Ciekawy punkt wyjściowy (3 punkty widzenia), nieszablonowa reżyseria i inspiracja faktami sprawiają, że film urasta w moich oczach do rangi dzieła. O aktorach słów kilka. Jan Frycz po raz kolejny pokazał swój geniusz w materii aktorskiej, to mój ulubiony polski aktor, zresztą Danuta Stenka to moja ulubiona polska aktorka - znów grają tu małżeństwo i znów raczej nieudane. Stenka z małego materiału stworzyła ciekawą postać, dodatkowo brawa dla reżysera/scenarzysty Wojciecha Saniewskiego za powiązanie do "Kiedy Harry poznał Sally" - niezła hybryda gatunkowa i świetna odskocznia. Ponadto spora część obsady: Artur Barciś, Ewa Błaszczyk, Ewa Wencel, Bożena Stachura, Jan Englert - wszyscy udowodnili swój niesamowity talent. Aż żal, że tak mało (no może poza Englertem) jest ich w polskim kinie. Motywacje postaci nie były jednoznaczne, szczególnie Englerta i Stachury, to rozsupływanie tego, o co im chodzi, sprawiało mi wielką przyjemność. Nie do końca zrozumiałem intencję tego snu, no ale trudno. Najsłabszym jak dla mnie ogniwem filmu jest Robert Olech, który często nie dotrzymywał aktorsko kroku Janowi Fryczowi i bywał drewniany, no ale to może z powodu konstrukcji roli, nie wiem. Ogólnie jednak jestem zachwycony tym filmem i jednocześnie zbulwersowany, że został on całkowicie pominięty przy najważniejszych polskich nagrodach (Orły, Gdynia). To dość szokujące i ciężkie do zaakceptowania jak dla mnie. Mam nadzieję, że Wojciech Saniewski po tym filmie nie zarzuci reżyserii znowu na tak długo!
Oczywiście, reżyser i scenarzysta filmu ma na imię Wiesław. Przepraszam za pomyłkę!
Podzielam zdanie przedmówcy w ocenie tego doskonałego filmu jako całości jak i poszczególnych aktorów. I mnie podejrzane wydaje się pominięcie w nagrodach. Czyżby temat był politycznie niewygodny?