Abstrahując od tej całej patriotycznej otoczki stworzonej wokół filmu i gorącej dyskusji, czy to jest film gloryfikujący Polaków czy nie i czy jest zgodny z prawdą historyczną czy nie, uważam, że film jest artystyczną porażką. Bohaterowie mają ładne stroje i generalnie grają całkiem nieźle, ale żeby film był chociażby nadający się do oglądania musi mieć jakąś fabułę, która nie przypominałaby instrukcji obsługi sprzętu agd. Oglądając "Bitwę..." miałem wrażenie, że autorzy nakręcili ją dla dzieci ze szkół specjalnych (bez urazy dla nich), bo nie ma w niej kompletnie miejsca na jakąkolwiek interpretację artystyczną. Wszystko wyłożone jest łopatologicznie, tzn. tu mamy złych, źli są źli, bo są źli, a dobrzy są dobrzy, bo są dobrzy. Dialogi są tak banalne, że "Wielka Podróż Bolka i Lolka" to przy"Bitwie..." Immanuel Kant w najlepszej formie. Wartości przedstawione w filmie są jak z podręcznika moralności dla idiotów.
Poza poziomem treści i przesłania, film ma jeszcze inne wady. Na pewno totalną porażką jest bitwa, którą pokazano na poziomie "Hannibala" z lat 50-ych. Efekty specjalne mogliby sobie darować, bo one mają sens, kiedy nie widać, że są użyte, a tutaj od początku wiadomo, że komputerowo wygenerowani janczarzy szturmują komputerowo wygenerowany Wiedeń. Zero jakichkolwiek emocji... Motyw z tym nieszczęsnym wilkiem też został wklejony jakby nie wiadomo po co.
Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego ten film tak wyszedł. Może twórcy chcieli być pionierami w jakimś nowym stylu filmowym, ale do tego warunkiem koniecznym jest zainteresowanie widza. Tymczasem "Bitwa..." zwyczajnie nuży. Momentami bawi (Sobieski wygląda jakby jechał na wyrośniętym knurze, ksiądz wygłasza przemowę ni z gruszki ni z pietruszki, nie wiadomo do kogo i po co), ale przez większość filmu się po prostu wynudziłem. Wpłynęła na niego z pewnością przewidywalność, zarówno wydarzeń jak i dialogów.