chyba wyłamię się z ogólnych zachwytów nad tym filmem. Ktoś tu napisał, że widać, iż ciąży mu teatralne pochodzenie. Święte słowa! Dla osób, które za teatrem nie przepadają - a ja do nich należę - to właściwie wyrok. I rzeczywiście: dla mnie film był beznadziejny. Miotający się po scenie(?), planie(?) główny bohater, strojący miny, jakby nie miał wszystkich klepek, wstrząsany od czasu do czasu dziwnymi (niby to śmiesznymi) tikami, głupawe dialogi, ciągłe okrzyki, zamiast normalnej rozmowy, ogłuszająca chwilami muzyka, naiwność i wręcz głupota pozostałych bohaterów tego filmu, przekraczająca - moim zdaniem - granice groteski, a pełnym krokiem wkraczająca w nieznośny infantylizm - wszystko to jest nie do zniesienia przez prawie 2 godziny. Bardzo się dziwiłem, że sztuka teatralna, na której został oparty scenariusz tego filmu odniosła na Broadwayu aż takie sukcesy. Wiem, wiem, że to groteska, a więc także świadome przerysowywanie i dozwolona kpina ze wszystkiego, ale chyba nawet to "wszystko" ma jakieś granice... Nawet filmowa groteska nie powinna z widzów robić durniów, a jej scenariusz udawać, że z czegoś kpi, podczas gdy jest po prostu głupi i naiwny. Moja ocena: 1