Nawet jeśli Bóg nie istnieje, istnieje przecież wiara w niego i konsekwencje z twej wiary wynikające - także dla ateistów. Więc apelowanie, żeby niewierzący schowali głowy w piasek, bo to ich nie dotyczy, jest fałszywe. Dotyczy, ponieważ ateiści nie żyją na jakiejś odizolowanej wyspie ateistów, ale w ramach i pośród konkretnego społeczeństwa.
Nie można "udowodnić", że Bóg nie istnieje, podobnie jak tego, że istnieje.

Dyskusje dotyczą głównie wiary w Boga. Ateiści i chrześcijanie spierają się o to, czy istnieje, wymieniając się argumentami - czasami sensownymi, czasem nie. Nie mam pojęcia co w tym złego.

Zadałam kiedyś to pytanie ateiście, na co otrzymałam odpowiedź w stylu zweisteina - rozwiązania społeczne wynikające z wiary mają wpływ na życie ateistów, w związku z czym muszą się upomnieć o swoje, nawet jeśli nieistnienie Boga sprawia, że nie ma problemu od strony filozoficznej. Innymi słowy - nie oczekujcie, że każdy Polak będzie chrzcił dzieci i chodził na katechezę, to zostawimy was w spokoju.

A w jednym zdaniu - nie mamy nadal państwa laickiego, oddzielającego idealnie religię od spraw urzędowych.