Przeczytałam, że "z filmu biła pretensjonalność i infantylność". Nie zgadzam się z tym. Dla mnie cały film stanowił symbol. Podpisywanie kartek przez studentów... ile razy jesteśmy nakłaniani do wyparcia się Chrystusa, np. w pracy, kiedy szef każe mówić klientowi, że go nie ma w biurze. Reakcja dziewczyny głównego bohatera - przesadna, ale sama słyszałam, że matkę nie obchodzi, z kim jej syn będzie się spotykał, nie pozwoli tylko na jedno: by związał się z "katoliczką bez makijażu". A para w knajpie, gdzie facet zrywa z laską, bo ona ma raka? Zastanówmy się, jak ważne i wielkie są dla nas nasze własne sprawy, a jak mało obchodzą nas inni ludzie, ich problemy i bolączki. Cały ten film zawiera prawdę o nas, a przejaskrawienia są dla mnie jak nagłówki w gazetach - podkreślają to, co najważniejsze.