PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=870339}
6,1 1 869
ocen
6,1 10 1 1869
5,4 13
ocen krytyków
Bardo, fałszywa kronika garści prawd
powrót do forum filmu Bardo, fałszywa kronika garści prawd

re:mini.scencje

ocenił(a) film na 8

dobre bardzo to bardo, ładnie mu się ulało, temu inarritu, po raz kolejny zresztą.. we współczesnej historii kinowego mainstreamu, myślę sobie w domowym zaciszu swojego własnego mózgu, nie było takiego tripo-triko-tyku bodaj od czasu wkraczającego w puste odpływy wielu zlewów gaspara (ale tam te błąkania się jima carreya po zakamarkach własnej pamięci w zakochanym bez niej gondry'ego i kaufmana też mogą stanowić tutaj jakiś punkt odniesienia).

wkręcając się w koło narodzin i śmierci, wychodząc naprzeciw własnemu IP (istnieniu poszczególnemu), stając oko w oko z niszczycielem światów i porównując notatki - np. sukces jest moją największą porażką - senior alejandro opowiada się za tym, iż przy wyborze jednej z dwóch fatalnych opcji w pasku głównym menu, tuż po zalogowaniu się do komórki jajowej, lepiej by się ostatecznie pełzakowi żyło, gdyby się tam później jednak nie narodzić.. nie tam, że narodzić i umrzeć, usnąć, zasnąć czy śnić może potem, ale żeby w ogóle nie musieć waść czekać aż siąpić przestanie, stawać przed tego rodzaju wyborem.. nie narodzić, na światło dnia nie wypełzać, pępowinki nie przecinać, ze skrzel i płetw nie rezygnować, pozostać w kanale rodnym, w ciemności i w deszczówie, na dobre i na złe, dopóki ktoś inny nie wyświadczy nam przysługi.

zmiana środowiska naturalnego skutkuje niepotrzebnymi komplikacjami natury atonalnej, egzystencjonalnej i tożsamościowej - na powietrzu i lądzie, na lotnisku i w metrze, w nieswoim kraju, na nieswoim terenie, w nieswojej skórze, pod nieswoim niebem; próba dostosowania sprowadza cierpienie, niezrozumienie się z innymi, mówiącymi językami, tak podobnymi sobie, jeszcze bardziej różnymi, oraz izolację; przyczynia się do problemów z sercem i problemów z trawieniem; zwiększa ryzyko zawału, udaru, przyciąga pasożyty i inne paskudne zakażenia (bo tam nie było, panie dzieju, u początku pradziejów, żadnej ulotki reklamowej ani ministra słowa od zdrowia psychicznego i zaburzeń emocjonalnych - proszę puść to na antenie - ażeby nam o tym wszystkim powiedzieć).

no a dalej to już wiadomo jak jest i jak będzie: pęd, ślizg, wsys i nastaje światło, lęk, jęk, stres i odraza, absolutnie zero szans na sens; przy akompaniamencie Let's Dance bowiego można się co najwyżej na chwilę z systemu wylogować, wygiąć matriks, zapomnieć, wyłączyć, zatracić. wydrążone kukuły ludzkie tańczą kiedy tylko mogą to błogie zapomnienie; odsyłając, poprzez bowiego, do innego jeszcze pioniera pospankowej generacji, degeneracji i biodegradacji (odmóżdżenia alfa) lat osiemdziesiątych; pozwalając wybrzmieć słowom innej wszak piosenki w całej ich przerażająco aktualnej pełni: we see people, brand new people, they're something to see (z płyty pod wszystko mówiącym tytułem Idiota, żeby było śmieszniej).

ale - jak powiadają na wschodzie - after the ecstasy, the laundry! powrót do świata półżywych, półmartwych, jest zjawiskiem powszechnym, koniecznym i nieoddzownym. dalej znowu to samo jako było, jest i będzie; takie jakby broczenie, łażenie po plaży, strzeżonej, niczyjej, nieswojej; włóczenie się po niej, z jedną kończyną wleczoną po piasku, drugą (symbol tęsknoty, syndrom ciągoty naturalnej) zanurzoną w wodzie - ani tak naprawdę spacerujesz se po plaży ani pływasz we wodzie; wieczne nie-u-siebie, wieczne bycie pomiędzy; bycie pomiędzy jako stan permanentny (wodzowie wielkich armii, sprowadzając nas tutaj, nie wyświadczyli nam przysługi) (nasi właśni rodzice też nie).

(znamienna w tym kontekście jest scena uwolnienia płodu, wypuszczenia go do oceanu, jako wyraz tęsknoty, zarazem najczulszy moment tego filmu).

pełzak pospolity - w interpretacji innaritu - najwyraźniej nie przystosował się był jeszcze do życia na lądzie, nie wykształcił w sobie w porę odpowiednio dopasowanego pancerza praktycznego, który by go miał chronić, a ten który wykształcił na niewiele mu się zdaje.

(znowu znamienne w tym kontekście są te zmutowane zwierzątka w oszklonej solniczce, ni to chodzące, ni to pływające, bezużyteczne jako te flanimalse z xiążeczki dla dzieci pod takim właśnie tytułem - The Flanimals by ricky gervais - otóż zwierzątka te posiadają wprawdzie kończyny, ale z nich nie korzystają.. inaczej: korzystają z nich wyłącznie w zaciszu własnego zniewoszklenia, kiedy są zanurzone w wodzie - ale poza wodą, poza workiem, poza akwarium, na przykład w metrze, toną przygniecione nadmiarem przestrzeni i powietrza. pani sprzątająca nabiera je potem na szufle i wyszufla do śmietnika - ecce homo, oto człowiek widziany oczami inarritu - dumny byt świetlisty powołany do życia na tym z całą pewnością najlepszym ze światów, walcząc o oddech, zdycha na śmietniku.

reasumując: that's a hell of a trip, man!

niezły przejazd, a nawet przelot; szczegółowe jęki z wnęki chorej jaźni jednego szczególnego istnienia poszczególnego, takiego samego jak inne szczególne istnienia poszczególne.

skutkiem chwilowej nadprodukcji dimetylotryptaminy w szyszynce spowodowanej udarem najprawdopodobniej - nastąpiło zwolnienie wielu blokad komory maszyny losującej tu i ówdzie, w delikatnym mechaniźmie psychicznej maszynerii samego losującego. no i masz ci szmaciany bal, no i masz ci szamańską ucztę.

nadto z kolei, formuła tripu z pogranicza jawy i snu otwiera szerokie pole do popisu dla lubezkiego, który tam wyczynia po prostu co chce z tą kamerą: biega, pełza, lawiruje, tańczy jak federico fellini w mózgu orsona wellesa rentgenowanego wiercącymi patrzałkami piotra pawła pasoliniego (film RoGoPaG, trzecia nowelka).

przedpośmiertna bardotesque'a balansuje na linie żartu i powagi ściśle w myśl zasady wyłożonej taksówkarzowi na początku filmu: it's a docufiction, antonio!

(if you don't know how to play around, you don't deserve to be taken seriously).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones