Film jest zły lub dobry. Znośny lub nie polecany. Świetny albo tragiczny. Wśród tych określeń przynajmniej trzy moga pasować do "Closer". Pomysł - dobry. Film - świetny. Zadziorny, obsceniczny, ale w sposób ligwistyczny, więc taki, który kreuje obrazy tylko w naszej głowie nie zaś na ekranie w kinie. Pobudzający wyobraźnie, opowiadający o różnych (może troszkę wyolbrzymionych) wzorcach i postawach. Mamy barbarzyńce, rycerza, damę i dwórkę. Rycerz wielbi damę i kocha dwórkę, barbarzyńca podbija damę i wykorzystuje dwórkę. Zarysowuje sie więc odwieczny konflikt kobiet - podniecający brutal, czy delikatny wielbiciel - i konflikt mężczyzn - być zdobywcą czy wielbicielem. Każda z postaci ostro zarysowywuje się w filmie i przekazuje nam pewna nauke o nas samych, o wyborach jakie podejmujemy ze strachu, poczucia winy, odwagi czy miłości. Jak nisko mozna upaść i jak wysoko mozna wzlecieć? Wykonanie - znośne, bo faktycznie mogło być lepiej (romantyczny Jude Law i tragiczna Julia Roberts), ale z ostatecznym rozrachunku film obronił się (tajemnicza Natalie Portman i rozwiazły Clive Owen). Myślę, że jeszcze raz przyjżę się tej opowieści, ale tym razem postaram się być closer..... :D