Co mi się pierwsze rzuciło w oczy to absurdalny główny motyw fabuły (chęć zatopienia niemieckiego statku za pomocą lichej łodzi sterowanej przez dwójkę marzycieli), a reszta już poszła sama. Film ogólnie dobry, lekki, przyjemny, ze świetnymi zdjęciami i klimatem pokonywania kolejnych przeszkód na afrykańskiej rzece, no i bardzo dobrym aktorstwem, jak na taką przyziemną zupełnie komedię, tudzież film przygodowy (zwłaszcza 52-letni Bogart imponuje krzepą w tym filmie i jest jego najjaśniejszym punktem). Choć i pewne minusy są widoczne. Jest to raczej film na jeden raz, oglądany momentami z przymrużeniem oka, także nieco naiwny w wątku romansowym (choć z drugiej strony ten wątek jest dla widza sympatyczny i przystępny). Całość spokojnie oceniam na 7/10 i polecam na wieczór.
Ja tam jeszcze go nieraz zobaczę. Długo się przymierzałem do tego filmu, spodziewałem się w sumie kostiumowego romansidła w stylu 'Pożegnanie z Afryką' (fuuj), z nachalnym moralizatorstwem i wepchaną na siłę religią (jak w 'Nocy Myśliwego')... Na szczęście wiara w Hustona mnie nie zawiodła :)