Nie, nie poszerza, bo to nie jest autentyczna historia, tylko wytwór czyjeś wyobraźni.

Postać Josefa Mengele jest jak najbardziej autentyczna. Jego pobyt w Ameryce Południowej także. Co do historii filmowej to reżyser nieco popuścił wodze fantazji, ale i tak nie zmienia to faktu, że opowiada ona o postaci autentycznej.

Wiem, że postać Josefa Mengelego jest autentyczna, tak samo jak jego pobyt w Ameryce Południowej. Historia filmowa jest zaś WYŁĄCZNIE wytworem wyobraźni reżysera, dlatego sądzę, że nie poszerza wiedzy na temat Anioła Śmierci (tym bardziej, że fakty z jego działalności wojennej są delikatnie zasugerowane - jeśli ktoś nie wie, kim była ta postać [dajmy na to słabo poinformowany Amerykanin], to na podstawie tej produkcji może wysnuć wniosek, że w zasadzie z tego doktora to całkiem fajny gość jest). Co wartościowego jest niby w tym filmie pod względem historycznym, skoro z historią niewiele ma wspólnego?

Z tego, co wiem to życie powojenne naszego "doktora" jest owiane sporą dawką tajemnicy. Myślę, że tyle z tego dobrego, że "......słabo poinformowany Amerykanin" dowie się, przynajmniej tyle, że Mengele nie zasiadł na ławie oskarżonych w Norymberdze, ale zmarł w jednej z Ameryk (podobnie zresztą jak wielu jego nazistowskich kolegów, uniknąwszy na tym świecie odpowiedzialności za swoje zbrodnie). Mam też nadzieję na to, że słabo poinformowani Amerykanie po obejrzeniu tego filmu zapragną poszerzyć swoją wiedzę o hitlerowskich zbrodniarzach, a wyleczą się z gadania głupot o polskich obozach śmierci.