Wreszcie obejrzałam film, który wywołał ekstazę w Cannes i oburzenie z powodu pominięcia przy nominacjach do Oscarów. W kilku słowach mogę o nim napisać: dobry, poruszający i świetnie zrobiony. Nie jest to jednak dla mnie w żadnym razie film wielki, jak piszą o nim niektórzy. Sam temat jest już tak na wszystkie strony przemielony i wyciśnięty, że trudno o większe wzruszenia. Wiadomo, dramat kobiety, arogancja i bezduszność tego, od kogo w danym momencie życiowym zależy wszystko, potworny strach i samotność nawet, jeśli ma się koło siebie życzliwą osobę. Jeśli ktoś sobie z tego nie zdawał sprawy przed obejrzeniem filmu Mungiu i dopiero ten naturalistyczny surowy obraz otworzył mu oczy, to cóż, dobre i to. Moim światopoglądem film nie wstrząsnął, a dodatkowo wcześniej widziałam amerykańską produkcję "Gdyby ściany mogły mówić", również podejmującą tę tematykę, no i "Verę Drake".
Trzeba natomiast przyznać, że Mungiu miał świetny pomysł na realizację swojego projektu - akcja toczy się w ciągu zaledwie jednego dnia, towarzyszymy dwóm dziewczynom (choć głównie energicznej, dźwigającej cały ciężar tego przedsięwzięcia Otilii) we wszystkim, co robią. Reportażowy, dokumentalny styl nie pozwala na dystans. I chociaż nie jestem jego entuzjastką, wygląda na to, że - jak to zwykle bywa - sekret tkwi we właściwym zastosowaniu tej konwencji. Genialnym, choć prostym zabiegiem jest odwrócenie ról i koncentracja na Otilii, a nie na głównej, zdawałoby się, postaci dramatu, czyli usuwającej ciążę Gabicie. Gabita jest bierna, nieporadna, zagubiona. To Otilia wszystko organizuje, podejmuje decyzje, naprawia błędy Gabity, myśli za nią. I tu kolejna świetna rzecz, a mianowicie wiarygodne wyraziste postacie. Jak to Mungiu osiągnął - pojęcia nie mam! Miał na to tylko kilka godzin z filmowej rzeczywistości! Nie musiał stawiać bohaterów w rozmaitych sytuacjach, by jasno nakreślić ich osobowość. To mocne, żywe postacie. Są charakterystyczne i zdefiniowane. Ja tam nie widzę aktorów; widzę zdeterminowaną Otilię, zahukaną Gabitę, zagubionego Adiego, cynicznego Bebe.
I jeszcze o scenariuszu. Scenariusz jest tutaj idealnie precyzyjny, nic nie dzieje się przypadkiem, każda wymiana zdań jest ważna, każda następna wynika z poprzedniej, wszystko, nawet pozorny brak związku z fabułą, ma cel (jak choćby bezładna paplanina biesiadników na urodzinach matki Adiego). Scenariusz, scenariusz i jeszcze raz scenariusz! :) Improwizacja nigdy nie wychodzi filmowi na dobre, bo wbrew zamiarowi osiągnięcia jak największej naturalności, efektem jest zwykle sztuczność i bezsens.
Podsumowując, tematyka trudna i ważna, ale nowych obszarów nie odkrywa, za to realizacja to majstersztyk.