się, nieskładności myśli? W każdym razie można z większą pewnością założyć, że ściśle wiąże się to z jego >cielesną< śmiercią. Choć... czy aby na pewno? Może śmierć to zawsze droga ku jakiejś przemianie, a nie końcowi? Ukazuje się nam bowiem świecący embrion, w bańce- "gwiezdne dziecko". Choć i może właśnie "dziecko" to i za wiele powiedziane, w końcu jest on ciągle nienarodzony, w "bańce", czyli może być to jeszcze coś przed >następnym początkiem<. Czy czeka nas coś więcej? Czy (jeśli w ogóle) osiągniemy kiedyś nieśmiertelność, czy chociaż wyższy poziom zrozumienia Wszechświata, wyjdziemy poza nasz ograniczony, kierowany podświadomie umysł? Czy osiągniemy to przez rozwój duchowy, czy technologię? (Mamy wyraźnie w filmie z jednej strony kontrast między prymitywnym środowiskiem w przeszłości, a sterylnym w przyszłości, oraz różnice w zachowaniach- zanik emocji.) I wracając do pierwszego pytania o samą granicę- czy można się rozwijać w nieskończoność, czy też kiedyś uda się uzyskać odpowiedź na wszystkie pytania? A być może nawet, jeśli nieskończony, wykładniczy rozwój jest możliwy, to być może ludzkość będzie na zawsze krążyć w zamkniętym cyklu, wiecznie umierając i odradzając się na nowo?
Co się stanie z naszymi relacjami? - O maskach zakładanych przez postacie już wspominałem, ale nie to jest teraz najważniejsze. Mamy w filmie dwie sceny z urodzinami- najpierw Floyda, który nie może uczestniczyć w urodzinach córki (to w cywilizacji wydaje się takie oczywiste, że zwyczajnie tego nie zauważamy), bo ma obowiązki. Potem mamy Franka, który raczej niespecjalnie przejął się emocjonalną wiadomością z życzeniami od rodziców- nawet nie raczył na nią od razu odpowiedzieć, nie wykazał również żadnych ekspresji, nie wyglądał, jakby go to obchodziło. Wszyscy staramy się dążyć do czegoś zapominając o najbliższych (tak rzecze film, nie mówię, że już do tego doszło).
Poza relacjami rodzinnymi mamy społeczne- ciągle sobie nie ufamy. Stoimy w obliczu największego odkrycia ludzkości, inteligencji pozaziemskiej, czychającej na naszym wspólnym podwórku, a mimo to trzymamy to odkrycie w tajemnicy. Nie potrafimy wspólnie spróbować zbadać tego obiektu, lecz kryjemy się wzajemnie. I przez to nasze ograniczenie nie potrafimy też nic o nim powiedzieć- gładzimy go jak ludzie sprzed 4 milionów lat, nie dowiadując się niczego więcej. Tak więc pytanie brzmi: czy możemy mówić o >jakimkolwiek< postępie, dopóki nie pozbędziemy się tej wstrętnej cechy, tkwiącej w nas od najwcześniejszych lat istnienia gatunku? I spójrzmy do tego na zachowanie Floyda i jego kolegów w drodze do monolitu- wesoło zajadają kanapki i piją kawę, jakby nic się nie stało. Czy w takim razie w przyszłości ogarnie nas wobec świata całkowite zobojętnienie, a sporatycznych ciekawości nie będziemy w stanie zaspokoić?

" Nie potrafisz pokazać tej spójności chociaż w jednej płaszczyźnie"
Powyżej pokazałem, że pojedyńcze motywy z filmu prowadzą do narodzin wielu równoległych pytań, a właśnie to miałem na myśli przez owe "płaszczyzny". Występujące między nimi konotacje prowadzą do następnych. Nie przedstawiłem tu wszystkich, jakie bym mógł, ale robi się z tego ściana tekstu, więc przystopuję.

I myślę, że na chwilę obecną skończę, nie mam na razie aż tyle czasu, żeby dalej o tym pisać. Właściwie, to wrócę dopiero w przyszłym tygodniu, bo teraz czeka mnie trochę obowiązków.
Czekam na liczne spostrzeżenia i uwagi do mojego tekstu.

Z góry przepraszam za błędy, czytałem to pobieżnie.

ocenił(a) film na 5
Guauld

Dochodzę do wniosku, że ilość opcjonalnych interpretacji rośnie wraz z ilością obejrzeń konkretnego dzieła. Tzn, mógłbym patrzeć na kamień i dojść do tysiąca wniosków, ale czy to kamień będzie geniaknym dziełem, czy mój umysł, który potrafi te wnioski tworzyć?

Widzę, że nie brak ci niczego, aby w pełni ogarniać inteligentne produkcje, ale czy czasem nie przesadzasz z wyliczaniem przekazów, jakie ten film posiadał? Tzn. niedługo mogę się doczekać tego, że scena rozmowy Floyda z córką będzie parafrazą zmian społecznych, do któych doszło na przełomie XIX i XX wieku. Ci sami ludzie, któzy krytykują Interstellar za to, że w szkole na fizyce kladycznej uczyli ich czego innego potrafią kłaniać się przed Odyseją za fragment jedzenia kanapek, doszukując się miliona interpretacji tego, w jaki sposób bohater gryzł swój posiłek.

Czekam, aż obejrzysz Interstellar i zaczniesz porównywać. Bo nie dziwi mnie, że komuś odyseja może się bardzo podobać. Dziwni mnie jak ludzie mogą stawiać 10/10 Odysei i 5/10 dla Interstellar, podczas gdy ten drugi jest lepszy w każdym aspekcie.

Myślę, że taki rodzaj stawiania ocen podważa wiarygoność danego użytkownika (a recenzenta to już w ogóle).

ocenił(a) film na 10
siata271

"Tzn, mógłbym patrzeć na kamień i dojść do tysiąca wniosków"
Więcej, mógłbyś być całkowicie odcięty od świata i wciąż być w stanie prowadzić najgłębsze z możliwych przemyśleń, nawet kreować całe abstrakcyjne względem naszego, ale spójne rzeczywistości. Rzecz w tym, że musiałbyś tego wszystkiego dokonać całkowicie samemu. "Odyseja..." jest, mówiąc najprościej, stymulantem. I nie chodzi tylko o to, że oglądając ją można dojść do bardzo zaskakujących pytań i wniosków bardzo &gt;szybko&lt; (co nie nastąpiłoby- a przynajmniej nie byłoby tak w większości przypadków- podczas obserwacji kamienia), ale również nadaje ona szersze spojrzenie na wszystko, co wiąże się z przemyśleniami filozoficznymi z tej najwyższej (egzystencjalnej) półki. Osobiście bardzo lubię, gdy film porusza jakąś konkretną tematykę, nawet wypełnioną monologami bohaterów (co ostatecznie nadeje mu częścowo formę narracji książki, i zazwyczaj w takiej formie by się to najlepiej sprawdzało), ale szczególnie dobrze odbiera się je mając takie obrazy jak "Odyseja..." w pamięci. Pozwala ona poszerzyć horyzonty i dotrzec to, co wcześniej było niezauważalne. Żadnemu innemu reżyserowi się to nigdy &gt;ze mną&lt; nie powiodło, dlatego nie jestem w stanie postawić żadnego filmu z nią na równi. Być może kiedyś pojawi się godny następca, ale jeszcze to nie nastąpiło. Choć "Interstellar" jeszcze nie widziałem i zobaczę najprędzej pod koniec przyszłego tygodnia (chyba będą jeszcze grać?), to na podstawie przesłanek o filmie, jakie do mnie dotarły, nie będę w stanie wystawić mu oceny powyżej 9. Na drugie 10 zasługiwałaby- na podstawie mojej obecnej wiedzy- jedynie &gt;idealna&lt; ekranizacja "Solaris" albo "Głosu Pana" Lema (nie uważam ich za absolutnie najlepsze z jego dzieł, ale pod względem otwartości i głębi są do "Odysei..." co by nie patrzeć najbardziej zbliżone). Dlaczego? Ponieważ "Odyseja..." nie tylko zalicza się do gatunku SF, ale ona nim &gt;jest&lt; i go definiuje. Każdy lepszy reżyser tego gatunku powie, że na niej się wzoruje, albo, że &gt;conajmniej&lt; go ona zainspirowała (w tym i Nolana). I o tym właśnie mówiłem- bez niej nie uświadczylibyśmy BARDZO wielu wspaniałych filmów, które można również wychwalać pod niebiosa, "Odyseja..." wykreowała swoją obecnością "byczy" fragment kinematografii. Przedsięwzięcie raczej godne poszanowania.
Jakiś film przedstawia prostolinijną historię, ale opatrzoną problemami natury moralnej/filozoficznej? Jak najbardziej, jestem za. Ale czy mogę go nazwać arcydziełem na tę miarę, całkowicie ponadczasowym (to jest absolutne Hard SF, za kilkaset lat ktoś może i uzna "Odyseję..." za film obyczajowy z dozą psychodelizmu ;-) )- raczej nie. Skala na FW jest bezwzględna, tak też staram się filmy oceniać, choć czasem robię mniejsze wyjątki. Przydałoby się, aby jednak administracja po tylu latach spróbowała coś z tym fantem zrobić.

" Tzn. niedługo mogę się doczekać tego, że scena rozmowy Floyda z córką będzie parafrazą zmian społecznych, do których doszło na przełomie XIX i XX wieku."
Oczywiście, że nie można popadać w skrajność, ale wszystko o czym wcześniej pisałem, to są absolutnie pierwsze myśli, jakie w trakcie seansu przychodziły mi do głowy (no i nie zapominajmy, że na to właśnie Kubrick dał czas, nie dla bezmyślnych dłużyzn ot tak)(no dobra, mówię o drugim seansie, na którym przeszłość mogłem już porównać z przyszłymi wydarzeniami), nie usilna próba interpretowania interpretacji (i tak dalej). Samą rozmowę Floyda z córką natomiast traktuję bardziej jako coś, co miało zwrócić uwagę na wyraźnie ważniejszą scenę z Frankiem jako ponowne pojawienie się motywu urodzin (bo raczej ciężko to przeoczyć?), ale też nie mogłem się powstrzymać przed bliższym przyjrzeniem się jej.

"Czekam, aż obejrzysz Interstellar i zaczniesz porównywać."
No to do zobaczenia za tydzień :-) .

ocenił(a) film na 10
siata271

Nolan był bardzo blisko ze swoim Interstellar ale jednak to jeszcze nie to.

ocenił(a) film na 5
kordrum

No ale to może łaskawie powiesz, to, co tak cię zachwyciło w Odysei, czego niby brakowało w Interstellar. Wszedłem sobie na forum Interstellar, a tam temat, gdzie kolesie zjeżdżają film i mówią o Odysei. Czy naprawdę jesteście tak ślepi?

ocenił(a) film na 10
siata271

Niczego nie brakowało w Interstellar, jednak Odyseja zrobiła to już 40 lat temu ;)
Interstellar jest również genialne.

ocenił(a) film na 5
kordrum

Tyle tylko, że zwłaszcza jak filmy obejrzy się w innej kolejności (nowszy, potem starszy) widać wyraźnie, że Nolan pobił dzieło, którym się inspirował. Myślę, że gdybym urodził się 40 lat wcześniej, jarałbym się Odyseją, bo z pewnością na tle współczesnych mu filmów był dziełem nietuzinkowym.

Ale jeśli chcę iść do kina na fajny film to słucham się recenzji bądź opinii innych ludzi. A jest pełno takich, którzy powiedzią: wydaj swoje pieniądze na Odyseję, Interstellar to jednak jeszcze nie to. Po takiej opinii pójdę na klasyka i się mocno rozczaruję.

Nie mam zamiaru hejtować tu Odysei. Cieszę się, że obejrzałem ten film, choć było wiele fragmentów, które wywołały u mnie rozczarowanie. Szukam filmów na rozkminę, i jednocześnie ciekawych i pięknych. "To klasyka". "Ludzie zachwalają": tak myślałem. Ale film nie jest tak intelektualnie bogaty, jak miałem nadzieję i nie wiem czy oglądać inne filmy Kubricka. Były podobne motywy w Interstellar do Odysei. Owszem. Artyści z całego świata czerpią od siebie nawzajem i to jest dobre. Ale w Interstellar mamy 10x więcej niż w Odysei, więc nie powiesz mi, że Odyseja zrobiła to 40 lat temu.

Po prostu chcę, aby ludzie oceniali filmy w odniesieniu do jakiejś ogólnej skali. Nie ma taryfy ulgowej dla filmów z lat 20 XX wieku. Nie postawię im 10/10 bo ich czarno białe oszycie jest takie mega rewolucyjne. Doceniam pierwsze kalkulatory, ale obiektywnie i subiektywnie dzisiejsze komputery są o niebo lepsze.

I nie boli mnie nawet dupa, gdy ktoś postawi odysei 10/10, a Interstellarowi 8/10 czy 9/10. Gusta są bardzo różne. Ale gdy da Odysei 10/10, a temu drugiemu 2/10, to się nóż w kieszeni otwiera.

ocenił(a) film na 10
siata271

Jeżeli za 40 lat Interstellar będzie wyglądał równie dobrze co dziś, to znaczy, że dorównał Odysei, zobaczymy jak zniesie czas.

ocenił(a) film na 5
kordrum

Ziomek, Interstellar będzie za 40 lat wyglądał dokładnie tak samo jak dziś. Zaręczam cię na 100%. Czy za 40 lat będą filmy lepsze? Jestem o tym przekonany, że będą. Mam taką głęboką nadzieję. Możliwe, że wobec filmów z przyszłości bedę musiał przeskalować moją skalę ocen i to uczynię. Odyseja po 40 latach nie jest jednak w jakikolwiek sposób wybitna w porównaniu do wielu, wielu współczesnych filmów. Nie będę bronił wybitności Interstellar, jeżeli po 40 latach zobaczę film oddziałujący na wszystkie moje zmysły, który sprawi, że z sali wyjdę spocony, a mój mózg przez kolejne 2 tygodnie będzie w stanie mentalnej fascynacji. Nie powinniśmy przywiązywać się emocjonalnie do filmów. Nawet jeżeli są to filmy z naszego dzieciństwa.

ocenił(a) film na 10
siata271

Odyseja nie jest filmem z dzieciństwa oglądałem ją mniej niż 5 lat temu ;)
Na tle innych Sci-Fi żaden film nie robił takiego wrażenia, do momentu aż zobaczyłem Interstellar. Nie byłem w tym zdaniu osamotniony, bo tylko raz w życiu widziałem jak ludzie po filmie siedzieli wpatrzeni w milczeniu w napisy końcowe.
Warto jednak zauważyć jak dużo Interstellar czerpał z Odysei i ile jest tutaj hołdu dla starszego dzieła, tylko o to mi chodzi.

ocenił(a) film na 5
kordrum

Nie twierdzę, że akurat z twojego dzieciństwa. To akurat ogólnik. Mam znajomych i ty pewnie także, którzy wychwalają swoje filmy z dzieciństwa. Też mam takie, do któych czuję sentyment. Ale nie mam zamiaru trzymać się tak subiektywnej opinii. Byłem ostatnio z dziewczyną w IMAXIE i nie było opcji by ludzie siedzieli wryci w miejsca (koleś denerwującym głosem powiedział, że proszę wyjść tylnymi drzwiami, a światła się zapaliły zaraz po ostatniej scenie właściwego filmu). Ja osobiście byłem wryty na wielu filmach (ogólnie wiele filmów mi się podoba), na Odysei akurat jakoś nie bardzo.

Chodzi mi tylko o pewną obiektywną miarę, bo ja osobiście zanim obejrzę dany film patrzę na ocenę społeczności, a ta potrafi być mocno myląca (akurat Interstellar ma dość mocną pozycję, Odyseja zresztą również, ale ile to ja już się naczytałem). Chodzi mi wyłącznie o pewną sprawiedliwość i jakość recenzji.

ocenił(a) film na 8
siata271

Musisz poczekać aż obejrzę Interstellar, żeby go zjechać z góry na dół.

ocenił(a) film na 5
Smok_Eustachy

Poczekam. Choć jeżeli przed obejrzeniem filmu nastawiasz się, że chcesz go zjechać to nie wiem do końca czy jest sens oglądać.

ocenił(a) film na 10
siata271

Ciekawe jakie Ty miałeś nastawienie przed Odyseją. Bo nie chce mi się wierzyć w to, że oglądałeś film Kubricka bez żadnego uprzedzenia. Tzn. jestem pewien, że byłeś mocno uprzedzony bo wciąganie najnowszego filmu Nolana do swojej argumentacji nie ma żadnego sensu. Porównywanie efektów specjalnych w filmach dzielących 46 lat? No właśnie.

ocenił(a) film na 5
Kamileki

Właściwie byłem dość dobrze nastawiony. Wiedziałem, co prawda, że efekty mogą być słabe (choć to nie efekty mnie rozczarowały), ale spodziewałem się lepszej rozkminy.

Otóż właśnie porównywanie filmu, który powstał teraz, a tego, który powstał 46 lat temu ma jak największy sens. Z tymi sprzed dekad porównujemy karabiny maszynowe, teorie naukowe, polską młodzież, telefony czy telewizory. Filmów mamy nie porównywać? Mamy porzucić je w niebyt milczenia?

Przykro mi słyszeć, że to główny argument na obronę Odysei (jest stara, odczepcie się od niej!). Na forum Interstellar tyle ludzii się do tego filmu odnosi, spodziewałem się więc jakiegoś arcydzieła.

Póki co, jedyne dobre argumenty warte zastanowienia przytoczył kolega Guauld. Spotkałem się gdzieś z opinią, że kiluminutowe blackouty w filmie to celowy zabieg Kubricka, który chce nam dać czas na zastanowienie się (bo jest niby tak dużo do zastanawiania się). Dużo już czytałem prób nadinterpretacji filmu na siłę.

ocenił(a) film na 10
siata271

Porównywanie czasami ma sens. Jednak ja mówię w tym wypadku o stronie technicznej Odysei. Kubrick gdy tworzył swój film nie miał np. do dyspozycji takich kamer jakie ma Nolan więc jak możesz porównywać do Interstellar efekty? Nikt nie chce zostawiać Odysei w spokoju, jest ona traktowana jako wzór gatunku s-f i treść w niej przedstawiona wciąż poddawana jest analizom i to jest wystarczający powód by uznać ją za arcydzieło.

A co się tyczy Twoich zapytań to (nie będę się rozpisywał bo jest wiele gotowych interpretacji, napiszę jedynie krótkie odpowiedzi do Twych zapytań):

1. Czarny ekran z tajemniczym podkładem ma wprowadzać widza w specyficzną narrację Odysei, którą przyjął twórca. Ogólnie można powiedzieć, że to pozwala lepiej poczuć atmosferę Odysei.
2. Jak pisałem - specyficzna narracja. Można lepiej dzięki temu poczuć film.
3. HAL miał zaprogramowane "wyższe cele" o których nie mieli pojęcia Bowman i Poole. Gdy chcieli oni go wyłączyć uznał ich za wrogów i postanowił zabić.
4. Tak jak w punkcie 2.
5. Praktycznie znów to samo. Kubrick stosuje swój eksperymentalny styl opowieści historii, który daje możliwość analizy treści z wielu punktów widzenia.
6. Muzyka klasyczna jest genialnie dopasowana do sekwencji zastosowanych w filmie. Nie wiem natomiast co masz na myśli pisząc o tych dialogach nie zachodzących na muzykę.

ocenił(a) film na 8
Kamileki

Tak biedny kompuś zgwałcony przez politykierów.
2. Ale każdy film z schematami antyholiłódzkimi otrzymuje ode mnie dużego plusa.

ocenił(a) film na 10
ocenił(a) film na 8
Kamileki

No w 2 części wyszło, że kazali kompusiowi kablować na astronautów i od tego złapał świra.
2. Np tempo akcji. Z przyjemnością oglądam Odyseją czy nawet Pirxa. A nie Makkgajwer i Makkgajwer. Wszystko na ostatnią chwilę.

ocenił(a) film na 10
Smok_Eustachy

Pirxa niestety nie oglądałem. Będę musiał zobaczyć. Jeśli nie widziałeś wspomnianego w poście wyżej Solaris Tarkowskiego to polecam - świetne kino.

ocenił(a) film na 8
Kamileki

Właśnie Solaris jakoś niepodchodzi.
Holiłódzki do bólu jest Promoteusz, zrzynający z serii Odysei pomysł zniszczenia ludzkości przez UFO.

ocenił(a) film na 5
Kamileki

Tak jak mówię, dawanie filmowi lepszych ocen niż zasługuje, tylko dlatego, że powstał wcześniej jest raczej oznaką soldarności z biednym reżyserem niżby rzetelną oceną filmu. Oceny na filmwebie np. powinny służyc społeczności, aby podjąć dezyję, który film powinni obejrzeć i czy w ogóle. Idąc tropem retoryki litości, będą niedługo pokazywać, które filmy nie miały okazji się wykazać.

Treść tego filmu analizuję się do dziś, gdyż jest mocna grupa osób, które twierdzą, że jest, co analizować, wtłaczając do internetu nowsze nadinterpretacje. Nadintepretacje nie są cechą filmu, ale jego widzów.

Gdy pokaże ci mój własny film autorski z czarnym ekranem, też będziesz zachwycał sie moim geniuszem?

2. Do narracji mam tyle, że jest nudna. Nie mówię, że nie jest specyficzna. Jeżeli komuś taka specyfika się podoba to ok, Są też fani dziwnych spektakli offowych. Ta narracja jest jednak nudna i jakoś trudno uznac mi to za zaletę.

3. No dokładnie. Co w tym takiego przełomowego? Co w tym takiego zniewalającego umysł? Robot ma program i postanawia zabić ludzi - > 10/10.

4 i 5. Cóż, dość szybko poczułem, że ktoś coś na mnie eksperymentuje. Co było badane? Moja cierpliwość?

6. Muzyka nie może być genialna, gdyż reżyser jak ognia boi się łączyć muzykę z akcją i dialogami. Wziął sobie kawałki i puścił do statycznego obrazu. Jak bardzo się przy tym wysilił? Raczej wcale. Co innego, tak skomponować muzykę, by była ona integralną częścią filmu (nie irytującą momentami, swoją powtarzalnością i źle dobraną głośnością) i ładnie przeplatała się z dialogami, nie zakłócając ich odbioru.

Mogę dopisać jeszcze wiele wiele wad, choć już mineło trochę czasu od obejrzenia.

7. Muzyka kończąca drugą scenę była głośna, długa, a jej niezmienność zaczęła być mocno irytująca (zaczyna się fajnie, ale potem wyraźnie przechodzi w przesadę i jakąś dźwiękową orgię) (choć obraz mamy praktycznie ciągle ten sam).

8. Oddech jaki słyszymy przez długą część filmu jest tak irytujący, że miałem ochotę coś z nim zrobić (tylko nie wiedziałem co). Jakiś facet puścił sample i zaczął dmuchać mi w ucho (tak oglądałem ze słuchawkami).

9. Końcówka z wielkim kosmicznym dzieckiem była dziwna nie o tyle, że było tam dziecko czy coś. Była dziwna, bo to dziecko unosiło się w przestrzeni kosmicznej wtf? Możecie mi mówić o przenośniach. O tym, co reżyser w swym geniuszu próbował ukazać. Ale prawda jst taka, że pokazał nienarodzone dziecko przemierzające przestrzeń kosmiczną. I tu mam problem, bo ci sami ludzie, którzy się tym podniecają, śmieją się z tego jak w Interstellar pokazano osobliwość bądź projekcję pięcio wymiarowej przestrzeni.

ocenił(a) film na 10
ocenił(a) film na 10
siata271

Co to znaczy "dawanie lepszych ocen niż zasługuje" ? Przecież powinno się zawsze patrzeć na datę powstania danego dzieła. Mamy rok 1968 i Kubrick robi Odyseję. Takie powinno być założenie dobrego kinomana, który ocenia film. Twoje natomiast jest takie: "mamy 2014 rok, i z tej perspektywy oceniam Odyseję". To jest po prostu ignorancja. Ilość analiz i interpretacji/nadinterpretacji to zasługa twórcy, a nie cechy widzów. Zdecydowana większość produkcji służy "fajnemu seansowi", Odyseja prezentuje coś znacznie więcej bo zmuszą mocno do refleksji i dlatego napisano o niej tak sporo tekstów , a nie przez to że ktoś jest jakimś maniakiem i lubi sobie dużo popisać. Dla mnie to ogromny plus, choć lubię bardzo także "lżejsze" s-f typu RoboCop czy Terminator. Autorski film z czarnym ekranem też mógłby mnie zachwycić. Był taki reżyser Derek Jarman, który już mocno chory (stracił wzrok) nakręcił film "Blue". Przez cały czas na obrazie widzimy niebieski kolor, mamy obecną muzykę a treść jest przekazywana za pomocą głosów. Ostatnim kolorem, który widział Jarman był właśnie niebieski, stąd taki pomysł na film. Jak dla mnie kontrowersyjny, ale jednocześnie dobra pomysł. Eksperymenty są różne, ale jeśli ich efekty są choć przyzwoite to zawsze wolę taką sztukę od tej zrobionej schematycznie. Dlatego jak pisałem, są okoliczności w których Twój film z czarnym ekranem zachwyciłby mnie.
2. Jak najbardziej rozumiem, że narracja jest dla Ciebie nudna. Ale dla mnie już nie jest. I tego nie da się ocenić obiektywnie, bo w tym aspekcie sztuki czyli jej odbioru nie ma ideału. Dlatego nie można krytykować filmu za tempo narracji jeśli ma ona swój cel, a w Odysei jak najbardziej ma.
3. Przełomowa jest tak duża rola i znaczenie sztucznej inteligencji. Powtarzam - jest 1968 rok.
4-5. Hehe. Może i Twoja cierpliwość była badana na Tobie skoro tak uważasz. Kubrick chciał dotrzeć jak najgłębiej do widza, o to mu chodziło. Naruszył Twoją cierpliwość? Okej, ale to może być także coś dobrego bo jednak nie wiadomo czy to minus czy nie. Wiesz, gdyby to było tak "ktoś w głupi sposób naruszą moją cierpliwość" to wtedy jest to minus. Ale tutaj to było tak: "ktoś narusza moją cierpliwość poprzez eksperymentalną styl opowiadania historii na ekranie". Dla mnie to zabrzmi tak: "ktoś chce mnie mocno sprowokować do wysilenia szarych komórek poprzez eksperymentalny styl opowiadania historii na ekranie". Dlatego jak pisałem, nie da się tego w sposób jednoznaczny ocenić co Ty zrobiłeś bo w kontrargumentach przeciwko Odysei wiele razy użyłeś tego argumentu o nudnej narracji.
6. Tak, Kubrick wycisza muzykę przy dialogach bo nie jest ona wtedy potrzebna. Dla mnie muzyka/dźwięk najlepiej łączy się z "czystym" obrazem czyli np. tak jak w sekwencji scen podziwiania kosmosu z walcem Straussa albo w końcowej podróży Bowmana. Jak dla mnie muzyka i dźwięk są świetnie zsynchronizowane z obrazem i Kubrick na pewno nad tym jakiś czas pracował bo nie jest możliwe by "z marszu" uzyskać taki efekt. A co do akcji to może Cię zaskoczę, ale akcja to jest ciąg zdarzeń w filmie. Dlatego też mamy oczywiście muzykę połączoną z akcją bo cały film to jedna wielka akcja. Chyba, że mówimy o filmie akcji, ale na pewno nie o to Ci chodziło.
7. Dźwięk w scenie gdy astronauci na księżycu są ogłuszani nie jest przyjemny fakt, ale jest ciekawy a o to chodzi w kinie. Można poczuć też to co ekranowi bohaterowie czyli mamy "dialog z widzem", który tu jest prowadzony przez twórcę od początku do końca.
8. Podobnie jak w punkcie 7, A tak na marginesie, to czy nie chciałbyś mieć np. możliwości odczuwania zapachu z danego filmu?:) Zawsze im więcej bodźców, tym mocniej i lepiej , ale odczuwamy.
9. Gwiezdne dziecko to oczywiście przenośnia. Jest to następny stopień ewolucji człowieka. To klasyczny przykład wizji reżyserskiej. Przecież nie można brać dosłownie płodu, który znajduje się w przestrzeni kosmicznej. Może Ci się to nie podobać i to rozumiem. Jednak czy to ciekawy argument przeciw Odysei? Nie wydaje mi się.

ocenił(a) film na 8
siata271

Ci co kręcą później mają łatwiej bo korzystają z doświadczeń.

ocenił(a) film na 10
siata271

Może gdybyś ten film zobaczył jakieś dwadzieścia lat temu to inaczej byś go postrzegał.Wszystko idzie do przodu , również i kinematografia.Oglądając dzisiaj Odyseje może ona na tle obecnych produkcji nie robić już takiego wrażenia ale w latach kiedy ten film powstał powodował ochy i achy.Zresztą Kubrick był takim reżyserem którego filmy przez bardzo długi czas wyglądały bardzo"świeżo", takie też było założenie aby te starzały się bardzo powoli.Wystarczy popatrzeć na inne produkcje sf z tamtych lat , wyglądają bardzo prymitywnie i ubogo.

ocenił(a) film na 5
Bokciu

Możliwe. Szczerze mówiąc te filmy, w których przybywają na ziemię marsjanie w jakichś komicznych kombinezonach, sprawiają, że nie mam nawet odwagi popatrzeć na ich fragment. Na ich tle Odyseja z pewnością wypadnie tak jak piszesz. Efekty rzeczywiście w przeciwieństwie do wielu filmów ze starszych lat starzeją się bardzo powoli. Ale tak jak mówię, efekty nie wpłyneły na moją ocenę.

Bardzo możliwe, że gdybym urodził się wcześniej postawiłbym temu filmowi 10/10, jak i zachwycał bym się również gdybym miał w garażu poczciwego maluszka.

Niemniej jednak, poziom poszybował do góry, a wielu ludzi oglądało ten film po roku 2005 dajmy na to. Mają więc realny problem z przystosowaniem się do nowych realiów i zmiany skali swoich ocen.

ocenił(a) film na 10
siata271

Dlatego też nie dziwi mnie gdy młodemu pokoleniu filmy z lat 60 czy 70 tych nie przypadają do gustu a jeśli się już tacy trafiają to chwała im za to.Mnie też niektóre produkcje z tamtych lat nieco męczą i wydają się na tle obecnych mocno archaiczne.Aczkwiek odnoszę niekiedy wrażenie, że w tamtych czasach przywiązywało się większą uwagę do samej gry aktorskiej.Przykładem może być np."12 gniewnych ludzi", film jeszcze starszy.

ocenił(a) film na 1
Bokciu

przy interstallar przede wszystkim odyseja moze wydac sie bublem, tania i slaba podrobka kina w ktorym rzekomo sie osadza, czyli sci fi. A to zwykly syf, dluzyny na 10 minut sceny gdzie totalna pustka, przeciez to male dziecko nawet zrozumie, ze ktos kogos probuje oszukac. Jesli rezyserowi to wyszlo, jego chwala, zlapal swoje ofiary, ale reszta pojmie, że w pudelku ze wstazka jest kal podany. Kompletne dno, tyle godzin, zero akcji, zero efektow, kilka zdjec i to tyle. Szkoda, ze nie pozwalaja tu oceniac na 0. Skorzystalbym.

ocenił(a) film na 10
sprawiedliwosckinomana

A Ty znowu tutaj?Boże....dziecko co ja z Tobą mam,nawet chwili spokoju.Po tym ,że nie potrafisz nawet napisać poprawnie tytułu tego filmu (InterstEllar),wnioskuję,że go nawet nie oglądałeś.Zresztą jak większość filmów na których temat piszesz te brednie.Jest wielce prawdopodobne ,że cierpisz na rozszczepienie osobowości bądź schizofrenię ale jest pewne pocieszenie - to się da leczyć tylko trzeba chcieć.Nie pisz już więcej pod moim adresem bo i tak zostanie to zignorowane a jeśli chcesz w ten sposób prowokować to bardzo kiepski fortel.
Żegnam :)

ocenił(a) film na 1
Bokciu

ale czemu ty sie tak irytujesz? wyluzuj, ja go rozumiem, powiedzial dobrze, podal argumenty, ty jedynie jad i jakies gadki o chorobach (jakieś problemy osobiste? pamietaj, ze to mozna wyleczyć). Ja np. bylem na interstalar w kinie i bawilem sie dobrze, choc nieco dramatu za duzo w porownaniu z akcja i sci fi. No a jak tu odyseja sie prezentuje? nie ma akcji, nie ma dramatu (poza dramatyczną nedzą we wszechmiarach), nie ma tu w ogole niczego procz usypienia widza. I to chca do kin dac? Komu ja sie pytam? kasa w bloto, nikt nie pojdzie na ten szajs, albo resztki. Nie polece.

siata271

zgodze sie odyjeja kosmiczna to wydmuszka, chała i kicz. Badziewne gówno nawet rzekłbym film prostacki tandetny i tragicznie płytki.

ocenił(a) film na 10
Radace

Tak, tak za to Strażnicy Galaktyki są bardzo głębocy tak jak "Głębokie gardło" , wybitnie ambitni i dający do myślenia. Acha, byłbym zapomniał...no i rozpier.alają system bo to najważniejsze. Otrząśnij się ........................

Bokciu

koleś Strażnicy Galaktyki są 1000 razy lepsi od Odysei Kosmicznej, wiesz czemu? Bo tam nikt niczego koorwa nie udaje. film jest komedią i idealnie wpisuje się w ten gatunek.

Za to Odyseja kosmiczna przy Strażnikach galaktyki jest jak, emo gej intelektualista z depresją czaisz? Jest jak znajomośc angielskiego przez Tuska... Idź szukaj intelektualnych uniesień w krzywiznach muszli toaletowej będzie to równe z wydumanym pseudo intelektualnym gniotem jakim jest odyseja kosmiczna :P

ocenił(a) film na 10
Radace

Pierwsze słysze, że to komedia ale skoro tak twierdzisz......widocznie inni się mylą.Ale abstrahując od tego to jestem w stanie Cię zrozumieć , nie każdemu jest przewyższyć poziom średnio rozwiniętego neandertala.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones