Jak dobrze pamiętamy lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to era supermężczyzn, którzy ratowali świat dzięki swojej sprawności a przeciwników kładli "siłą swego umysłu". Teraz nastąpił trend filmowy z kobietami jako tymi co biją ( dosłownie) tych złych i zbawiają świat.... tylko...

Jakim cudem można uwierzyć w to, że panienka będąca na tym samym poziomie wytrenowania w walce wręcz jest w stanie pokonać faceta? To jest z racji różnicy fizycznej niemożliwe - ale wiadomo - Wielka Emancypacja.

Oczywiście wzorem procesu poprawnościowego - zarówno w serialach jak i filmach wprowadza się wątki homo.. tak musiało być tym razem... skoro Wielka Agentka ma takie skłonności to tym bardziej należy oczekiwać edycji Bonda ,gdzie główny bohater będzie oglądał się za wymuskanymi do przesady paniczami, a to właśnie z panienkami będzie walczyć by uratować świat.

P.S. Zadziwia mnie ogólna tendencja kreowania kobiet antykobiecych, jakoby jedynego , właściwego wzorca obecnych czasów "kultury". Tak samo z przesadnie wymuskanymi facetami - spędzającymi przed lustrem więcej czasu niż dziewczyny (upsss - partnerki) - a charakterologicznie "dzieciuchami" na których nie można spolegać.