No właśnie takie dziwne to było, film był ciekawy i wciągający do momentu jak Freeman zadzwonił do niej jak już byli u siebie w tym domu. Przecież to trochę bez sensu było, bo wszystko wskazywało na to że on jednak tego nie zrobił... I teraz i tak nie wiem dlaczego tamten z tym okiem rzucił ten granat tam - bez sensu... Nie spodziewałabym się takiego dziwnego końca - szczególnie z tym właśnie, że chciał zabić tą swoją żonę...

Moim zdaniem cała sytacja pokazała jakim Psychopotą i manipulantem był Ron Chapman, niby sympatyczny koleś którego ktoś wrobił, płacze na zawołanie, żal mu tyłek ściska itp. a tu nagle zabijanie ludzi z zimną krwią byle tylko przeżyć i żyć w postępującym kłamstwie. Mam takie alternatywne zakończenie, powiedzmy że uo kolesia ndaję mu sie zabić tega końcu, podchodzi do kanapy zabija żonę, pali dom pozorując własną śmierć, wyjeżdża do innego miasta i żyję sobie nie jako Ron Chapman ani Tom Kubick tylko jako Steve jakiś tam, żeni się z przykładowo z nauczycielką i żyje dalej. Co wy na to ??

Film jest żałosny, ale ta relacja i zachowanie męża względem żony w końcówce jest wiarygodne. Należy pamiętać, że to był żołnierz, umiał przyjmować pozy, które wzbudzały jego wiarygodność. To, że mówił, że ją kocha nie znaczy, że tak było w rzeczywistości. Miłe słówka i płacze na zawołanie oraz zgrywanie ofiary miały spowodować, by żona prawnik uwierzyła w jego niewinność i jednocześnie pomogła mu uniknąć wyroku. Gdy osiąga swój cel i dochodzi do niego, że ten jej znajomy pijaczyna o wszystkim jej powiedział, postanawia ją zabić, bo prawda wyszła na jaw i ona jako prawniczka mogłaby chcieć całą sprawę odkręcić i jednak go pogrążyć. Został postawiony pod ścianą, więc miał do wyboru pogodzić się z losem i ewentualnie pójść siedzieć lub ją zabić i się ulotnić.

Gdyby chciał ją zabić to by to zrobił bez problemu ale tylko ją związał, zapewne dlatego, że jednak nie chciał jej zabić.
Nie wiadomo co by się wydarzyło później, bo do akcji "niespodziewanie" wkroczył ktoś jeszcze... (dosyć spojlerów).

A Morgan nie zagrał nic szczególnego, prostą miał rolę, i odegrał ją bez wysiłku, choć poprawnie. Dużo trudniejsze zadanie mieli Judd i Caviezel - pierwsza sobie poradziła świetnie (choć nie rewelacyjnie) a drugi... trudno powiedzieć, po psychopatach wszystkiego się można spodziewać (chodzi o postać nie aktora).