Film jest "Banalny, nudny i tandetny" po czym oceniasz go na 7 ( dobry), rozdwojenie jaźni ?
tak rozdwojenie jaźni bo 7/10 to super pozytywna ocena, a film nie w ogóle pozytywów
Zastanawia mnie, jaki jest sens pisania na forum, że film jest nudny. Nie podobał Ci się? Twoja sprawa! Od tego jest możliwość oceny. A po co cały świat ma wiedzieć? To nic nie wnosi do dyskusji.
Skoro nic nie wnosi po co sie udzielasz? Swoim postem bowiem sama te dyskusje rozwijasz. Ot co!
Nie. < Jak spróbujesz to obalić, zobaczysz dlaczego zarzucanie nudy albo czegoś z drugiej strony nigdy nie będzie stać koło argumentu.
Nudy, bo nie oglądało się filmu jak trzeba - jeśli nie zna się podstawowych zasad oglądania, to film zdecydowanie będzie negatywnie odebrany. Nie można się spodziewać po dramacie takiego kalibru jakichś efektów specjalnych godnych Petera Jacksona albo Christophera Nolana. Nie można też uznać, że będzie to komedia o zabawnym i żałosnym życiu onanisty, pełnego pomyłek czy innych nietypowych zwrotów akcji. Kiedy zasiadamy do filmu, musimy wiedzieć, czym go zjeść, wybrać porę na jego oglądnięcie, zapoznać się z tematyką, typem, całą otoczką. Coś jak egzegeza Biblii. Film tylko w takim wypadku ukaże nam to, co chciał ukazać nam reżyser. Projekt X oglądniemy dla rozrywki, z przyjaciółmi, jako dobre preludium imprezy, Władcę Pierścieni na możliwie największym ekranie, w doborowym, kameralnym towarzystwie, z popcornem i chusteczkami pod ręką, Incepcję oglądniemy samemu, w zaciszu domowym, aby móc jeszcze długo pozostać wgnieceni w fotel i pomyśleć trochę nad tym, co się tam działo. Ale American Beauty to film, który ma dawać i daje wiele do myślenia. Stawia podstawowe pytanie - czy byłbym szczęśliwy i dumny ze swojego życia na wypadek, gdyby ktoś mnie nagle zastrzelił? Reżyser w genialny sposób przenosi nas do świata opartego na kłamstwie i niedomówieniach, do domku z kart, willi, która wewnątrz okazuje się slumsem. Pokazuje nam, kto z kim, gdzie, dlaczego, powoli prowadząc nas przez wszystkie etapy konfliktu pomiędzy wieloma bohaterami, zacieśniając te tragiczne pętle wzajemnie wokół jednej tylko osoby - człowieka, który podjął w życiu masę złych decyzji, wykopał pod sobą wielki dół, przykrył go murawą i udawał wobec wszystkich wokół, że jest w porządku, a w głębi duszy modląc się, żeby się nie poruszyć. Stamtąd ratuje go dopiero ktoś, dla kogo chce się zmienić, dla kogo jest w stanie bez wahania wstać i wpaść do dziury. Poznajemy go lepiej niż on sam zna siebie w ciągu niecałych dwóch godzin. Nigdy nie widziałem tak doskonale rozrysowanej postaci, tak żywej, tak realnej. [Teraz nieco odbiegnę od tematu - nie wiem, jak się zwrócić wprost, toteż napiszę trzy formy, któraś powinna pasować] Powinnaś/ Powinna Panienka/ Powinna Pani dać jeszcze jedną szansę temu filmowi, mając już mały, podręczny bagaż wiedzy po przeczytaniu tego komentarza. Spojrzeć na film nie pod kątem tylko rozrywki, ale tak, jakby czytało się całkiem poważną książkę, chcąc wyczytać z niej jak najwięcej pomiędzy wierszami.
Owszem jest w tym trochę prawdy, jednak na mnie film naprawde nie zrobił żadnego , choćby najmniejszgo wrażenia. Wytrwałam do końca, choć niebywale się męczyłam oglądając go. A porównywanie go do "całkiem poważniej książki" obraża Pan wielu pisarzy. I niestety nie mam zamiaru wracać do American Beauty, choćby dlatego, że w kolejce czeka mnóstwo wybitnych, doskonałych, godnych obejrzenia filmów. Tak czy inaczej dziękuję za fatyge w pisaniu posta. Pozdrawiam:)
"Całkiem poważna książka" - nie miałem na myśli dzieł bardzo wstrząsających, jak choćby opowiadania Tadeusza Borowskiego czy też inne biografie ukazujące okropieństwo życia (choćby "My, dzieci z dworca Zoo"). Miałem raczej na myśli książki, które nie są niepoważne, ani też poważne tylko odrobinę. A to zdecydowanie poszerza zakres dzieł, a jednocześnie nie odsyła myślami do "bardzo poważnych" dzieł. Oczywiście, kwestia interpretacji, mogłem ująć to inaczej, zatem przepraszam za to sformułowanie, i oczywiście nie miałem w zamiarze obrażać nikogo, zwłaszcza wszelakich twórców, a już w szczególności - pisarzy
Co do okropieństw życia Pańskie "My dzieci z dworca zoo" są niczym wobec np. "5 lat Kacetu". To dla mnie bowiem bardziej wstrząsające, ale to już z inna "para kaloszy".
Oj, żeby zaraz moje... Ja w każdym razie tego nie napisałem :) a tylko podałem jako przykład
Dzięki za dobre rady dotyczące oglądania filmu, Mikołaj. Gdy obejrzałem film pierwszy raz zadałem sobie pytanie: "Czy to 'coś' jest bardziej dołujące czy nudne?" Film na kilka lat trafił na odległą półkę w moich myślach, a może nawet do kosza. Zarósł kurzem. Jednak kilka scen i emocji wryło się na tyle mocno w pamięć, że zaczęły powracać. Więcej, z czasem zacząłem rozumieć niektóre emocje bohaterów, decyzje ich konsekwencje i motywacje oraz amerykańską kulturę a przez to bardziej doceniać opowiedzianą w filmie historię. Niemniej potrzeba było na to czasu i trochę trudnych doświadczeń życiowych. Dlatego nie dziwię się ani znudzonym, ani zachwyconym:).
Ktoś, kto nazywa ten film nudnym, zwyczajnie go nie rozumie, a jeśli go nie rozumie, to nie potrafi dostrzec prawdziwego piękna świata (i nie mam tu na myśli pierścionka z brylantem, czy innej rzeczy zupełnie bez wartości). To film dla osób wrażliwych, a nie szukających wrażeń, bo dotyka spraw ducha.
Nie zgadzam się ani trochę, poza tym dlaczego osadzono mnie przez pryzmat zaledwie jednego, tak napisze to jeszcze raz wg mnie NUDNEGO filmu(!) ?