Realistyczny bez żadnych zbędnych efektów, muzyki, charakteryzacji, scenografii. Całość praktycznie bazuje na grze aktorskiej, napięcie budowane jest dzięki realizmowi, żywym emocjom zamiast sztywnym regułkom ze scenariusza i co za tym idzie, możliwości wczucia się w bohaterów. Wszystko to kamera z ręki i podróż po lesie. Nie widać obiektu, którego musimy się bać, nie ma żadnych paranormalnych wątków ani rozszarpanych części ciała - wiemy tylko co czują bohaterowie, dzielimy się doświadczeniami spotykanych ludzi opowiadających miejskie legendy i w ten sposób zrobiony jest film grozy. Amatorski budżet filmowy a następnie dochód z niego, który można nazwać sukcesem kasowym, szereg filmów realizowanych wiele lat później mniej lub bardziej udolnie w tej samej konwencji mówią same za siebie - nie trzeba całego sztabu ani ekipy filmowej jak u Beara Gryllsa robiącego odrażające rzeczy ku uciesze gawiedzi żeby wyszedł efektowny materiał. Pod tym względem to jeden z lepszych horrorów ostatnich lat - jak ktoś tego nie rozumie to chyba się pomylił i powinien wrócić do Piły, Texańskiej Masakry, itp.