Pomimo dbałości o historyczne detale, zbudowanie całego miasteczka na potrzeby tego filmu, film okazał się kolejnym rozczarowanie. Co jest z tymi Amerykanami, że o własnych wojnach nie potrafią zrobić dobrego filmu. "Alamo" może nie jest tak spektakularną nudą, jak "Generałowie", nie zmienia to jednak faktu, że dostaliśmy zamiast dobrze skrojonego historycznego filmu, bajeczkę o herosach.
Główną wadą filmu jest podniosła muzyka, która sączy się z głośników niemal bez przerwy. Nadaje ona ton całej opowieści, wyraźnie mitologizując całą historię. Do tego dochodzą malownicze zdjęcia i lukrowany cukiereczek o upadku Alamo jest gotowy. Czy naprawdę trzeba aż tak bardzo podrasowywać postaci, czy prosta historia nie byłaby tu bardziej wyrazista. Przecież czyny tych ludzi mówią same za siebie. Nistety reżyser zupełnie się z zadania nie wywiązał. Lepiej zrobiłby pozostawiając reżyserowanie Eastwoodowi, sam niech pisze scenariusze, w tym jest zdecydowanie lepszy.