Porównania z "Metropolis" nie wytrzymuje, ale nadal to bardzo ciekawe dzieło radzieckiego kina niemego. Samego SF mamy tu stosunkowo mało, właściwie 70 % opowieści rozgrywa się na ziemi i jest historią miłosną oraz problemów społecznych mieszkańców ZSRR. Marzeniem głównego bohatera jest jednak podróż na Marsa którą w końcu realizuje. Marsjanie tymczasem są rządzeni przez tyrana Tuskuba który traktuje ludność jak niewolników i trzyma ich w podziemiach. Królowa Marsa Aelita nie potrafi się mu sprzeciwić, za to snuje marzenia o Łosiu- bohaterze filmu którego życie podgląda przez tajny wynalazek
Gora który jest w niej skrycie zakochany. Fabuła w każdym razie bardzo skomplikowana i zakręcona, jak dla mnie bardzo pesymistyczna, wszakże bohaterowie wciąż są trawieni przez zazdrość i często realizacja ich marzeń wcale nie wygląda tak jakby chcieli. Choć zakończenie ma wydźwięk pozytywny i jest dość zaskakujące. Wizja marsa nie jest może tak efektowna jak wizja świata w późniejszym dziele Langa, ale fascynuje. Ciekawy jest wygląd strażników i podziemi marsa, do tego statek kosmiczny robi wrażenie. Bunt na Marsie ma w sobie coś z kina propagandowego czemu nie trudno się dziwić znając ówczesne dzieła. Ostatecznie jednak jest tu poruszane bardzo wiele spraw, postaci są ciekawe (tylko tytułowa Aelita jakoś wydała mi się mało interesująca) i ogląda się dobrze więc wystawiam 8.