Jak interpretujecie sobie ten obraz? Według mnie facet odzwierciedla każdego z nas. Uchwycona jest tu proza życia w splocie tańca i choreografii. Reszta ludzi przedstawiona jest tu jako motłoch robiący te same rzeczy. Bohater w pogoni za kuferkiem traci poczucie rytmu, nie pasuje do motłochu. A wiec może motłoch znaczy tutaj wzorową normalność? Nasz bohater poznaje kogoś wyjątkowego, we dwójkę są bardzo taneczni i zsynchronizowani. Pasują do siebie. To że są ze sobą zgrani, nie oznacza że są zgrani z resztą. Wyróżniają się. Są dla siebie wyjątkowi. Odkąd nasz bohater poznaje tajemniczą - JĄ, kuferek przestał istnieć. Nie to ważne jest w życiu. Fakt wejścia do tramwaju symbolizować może wspólną trajektorię celów, życia i nowego kierunku. Niestety tramwaj nigdy nie odjeżdża, jak to i w życiu czasami bywa i nasz bohater zostaje 'uśpiony', zmęczony, bez celu.. bo cel był ale z kimś, bez tego kogoś tramwaj nie miał prawa ruchu. (Nie wiem czy metro na początku coś symbolizuje, wyjście z podziemnego mroku a tramwaj podroż już w pełni świadomą na zewnątrz?) W kazdym bądź razie, nie wiemy czy nasz bohater jutro nie wroci i nie rozpocznie pogoni za głupim kuferkiem.
Jak wy to widzicie? Jestem baaardzo ciekaw
Można to potraktować jako poszukiwanie kobiety, miłości. Ale jest opcja druga. Bohater zaczyna dostrzegać cechę swojej osobowości, która była stłumiona, Animę. W poszukiwaniu jej wychodzi na przeciw niebezpieczeństwom, by ostatecznie połączyć się z nią i stać całością.
W większości moja interpretacja pokrywa się z Twoją, myślę że podróż bohatera to takie wyrwanie się ze schematu codziennego życia. Myślę, że metro na początku samo w sobie nie jest symbolem, po prostu wielu ludzi używa go jako dojazdu do pracy, tak jak bohater. Wszyscy są tacy sami i jednolici, tak jak i on, do momentu gdy poznaje ją. Najpierw gubi swoją skrzynkę, czyli pewnie symbol dóbr materialnych, które można łatwo utracić, ale w momencie gdy się z nią spotyka to wszystko przestaje mieć znaczenie. To jest jeden piękny dzień w jego monotonnym życiu, gdy doznaje prawdziwego piękna, które w końcu mu umyka, gdy zmęczony idzie spać. Każdy dzień się kiedyś kończy, nawet ten najpiękniejszy, a potem wszystko wraca do normy i znów staje się śrubką w maszynie społeczeństwa, tak jak wszyscy inni.