I nie mówię tego jako "moher". Po prostu, odkąd przeczytałem "Samolubny gen" Dawkinsa, wiem że ludzkimi zachowaniami sterują geny. Kochamy swoje dzieci i krewnych bo posiadają nasze geny a rozmnażamy się bo nasze geny dążą do powielenia. Ludzki płód, embrion jakkolwiek mały by nie był nadal jest człowiekiem bo ma kompletny genom. Chodzi mi oczywiście o człowieka w sensie biologicznym-osobnika gatunku Homo Sapiens a nie o duszę, świadomość (której nota bene nie ma także noworodek) itd. Wszystkie argumenty aborcjonistów: że jak chronimy zarodki to trzeba chronić komórki jajowe i plemniki, że zygota to zlep komórek bez świadomości i układu nerwowego, że nie można zmuszać kobiety do rodzenia dzieci, bo jej brzuch to jej sprawa itd. wynikają ze zwykłej ignorancji. Gamety nie są odrębnymi organizmami bo przekazują tylko część genów, noworodek też nie posiada samoświadomości, kobieta zawsze ma wybór (może oddać dziecko do adopcji) a ciąża to NIE JEST wyłącznie jej sprawa. Co mnie obchodzi że zarodek jest mały? Posiada część moich genów, więc jest częścią MNIE, a nie tylko "wewnętrzną sprawą kobiety" Jako osobnik gatunku Homo Sapiens jestem zaprogramowany walczyć o przetrwanie swoich genów, czyli swojego potomstwa. Nie ma to nic wspólnego z wiarą religijną. Kiedy miałem 15 lat zaszła ze mną w ciążę moja kuzynka i chciała dokonań aborcji. Nie zgodziłem się i nigdy tego nie żałowałem. Dziś wychowuję śliczną córkę. Dziewczyny które dokonały w filmie aborcji budzą we mnie wstręt, nigdy czegoś takiego nie zaakceptuję.