PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=613271}

Bez słowa

Mute
5,3 8 586
ocen
5,3 10 1 8586
4,9 8
ocen krytyków
Bez słowa
powrót do forum filmu Bez słowa

Chociaż niektóre dziury logiczne i niedopracowane rozwiązania biły po oczach na kilometr. Ten film ma dwóch głównych bohaterów, granych przez Rudda i Theroux, a cała reszta (z naszym milczącym formalnym bohaterem głównym) to tylko dodatek. Gdybym nie doczytała przed filmem, że to Berlin jakiejś przyszłości, a sam film bywa określany jako thriller sci-fi (?) w ogóle bym nie zauważyła, że to jakieś hop do przodu jest. Film przez większość czasu dzieje się w kolorowym świecie nocnych klubów, więc nijak człowieka nie dziwią wirujące dookoła kolory i futurystyczny klimat, pewnie bez problemów można zrobić sobie taką jazdę po mieście i dziś. Do tego fakt, iż dzieje się on w przyszłości ma niewielki lub żaden wpływ na fabułę. O, gdyby dział się w przeszłości to tak, to już by była różnica, bo bohaterowie wykorzystują smartfony i kamerki, a bez nich kilka wydarzeń musiałoby mieć inny przebieg. Ale tu? Można o tym zapomnieć.
To, że bohater jest niemową, to także wiele dla widza nie zmienia (może poza tym, że wszyscy uważają go za jakiegoś leszcza, którego można zewsząd przeganiać, ale przecież i postać mówiąca także mogłaby być taką fajtłapą o złotym sercu, co ją przypadkiem wciągnął i wypluł brudny świat berlińskich zaułków). Fabuła jest w sumie prosta, jak budowa cepa, łatwo się domyślić, co się stało, szczególnie jak zamiast błąkającego się w poszukiwaniu ukochanej Leo, ciągle widzimy Ducka i Cactusa, wulgarnych, wyjętych spod prawa, szwendających się tu i ówdzie z typami spod ciemnej gwiazdy. I to o nich jest ten film, to wokół nich dzieje się to, co najciekawsze. To ich wzajemne relacje ostatecznie rozwiążą całą sprawę.
Wszyscy chwalą Cactusa, ale mnie bardziej zaciekawił Duck. Cactus to narwaniec, najpierw udusi, potem pomyśli, typ jakich wielu w podejrzanych zaułkach (choć świetnie zagrany przez Rudda), ale Duck... To jest postać, która najbardziej zaskakuje. W przeszłości żołnierz, obecnie lekarz i miłośnik dzieci od tej złej tego uczucia strony. Wyjazd kumpla go smuci, widać między nimi więź, ale jak Cactus go poturbuje za wszelkie przejawy niezdrowego zainteresowania dziećmi... To w najmniej spodziewanym momencie zobaczy coś, czego widzieć nie chciał. Nie mówiąc o potrzebie pozbycia się przez Ducka dwóch kłopotów za jednym zamachem - najpierw nasłać jednego narwańca na drugiego narwańca, a potem się na nim niby mścić (dając mu do tego głos!). Niby się mścić, bo w gruncie rzeczy o to mu chodziło, o to, by ktoś zrobił to za niego, a tu się taki dobry ktoś trafił... Tylko jego własna pycha (i odrobinka nieprawdopodobności w scenariuszu) sprawiły, że plan nie wypalił. Podobało mi się też, jak pokazali scenę, gdy Duck idzie do córki Cactusa, a on to widzi na ekranie. Film jest dosyć wulgarny i dosłowny, ale tu się urwał, tu zostawiono niedopowiedzenie. Duck podniósł dziewczynkę i wyszedł, czy od razu ją skrzywdził? Czy może jednak, mając perspektywę długiego czasu razem, postanowił poczekać, a tej nocy tylko naprawdę położył ją spać? Nie wiadomo, wiadomo tylko, że mała średnio cieszyła się z przejażdżki z wujkiem nazajutrz, a w scenie nad rzeką wzywała Leo, którego przecież - w przeciwieństwie do Ducka - prawie w ogóle nie znała. Na początku końcówka wydała mi się rozwleczona, punkt kulminacyjny był mocny i wydawało się, że w tym momencie powinien paść już "the end". Operacja, wożenie samochodem, maltretowanie chorego, jakieś niepotrzebne wspomnienia - tak to się przedłużało. Ale jednak po właściwym zakończeniu wydawało się, że jednak ok, dobrze się stało, odrobina happy endu się należała. Ale komu właściwie? Osieroconej dziewczynce której tata zabił mamę, a tatę zabił miły pan, który zabrał ją od złego wujka lepkie ręce do babci, która choć jest przemiła, to nawet języka nie zna? Samotnemu niemowie, który nie może - jak to zwykle w filmach bywa - zaprzyjaźnić się z uratowaną przez siebie dziewczynką, bo zabił jej tatę w zemście za to, że tata zabił mamę? Ten niby happy end to w rzeczywistości gorzkie podsumowanie, że mogło być gorzej, ale dużo lepiej to też nie będzie. I dlatego jakoś mnie to ostatecznie wciągnęło i dało do myślenia, mimo tego, że film można było skrócić o dobre pół godziny, zrezygnować z kilku efektów dla efektów i może dać odrobinę głosu głównemu bohaterowi, niechby się i on uzewnętrznił w tym całym tyglu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones